Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2014

1971

Obraz
Następną notkę kocią autorka poświęca dwóm pięknym kobietom: IWONIE I ZMORCE. Trudno właściwie przyznać coś innego niż to, że wszyscy są obrażeni. Przoduje syneczek mamusi, któremu muszę straszliwie się podlizywać, a on gardzi i ostentacyjnie użala się wszystkim, włączając dziadków, co to dziś wpadli na okazanie. Na mnie fuczy i warczy, czego nie robił NIGDY. Tak oto awansowałam na Najgorszą Matkę Roku nie tylko z punktu widzenia Zuzanny. Jeśli chodzi o Edka, to mam szansę na tytuł Najgorszej Matki Tysiąclecia. Przez aklamację. Zocha zachowuje się w sposób wyważony i udaje, że Czesiek nie istnieje. Syczy na niego w ostateczności, czyli  - gdy przecinają im się ścieżki. Poza tym wypiera. Karolek. Nie. Zamawiał. Tej. Usługi. Jest załamany gównem, które go spotkało, w dodatku za kasę, mogącą wejść w skład pożywienia. Bardzo aktywnie uczestniczymy w kocim życiu, bo maluch jest potężnie zestresowany i uważamy, że mordobicie nie jest promocją, jaką powinien otrzymać. Poza ty

1970

Kolejną notkę kocią (to chyba trochę potrwa) dedykuję towarzyszce ODWODNIK, która z nieznanych przyczyn zaczęła się również pojawiać jako er-er. Mnie nie nabierze, przecież widzę, kto jest na zdjęciu, hehe. Jadę teraz z rodzicami do Bielska na groby, więc tylko opis naszej wyprawy i wylot. Korki były jak jasna cholera, do Bełchatowa jechaliśmy trzy godziny. Myślałam, że mi tyłek odpadnie. Ciemno się robi wcześnie, więc zgubiliśmy się w osiedlu, ale koniec języka za przewodnika i jakoś to było. W mieszkaniu przywitało nas... srylion kotów archangielskich, nie policzyłam, bo się ciągle ruszały. Do tego dwie panie, mama i córka, oraz osoba ośmiomiesięczna płci żeńskiej, bardzo kontaktowa i samodzielna. Ogólnie wrażenie, jak się spodziewałam, bardzo pozytywne. Koty nie były oddzielone od strefy życia, zajmowały wszystkie meble, wyglądały na bardzo zadowolone i zadbane. Tylko jakaś nieznana część tkwiła w izolacji i sądzę, że były to kocury kryjące. Wizyta przebiegła gładko, choć

1969

Obraz
Wróciliśmy z Cześkiem. Wrzucam Wam parę zdjęć z podróży, bo muszę tu opanowywać sytuację, która - jak rozumiecie - jest napięta. Karol wchodzi do łazienki i wychodzi z nadzieją, że za którymś razem Czesiek zniknie. Zocha nie zapłaciła za tę opcję. Edek zajął strategicznie bezpieczną pozycję pod drapakiem. Czesiek siedzi w kontenerku. Wszyscy obserwują się nawzajem, wyrażając niezadowolenie z wykonanej usługi.

1968

Wiadomość dnia jest taka, że o 14:00... jedziemy po Cześka!

1967

Rozważania o mizerii świata i upadku narodów poświęcam koleżance IZABELLA IKA. Niech ma. Powodzenia. Uwaga! Notka zawiera elementy drastyczne. Zapomniałam Wam opowiedzieć, że odnotowałam całkowity upadek jakiejkolwiek kultury wyższej oraz rzemiosła. Bo przecież dokonałam tej selekcji obuwia, skrupulatnego oczyszczenia, zapakowania i wywiezienia do obuwniczego doktora. I teraz wyobraźcie sobie, włażę do niego s tom siatom, a od drzwi witam się radośnie: - Dzię dobry, hurtownia. Na co pan szewc zamienia się w ułamku sekundy w żonę Lota, po czym czapka mu eksploduje i podniesionym głosem sprowadza mnie do parteru. - Letnie buty, tak? Porządki się robiło, tak? I teraz, przed pierwszym listopada mi to pani przynosi?! Myślę sobie, że jesień to w sumie dobra pora na oddanie letnich butów do szewca hurtem i, cóż, każdy może mieć gorszy dzień, więc zachowuję spokój. - Ale to się nie spieszy. Nie zależy mi na czasie, jak pan zrobi, będzie dobrze. - A gdzie ja mam te pani buty trz

1966

Obraz
Chciałam podkreślić, że CZWOROLIST wygląda wyjątkowo dobrze i nie uwierzyłam w zeznania, mające poświęcić jej notkę 1962. Najwyżej 1966 (albo i wyższą). Dlatego też z najlepszymi życzeniami darowuję kobiecie tekścik kulinarno - obuwniczy. A to się załapałaś. Te mają najwyższe statystyki! Zacznę od kulinariów. Wstałam o 9:00, w domu cisza. Nikogo nie ma i pieczywa też. Ale co to dla mnie! Przypomniało mi się, że Ola robiła niedawno sałatkę. To ja też, kto bogatemu zabroni. Sprawdźcie najpierw oryginalny przepis , ponieważ ja zawsze muszę dokonać jakichś modyfikacji. Ola ma refluks i porusza się w ograniczonym zasobie produktów, co może być bardzo przydatne, jeśli akurat macie małe dzieci, które utrudniają (jak to dzieci). Ja nie mam refluksu, więc się nie przejmuję. I. Wzięłam sobie rukolę, którą bardzo lubię z uwagi na ostry smak. Pół persymony, pół gruszki, pół serka z niebieską pleśnią, bo jest dość słony. Do miski. Oczywiście proponuję w kawałkach, żeby potem nie b

1965

Notkę nr 1965 poświęcam Koleżance Beemwe. Będzie na taki temat, że niech się Koleżanka nad sobą zastanowi. I oczywiście... BEEMWE            NIECH              ŻYJE! Założyłam w końcu księgę wieczystą dla mojego małego mieszkanka, które okupuje licealny kolega, zwany potocznie lokatorem. Właściwie to mieszkanie tylko z nazwy (i aktu własności) jest moje, gdyż albowiem darowałam je Dziecku na osiemnaste urodziny. Dlatego też, jako osoba startująca po raz kolejny w wyścigu na Najgorszą Matkę Roku, postanowiłam je sprzedać. Rzeczonemu lokatorowi. Oczywiście najpierw musiałam przysiąc na kolanach, że odkupię. Aczkolwiek tak korzystnych interesów, jakie udało mi się zrobić z kupnem obydwu naszych mieszkań, raczej nie powtórzę, bo podobno nic dwa razy się nie zdarza, a mnie się zdarzyło, więc nie liczę już na trzeci. No, chyba że dom potraktujemy jako osobną kategorię, to zapraszam szczęście serdecznie. Wtedy może i na odkupienie mieszkania wystarczy albo się Dziecku fartnie i dost

1964

Update górny. NOTKĘ TĘ, JAKBY NIE BYŁO - RÓWNOŚCIOWĄ, AUTORKA Z ROZKOSZĄ POŚWIĘCA SWOIM WIERNYM CZYTELNICZKOM, OBYWATELKOM O NICKACH: KINIO      I     DORA. NIECH ŻYJĄ! Niech mi to ktoś wyjaśni, bo nie ogarniam. Serial duński "Rząd" ("Borgen"). Scena: była pani premier u lekarza. On zwraca się do niej per Birgitte. Ona do niego: proszę pana. Są mniej więcej w tym samym wieku, ale ona lepiej wygląda (musiałam). On - lekarz, OK. Ale ona była jeszcze przed chwilą najważniejszą urzędniczką w kraju!!! Stała na czele tego państwa, do jasnej cholery! Wyprowadziłam się z równowagi i zamieszkałam w feministycznym betonie.

1963

Obraz
Czasem to aż mnie korci, żeby nagrać i tu zamieścić, jak ekipa pochłania swój ulubiony posiłek, czyli małe puszeczki Gourmeta. Bo to potrójne, a niebawem (mam nadzieję) poczwórne mlaskanie, jest bezkonkurencyjne. Poza tym talerzyki czasem jeżdżą po kuchni, co daje dodatkowe efekty. Ostatnio wpadliśmy na pomysł, żeby nie dawać im tego do misek, tylko na talerzyki, bo one wchodzą do zmywarki na 65 st. A miski są plastikowe, więc nie wchodzą i myją się ręcznie. Takiej temperatury w myciu ręcznym się nie uzyska. A potem otwieramy myjnię na skale przemysłową, dwanaście łap i trzy, bardzo długie, jęzory. Po jedzeniu należy się umyć i każdy porządny kot o tym wie. *** Wyobraźcie sobie, że Prezes wczoraj odkrył wyjątkową atrakcję dla melomanów. Mianowicie do sal NOSPRu można wejść na koncert za... złotówkę. Niech mi ktoś teraz wmówi, że go nie stać. Koncerty złotówkowe dają studenci Akademii Muzycznej. Zakładam, że grono profesorskie jednak nad tym czuwa i nie wystawiają początkujących.

1962

Satynowe pantofle są piękne. Bardzo eleganckie, zdecydowane i... trochę burdelowe. Mam kilka par, najbardziej lubię te czerwone z kokardami na piętach - zaprawdę przywodzą ludziom myśli nieczyste. Od lat mam również pomarańczowe, kupione na Allegro, obszyte czarnym tiulem, wprost stworzone do zakładania w parze z czarnym koronkowym gorsetem. Oczywiście wkładam je do czegoś zupełnie innego, bo latanie po fabryce w koronkowym gorsecie mogłoby się źle skończyć (dla wszystkich), a nigdzie indziej nie chodzę. Satynowe pantofle są więc piękne i pociągające oraz... niemożliwe do utrzymania w czystości. Po prostu nie ma na to sposobu, wypróbowałam już nawet najbardziej wyuzdane, ścierałam, prałam pianą, gumowałam. Nie i koniec. Tkanina jak tkanina - brudzi się, zwłaszcza że przy ziemi, i nic na to nie poradzisz. W związku z powyższym, choć buty - poza zabrudzeniem - są w stanie idealnym (ile razy można wyjść w pomarańczowych, satynowych pantoflach z czarnym tiulem, nawet będąc mną?!), postan

1961

Urlop w miłej atmosferze i kotlety drobiowe. Z sałatą. Wyrzuciłam pięć par butów. Następnych pięć przygotowałam do zawiezienia do szewca. W szafie nie widać różnicy. I  ugotowałam kompot. Kompot, wyobraźcie sobie! Obejrzałam też film o wampirach. Nic specjalnego we mnie po nim nie zostało. W ogóle mam teraz taki problem, że się na filmach nudzę. Musi mnie wciągnąć i to szybko, bo inaczej nie jestem w stanie oglądać. Z drugiej strony - wciągają najczęściej filmy mało i średnio ambitne. Wiecie, jakieś nawalanki i ajlowju. A po nich nic we mnie nie zostaje. Tymczasem dzieła ambitne straszliwie mnie nużą, bruzda nie ogarnia. I co tu, panie, wybrać? Ostatnio na tapecie zaistniał "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął". Przyjemny, ale na raty oglądałam. Nie sądzę, żeby to coś z filmem, raczej ze mną. Zwoje mi się przepaliły czy co? A już jak film nakręcono przed rokiem '90, to jakaś klapka mi w mózgu klapie od strzału. Są na to jakieś tabletki? Tabletki się łatw

1960

Bardzo, bardzo proszę: Państwo skoczy do Kruszyzny i przeczyta, co ona napisała o Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej . Się dziewczyna narobiła, wszystko, co mogła, przeczytała sama (czyli nie korzystała z interpretacji, maszerując do źródła), notkę - jak zeznaje - pisała pięć godzin. I dobrze jej wyszło! Chwała! Kto ma opinię wyrobioną za, ten się poczuje lepiej, znajdując potwierdzenie słuszności swych wyborów. Kto ma opinię wyrobioną przeciw, ten być może zyska szansę na przemyślenie pewnych spraw. Wiem, że nie powinnam pisać tego, co teraz napiszę, ale nie bez znaczenia jest fakt, że Krusz deklaruje się oficjalnie jako katoliczka oraz urzeźbiła trzy dorodne niewiasty, aspirując tym samym do wielodzietności. A tekst jest mądry, pozbawiony uprzedzeń, wyważony, przemyślany (5 godzin nie stukała przecież w klawikord) - po prostu DOBRY. Polecam Wam go serdecznie, bo odpowiednie daje rzeczy słowo. Rekomenduję go Wam. Nie podskakiwać, ty

1959

Obraz
Pojechałyśmy dziś z mamą do Caritasu, bo tam znaleźli schronienie ludzie z zawalonej po wybuchu gazu kamienicy. Zawiozłyśmy jakieś ciepłe ciuchy, oni goli zostali - straszne. Podobno prezydent miasta obiecał każdej z rodzin mieszkanie zastępcze i 5.000 zł bezzwrotnej zapomogi. Obawiam się, że to pomoc wyłącznie dla tych, którzy mieli mieszkania komunalne, przecież nie dadzą lokali tym od własnościowych, a tam była wspólnota mieszkaniowa z przewagą wykupionych. No i te 5.000 - oczywiście doceniam, że choć tyle, ale co ci ludzie mają zrobić z taką kwotą? Straszne to wszystko. Wyobraźcie sobie, że stoicie o 5:00 rano w piżamach na ulicy i nie macie NIC. Dobrze, że choć z życiem udało Wam się ujść. Nie macie dokąd pójść, czym umyć zębów, majtek na zmianę, dokumentów. Pewnie się cieszycie, że obok stoją dzieci, bo mogłyby nie stać. Serce się kraje, przecież nie zawiniliście, żyjecie jak wszyscy - chodzicie do pracy, kupujecie bułki w piekarni na rogu, myślicie, czy uda się na najbliższe w

1958

Mam dla Państwa złą wiadomość. Czesiek dzwonił, że się zesrał. Nie jedziemy, niestety. Wyprawa krzyżowa odroczona na czas nieznany. Tak, też mi przykro.

1957

Kruszyzna się pyta, co jest w piekarniku. Otóż nie uznałam za konieczne podawać Wam przepisu, ponieważ w piekarniku spoczywają Leniuszki. Ja tę nazwę wymyśliłam, R w kółeczku, uważam, że niezwykle adekwatna. Choć mogłyby też nazywać się Ratuszki, bo uratują sytuację. Każdą. Otóż ustalmy na początek, co ma pani domu. Odpowiadam: pani domu ZAWSZE ma w zamrażalniku ciasto francuskie, które z kolei ma to do siebie, że nie zaimplementowało cukru, więc można je wykorzystać w każdej trudnej sytuacji. Oraz hobbystycznie. I nie mówcie, że to jakiś problem. Na zakupach dorzucacie do kosza ze dwa zwitki i ładujecie je do zamrażary po powrocie w pielesze. Potem mi podziękujecie. Nie ugotowałaś obiadu? Ciasto francuskie. Cholerni goście wpadli niczym grzyby w barszcz? Ciasto francuskie. Rodzina snuje się po kątach, rzęzi i żąda? Ciasto francuskie. Naczelna zasada kuchenna (byle się nie spocić)? Ciasto francuskie. Ten, kto wymyślił mrożone ciasto francuskie, powinien dostać Nobla. Co, mia

1956

Obraz
Licytacja trwa. Wczoraj on: Więc ja dziś na to: Nie będzie mi się tu popisywał!

1955

Wstałam o godzinie nieprzyzwoitej, czyli 8:45. Zjadłam śniadanie. Wypiłam herbatę. Pojechałam do fryzjera. Zrobiłam zakupy. Ogarnęłam kuchnię. Nakrzyczałam na Zuzię. Zuzia nakrzyczała na mnie. Pomyślałam, żeby zrobić rogaliczki z ciasta francuskiego z jabłkami. I chce mi się spać. Pogoda barowa. Brak konieczności wyjścia do pracy powoduje, że deszcz przestał mi przeszkadzać. W domu idealna cisza, przerywana jedynie okazjonalnie kocimi okrzykami, które mają mnie zachęcić do wydania posiłku. Edward natychmiast wyczuł koniunkturę i zalogował się w opcji "syneczek mamusi", na okoliczność czego porzucił jedzenie chrupek z miski, żądając karmienia z ręki. W sumie radość, że nie łyżeczką. Siedzę sobie w kuchni na moim stołeczku, pomiędzy drewno a tyłek zaimplementowałam poduszkę, plecami opieram się o kaloryfer. Ciepło, cicho, pusto - lubię. Opędzam się od myśli o konieczności kontynuowania pracy nad cudzym doktoratem. Jeszcze mi się nie chce. Jeszcze to odpycham. Ale t

1954

Obraz
Jazzowe wtorki (polecam). Dziś Bałdych-Sendecki-Doctor Trio. Notka ze strony NOSPR: Adam Bałdych  to dziś jedno z najbardziej gorących nazwisk polskiego i europejskiego jazzu. Od momentu podpisania kontraktu z ACT Music w 2012 jego kariera nabrała niebywałego tempa. Kalendarz koncertowy Adama jest szczelnie wypełniony – gra w najlepszych salach koncertowych, współpracuje ze świetnymi muzykami, by wymienić tylko Iiro Rantalę, Verneri Pohjolę i Yarona Hermana, z którym zarejestrował najnowszy album  The New Tradition . Jest uwielbiany przez publiczność i poważany przez krytyków – Ulrich Olshausen z  Frankfurter Allgemeine Zeitung  napisał o nim: „Bez wątpienia Adam jest najbardziej zaawansowanym technicznie skrzypkiem naszych czasów, możemy się po nim spodziewać wszystkiego, co najlepsze”. Ma na koncie wiele nagród i wyróżnień, w tym tę najbardziej prestiżową –  Echo Jazz  przyznaną mu w 2013 przez niemiecki przemysł muzyczny. Pianista i kompozytor  Vladislav "Adzik" Sen

1953

Prezes codziennie opowiada mi co lepsze kawałki ze swej międzynarodowej pracy. Szczególnie ukochał swego obecnego, hinduskiego zleceniodawcę, który mówi do niego all day long. Jest przy tym tak zaangażowany, że z radością pozostaje w robocie po godzinach, by tylko móc gadać do Prezesa, nie zważając, iż wybiła mu właśnie 22:00. Prezes uważa, że jest to odrobinę uciążliwe, ponieważ nie może niczego napisać, albowiem wciąż musi odpowiadać na niekończące się pytania Wassifa. To są pytania w stylu oślim ze "Shreka", czyli: "Daleko jeszcze?!". Wczoraj Wassif był na amfie i nie przestawał tak uporczywie, że Prezes zagadał do swojego kierownika projektu, żeby coś z tym zrobił, bo nie jest w stanie pracować. Kierownik z dużym zaangażowaniem rzucił się tłumaczyć Wassifowi, by się zamknął i osiągnął skutek! Wassif milczał przez całe pięć minut. A kiedy u nas wybiła 16:00, a u Wassifa nie wiadomo która, Wassif nadal mówił, nie zważając na fakt, że zarówno Prezes, jak i kie

1952

Wiadomość roku: JESTEŚMY ZDROWI!!!

1951

Obraz
Państwo się okresowo upomina o notki obuwnicze, więc spieszę zasięgnąć opinii, jak się Państwowi podobajo takie Irregularki: Gdyż mianowicie zapragnęłam je posiąść okazjonalnie. PS Rozpoczynam buszing na ebay'u. Buszing and polowing.

1950

Obraz
Dziś tylko Wam podrzucę (może znacie, ja dopiero odkryłam) coś do posłuchania . Trudno się oderwać. Jest nieprawdopodobna. ZAZ

1949

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o rzetelności, ale wstydziliście się zapytać. #zadługienieczytam Natrafiłam dziś na artykuł , który odrobinę mnie zirytował. Jednak wcale nie z powodu, o którym być może pomyślicie zaraz po jego przeczytaniu. Ponieważ w miarę upływu czasu teksty znikają, pozwolę sobie przekopiować całą treść, a linkuję z poczucia przyzwoitości. - Czuję się jak bohaterka Kafki - mówi Anna Kopyść, matka samotnie wychowująca dziecko. Od ponad roku toczy bój z urzędnikami o wypłatę becikowego. Ci nie dają za wygraną, mimo że rację kobiecie przyznało już Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej oraz Wojewódzki Sąd Administracyjny. I wciąż przywołują pojęcie "rodziny" Wszystko zaczęło się w czerwcu ubiegłego roku, kiedy mieszkanka warszawskiego Mokotowa zgłosiła się do władz dzielnicy o wypłatę becikowego. Ustanowione jeszcze za rządów  PiS  jednorazowe świadczenie w wysokości tysiąca złotych miało przyczynić się do wzrostu liczby urodzeń w Polsce. Poc

1948

Wiecie, po czym rozpoznać szefa na poziomie? Szef na poziomie dwie godziny przez zakończeniem dniówki mówi: - Kto może, niech idzie do domu i odpocznie. Od tygodnia jest bardzo ciężko, a będzie jeszcze gorzej. Nie ma potrzeby, żebyście tu siedzieli. Każdą chwilę wykorzystujcie na odpoczynek. Bardzo wam dziękuję za wszystko, co robicie. Ja z kolei zrobię, co w mojej mocy, żeby wam to wynagrodzić. Naczelny zapunktował. Zatkało mnie. A mnie rzadko zatyka. I teraz powiedzcie, że bez powodu lubię tę robotę.

1947

Jaka piękna wiosna tej jesieni! Mimo zapowiadanych pogorszeń, świat ma się znakomicie. Rankami jadę przez mgły, a w radiu zapowiadają opady. Na szczęście pogoda nic sobie nie robi z planów meteorologicznych i żyje własnym życiem, dopieszczając nas ciepłem i słońcem. Wciąż noszę balerinki na bose stopy, jeszcze nie zakładam kurtek. Czuję się rozpieszczona. Na tę okoliczność rozpieszczam trochę Szefa, który przechodzi właśnie apogeum wkurwu i ryczy na wszystkich jeszcze przed poranną kawą. O tej porze to ja mam słabą odporność. Wszyscy mają. W związku z powyższym, jako specjalistka najwyższej klasy, zostałam oddelegowana przez zespół do załatwienia tej sprawy. Powracając z misji wojennej, napotkałam rząd wpatrzonych we mnie nieomal modlitewnie oczu. Zgrabnym ruchem wytarłam dłonie w gacie. - No! To kto ma coś do załatwienia, leci teraz. - Jak ty to robisz?! - kwiknął tłumek. - Nie mogę wam zdradzać tajemnic warsztatu. Oglądnie rzecz ujmując - miziam mu ego. Tłumek poderwał się i

1946

Co by Wam tu? Nosem się podpieram. Szef znajduje dla mnie coraz to nowe zastosowania, a każde bardziej irytujące. Poziom trudności wzrasta, już chyba przestał się zastanawiać nad faktem, że ja jestem "z zewnątrz", czyli laik (skromna polonistka). Przyznaję, że niektóre rzeczy robię i nawet mu nie mówię, bo na 100% chciałby poprawiać (wtedy sobie przypomni, że nie jestem z branży), a ja nie mam teraz ani siły, ani czasu na dyskusję o wymianie ale na lecz. Dziś posunęłam się do kradzieży. Mianowicie ukradłam mu książkę z biblioteczki w gabinecie, bo mi zabrakło zgrabnego sformułowania i przypomniałam sobie, w której pozycji rzecz ładnie opisano. Ryzyko było spore, bo on jest uczuony na punkcie tych książek i, choć na pewno by mi pożyczył, zaraz chciałby wiedzieć po co, a ja nie umiem kłamać. Pewnie bym wyznała, on zapragnąłby autoryzacji, czas leci, roboty po czubki kucyków. Więc ustaliłam gryplan z sekretarką, wystawiłam czujki, zwinęłam książkę. Poziom trudności wzrósł p

1945

Normalnie poszczuć Was cycem i od razu wymiękacie. Inna sprawa, że trudno się dziwić, bo cycki są fajne. Przy tym coraz więcej ślicznych modelek się pojawia - ja szczególnie lubię tę panią, która prezentuje nam Kleksika. Jest taka wesolutka i sympatyczna, że mam ochotę się do niej przytulić. Zresztą Ewa Michalak, jak widać na zdjęciach, ma modelki w naprawdę różnych rozmiarach, a także - uwaga - wieku. Ostatnio zauważyłam panią w MOIM wieku. Tak przynajmniej sądzę. Mam dziwne przeczucie, że to będzie jakiś nałóg. Ekspres pojechał do naprawy, a właściwie to pozwiedzał Śląsk, ponieważ okazało się, że serwis czynny do 16:00. Rozczulają mnie takie rzeczy. Kto otwiera punkty usługowe dla bezrobotnych? Najgorsze, że Prezes pracuje do 17:00. Zgaduj-zgadula, kto jutro kopnie się do Katowic i będzie smyczył tego grata w rękach? Pomstuję odrobinę, bo oczywiście z miejscami parkingowymi jest kłopot i nie wiadomo, jaką trasę będe musiała przebyć z kawiarką wtuloną w mymłon. To jest duża kawiark

1944

Obraz
No i se, frajerka, zrobiłam. Bo czasem człowiek jakiś taki naiwny albo nieprzewidujący. Ogląda tego fejsbuka, tu zajrzy, tam coś bąknie, polubi... i ma! Wzięłam se polubiłam Ewę Michalak . Kara za lekkomyślność nadeszła. Tak kicam po tym fejsbuku, kicam, pacze... Kleksik Za co?! Przesz byłam grzeczna! Nie wolno tak człowiekowi. Ledwo się ogarnęłam, a tu... Paris, Paris Ciepłota ciała wyraźnie mi się podniosła. A palec na przewijarce nie chciał przestać i... Takie Śnieżki (I nawet Ewa Michalak też) Już myślałam, że to największa kara, kiedy zobaczyłam BAMBINO! I na koniec, tak po prostu, dobili mnie majtkami. AAAAAAA!!! Chcę. Chcę to wszystko, niech mi ktoś kupi, nie bądźcie świnie. Przecież to nie tak, że ja oczekuję tego zakupu od jednej osoby. Możecie się podzielić. Pomnożyć. Jakie Wam tam działanie matematyczne pasuje. Czy nie widzicie, że łkam?! Widzicie i możecie tak patrzeć?! Co za ludzie bezwstydni!!! Tak nie powinno być, żeby się kobie

1943

Podstawowym złem całego świata jest moja lewa dziurka w nosie. Wydostają się tędy na świat osobne byty. Żyjące własnym życiem uosobienia kosmitów. Błe. Przeleżałam weekend i mam nadzieję, że to było dobre rozwiązanie i zaprowadzi nas ku jasnej, świetlanej przyszłości. Dziś wieczorem wstałam, zrobiłam porządek w kuchni i obiad na jutro, gdyż niestety zaczyna się właśnie mój tydzień obiadowy. - Pochwal - powiedziałam do Prezesa, który napłynął z czeluści smoczej jamy, zwanej przez niewprawionych gabinetem. - Za co? - Do przygotowania jutrzejszego obiadu zużyłam wszystkie resztki z dzisiejszego. Nic się nie zmarnowało. To ja - twoja oszczędna pani domu. Wzór cnót wszelakich. - Obyś tylko oszczędności nie spożytkowała na buty. - Phi! - podsumowałam, bo "phi" jest znakomitym podsumowaniem KAŻDEJ dyskusji. Polecam do stosowania. A teraz pójdę i z powrotem się położę, by wstać o poranku świeża i radosna niczym skowroneczek. Wierzę, że lewa dziurka mojego nosa się dostosuje.

1942

Obraz
Wczoraj nocą ciemną napisał do mnie Czesiek. Zacieśnia więzy.

1941

Wyobrazi Państwo sobie, że wzięłam dziś udział w dyskusji na fejsie. I to w dodatku publicznej (w sensie - na fanpage'u, a nie czyimś profilu), co zdarza mi się niezwykle rzadko. Przyzwyczaiłam się, że jeśli coś mruknę, jestem nazywana feministycznym betonem, lewakiem, niedorżnietą i brzydką grubaską czy tam np. feminazistką. Uważam to wręcz za komplementy. Tymczasem dzisiaj szczęka mi opadła. Dziś, Państwo imaginuje, nazwano mnie: - paternalistką, - niemyślącą, - niepoważną, - kurwinistką, - kucykiem gimnazjalnym. Zarzucono mi także: - ból dupy, - pieczenie dupska, - nieadekwatność, - niezrozumienie sytuacji geopolitycznej, - nierozumienie potrzeby edukowania kobiet i dziewcząt, - szafowanie pojęciami, - dyskredytowanie idei, - uwłaczającą i obraźliwą postawę wobec kobiet, - rzucanie oskarżeniami. Wydarzenie to, dla każdego, kto zna mnie choć odrobinę, byłoby nieomal śmieszne, gdyby nie rzucało światła na komunikację w Internecie, a wręcz komunikację w ogóle. Z

1940

Obraz
Cieszyłam się wczoraj, że nie muszę pracować w weekend? Żarto - kurwa - wałam. - Potrzebuję takich materiałów - ogłosił Szef rano. - I przygotuje mi je... Cała sala w ułamku sekundy spadła z krzeseł na podłogę i ukryła się pod stołami. Jestem chora, to za wolno reaguję. - ... Asia. - W weekend też? - zapytałam z płonną nadzieją. - Tak. A pogoda taka piękna. Muszę szybko wymyślić, komu wtrynić zadanie, żeby się uwolnić. Idę sprawdzić, kto w weekend stoi na flance i pilnuje dóbr.

1939

- I jak ci się pracuje w czasie klęski żywiołowej? - zapytał mnie dziś w windzie Szef. - Klęską to jest moja infekcja - odpowiedziałam ze smutkiem. - Resztę ogarniam. Szef spojrzał na mnie przeciagle, po czym zaniósł się koncertowym kaszelkiem. Po wypluciu górnej drogi oddechowej podsumował: - Widziałem cię dzisiaj w wyjątkowo niespodziewanych lokalizacjach. - Człowiek chce się przydać, jak umie. Nic na to nie odparł, tylko przyglądał mi się w zamyśleniu. W sumie to mam nienajgorzej, bo nie muszę przychodzić w weekend. Są tacy, co muszą. Jak szaleć, to szaleć. *** Wpłaciłam zaliczkę na kota przecudnej urody - kaprala Czesława Jedziniaka. Kot donosi, że zabierze ze sobą kocyk. Oraz dowód osobisty. I umowę o współpracy. Będzie to pierwsze zwierzę w tym domu o udokumentowanej proweniencji. Znaczy - zwierzę o udokumentowanej proweniencji, bo my mamy i możemy się wykazać, jeśłi wola. Dom też ma. A nawet Edward lekkomyślnie nie zabrał do nas żadnych papierów, na czym mi zresztą ni

1938

Chorowanie jest takie przygnębiające... Łoterloo (kaszle leżąc na kanapie i wyglądając żałośnie). Zuzanna : Maaamoooo! Zatykaj otwór! Łoterloo (zatyka palcem ucho i nadal kaszle). Zuzanna : Całkiem nieśmieszne. Nieśmieszne? Bu.

1937

Kochani! Bardzo Was przepraszam, ale musiałam włączyć weryfikację do komentarzy. Żeby nie przegapić żadnej z Waszych wypowiedzi, mam ustawione powiadamianie o nich mailem. Dziś w nocy przyszło ponad 100 wiadomości. Spam wychwytuje to na blogu i w przeważającej większości przypadków nie pokazuje na stronie głównej, co nie zmienia faktu, że maile przychodzą. Chłop zażądał, żebym poszła spać do lasu. Wiem, że to utrudnienie, że źle widać, że nie lubicie. Sama nie lubię, ale już nie mogę. Za dużo. Nie gniewajcie się i nie zniechęcajcie - bardzo lubię dialog z Wami, tyle dowcipnych i ciepłych komentarzy się pojawia, nie chciałabym tego stracić. Zapytam po gierkowemu: - POMOŻECIE?!

1936

Obraz
To wszystko przez Idiomkę, bo mi nie pozwoliła się leczyć siłą woli. Wykpiła to! Niedobra. Za karę powinna przyjechać i mnie pielęgnować. Chcę być zapielęgnowana. Chcę owinąć się w kocyś, leżeć i wołać herbatki. I żeby mnie ktoś bawił lekką i niezobowiązującą konwersacją. Albo mi poczytał. Idiomka umie czytać, toby mi poczytała. Idiomka, torbo jedna, pakuj manele, masz niedaleko. Czy ktoś chcętny pójść za mnie jutro do fabryki? W fabryce akuracik sodoma i komora. Teksańska masakra piłą mechaniczną. Poza tym tęsknię za wypłatą. Ktoś powinien mi wypłacić. W dodatku mieli dać pieniążka za ostatnią końferęcję i nie dali. Wciąż żyję złudną nadzieją, że jeszcze razem z wypłatą dadzą. W ogóle bym nie pogardziła. Mówiłam może, że ja się mało pogardliwie odnoszę do pieniędzy? Ostatnio się schyliłam przed Biedrą, bo 7 groszy leżało na parkingu, to co tak będzie leżeć. Samo. Wzięłam, się schyliłam. Idąc tropem komentarzowego podziwiania: nie dość, że jestem taka - śmaka, to jeszcze mi się b

1935

Obraz
Nagle i niespodziewanie okazało się, że stuknęło nam stu lajkerów na fejsie. Chyba ustanowię jakąś nagrodę - np. seta dla setnej. Albo wprowadzę jakąś nową, świecką tradycję, że przy każdej pięćdziesiątce z "okrągłą" osobą umawiam się na kawę i ja stawiam. Można przyjechać na wycieczkę na Śląsk, jeśli kto ciekaw. Martuuhę bardzo proszę, żeby nie odlajkowywała i nie czekała na 150, bo nie potrzebuje pretekstu, tylko chęci. Tymczasem ktoś w końcu na mnie nasmarkał. Jeszcze nie jestem pełnoobjawowa, ale czuję, jak mi śluzówka w zatokach buzuje, a budzę się z bólem gardła, który na szczęście szybko przechodzi. Może mnie minie boczkiem? Trochę to wina Prezesa, który mściwie zwerbalizował, że ja tak rzadko choruję. Wygadał! Proszę o propozycje kary. W pracy dziś z rana dopadł mnie istny szał. Szef wyjechał, ale wraca, więc wszyscy, którzy cieszyli się na niespodziewany spokój, właśnie doznali nieziemskiego rozczarowania. Plany się zmieniły, zamiast trzytygodniowego luzu w p

1934

Prezes wpatruje się z ojcowskim zadowoleniem w zdjęcie kotka. - Kapral Jedziniak wygląda na harpagana! - stwierdza. Następnie przenosi wzrok na mnie, już z lekkim obrzydzeniem. - I znowu zrobisz z niego kolejnego laluńka!!! Oszywiście. Mamusia uwielbia rozpuszczać wszystkie zwierzątka do granic nieprzyzwoitości.

1933

Obraz
Dzię dobry. Kot do mnie napisał, że się poleca do odbioru. Jesteście gotowi na czwartego kota?! Mówię Wam, takie miałam przeczucie, że on na mnie czekał. To trochę jak z tym domem w lesie - cały czas jest na rynku. Nie umiem wytłumaczyć tych przeczuć, ale one często bywają trafne. Hodowlę można znaleźć TUTAJ . Kotek ma na imię Azis (ale to już niedługo), liczy sobie miesięcy cztery i obecnie wygląda tak: Ciudo, nie? Tak, to rusek jest, tylko inaczej umaszczony. Ma dowód osobisty!

1932

Obraz
Ale się rozkręcił... mówię Wam! Ciasto na pierogi wyrobił, rozwałkował, powykrawał. Nawet stolnicę po sobie umył. Placek upiekł. Ze śliwkami. O, jak zarabiał dzielnie, chłopina: A potem gruszki zaprawił. W occie. Do mamy mu kazałam zadzwonić, bo jego mama robi najlepsze gruszki na świecie. Burczał, burczał, ale załatwiłam go szantażem. Nie jest znowu taki, żeby się nie przyznał, więc przyszedł i powiedział: - Fakt, mama ustaliła zupełnie inne proporcje. Ciekawa jestem, bo te ogórki to mu całkiem nieźle wyszły. Potem przyszedł i podsumował: - Jak już będziemy mieli ten dom, to trzeba jeszcze gruszę zasadzić, z własnych będę zaprawiał. Zostanę moim ojcem! Kocham mojego teścia, ale uciekłam z krzykiem. No i będzie trzeba drzewo kwasem podlać, bo przecież mu nie zabronię zasadzić, dobre żony tak nie robią, tylko mają swoje sposoby. Tu szantażyk, tu kąpiel w kwasie. A to wszystko dla dobrze przemyślanego wspólnego dobra. Przesz wnuki przyjadą, pójdzie które do ogrodu, grus

1931

Obraz
Robię przerwy, bo mnie Oisaj zryczał, że za szybko piszę i on nie nadanża. Pozwoliłam mu więc wziąć oddech i zająć się rodziną, bo dzieci płaczą, że tatuś nic, tylko śledzi te posty Łoterloo. Nie będę przecież przeciw dzieciom występowała! Tymczasem gdy Państwo spało, u Prezesostwa włączono linię produkcyjną pierogów. Po 130. zabrakło mi ciasta i nie miałam sumienia kazać Prezesowi dorabiać. Nie o 21:00. Zadzwoniłam do mamy: - Chce ci się kleić pierogi? - A co? - Został mi farsz, mogę go podarować protoplastom z pożytkiem doczesnym i wiecznym. - Dajesz. Mąkę mam, śmietanę mam, mogę porzeźbić. I sprawa załatwiona. Kupiłam sobie dyńkę, bo dotąd nie faszerowałam pierogów dyńką. Soczewica to must have dziesięciolatki. Ruskie - podstawa bytu. No i szpinak - lubimy, ale domowe, bo muszą być doprawione, a większość "zewnętrznych" szpinakowych jest po prostu trawiasta. Facebook zripostował, że cztery farsze to skandal i orgia, po czym zalał się żółcią z zazdrości. Mama Piotr

1930

Jeden z najlepszych wpisów na fejsie ever. A komentarze wywaliły mnie w kosmos, więc pozwólcie, że się z Wami podzielę. W końcu dziś czwartek (czyli mały piątek) i dobrze mieć się z czego cieszyć. Nagłówki nie do ogarnięcia, 5 września o 11:35 Kraków. Zajęcia na teatrologii. - A teraz nauczę Państwa rozróżniać performance od instalacji. Otóż: jeżeli wychodzą Państwo z mieszkania, otwierają drzwi i widzą człowieka robiącego Państwu kupę na wycieraczkę, to to jest performance. A jeżeli otworzą Państwo drzwi i zobaczą na wycieraczce kupę - to mamy do czynienia z instalacją. XXX: A jeśli Państwo wdepniecie w kupę, to jest happening i interakcja. XXX:  JESTEM NA TAK. XXX: Jeszcze trzeba podziękować Matce Whitney Houston. XXX: Matce Boskiej Whitney Houston. XXX: A, i jeszcze trzeba podziękować Beyoncé, bo ona też jest z Houston. XXX: Natomiast gdy po otwarciu drzwi widzimy wszystkich sąsiadów robiących kupę na wycieraczkę, mamy do czynienia z happeningiem.

1929

I Skontaktowałam się z hodowlą od tego archangielskiego cudaczka. Ostatni wolny kocurek. Ma już cztery miesiące, więc może to na nas właśnie czeka? Ponieważ ktoś w jego sprawie dzwonił wcześniej, umówiłyśmy sie z panią na telefon w poniedziałek lub wtorek, żeby potwierdzić, czy kotek nadal bezdomny. Jeśli tak, wpłacam zaliczkę i czekamy aż wyniki badań potwierdzą wybicie w domu clostridium. No i jedziemy do Bełchatowa. Powiedziałam pani, że teraz bałabym się wziąć malucha z uwagi na drobnoustroje w domu i chcę mieć najpierw potwierdzenie, że będzie bezpieczny. Chyba jej się to spodobało. Hodowla ma fanpage na fejsie i po obejrzeniu zdjęć stwierdzam, że to dobre miejsce. W żadnej pseudohodowli koty nie wylegują się na niemowlęciu :D II Odklostridiowywanie idzie pełną parą i cały czas zdobywamy nowe doświadczenia. Zofia jak zwykle cudowna. Proszę ją grzecznie, żeby wskoczyła na blat i otwarła pyszek, ładuję tableta i wskazuję chrupki w nagrodę. Zofia łyka bez dyskusji, pobier