Posty

Wyświetlanie postów z 2019

2491

Obraz
tl;dr - czyli: Mamo, tato, przeczytałam książkę! --- No, dobra – trochę więcej niż jedną, ale nie będziemy się targować. Natomiast o tej konkretnej chcę Wam koniecznie opowiedzieć, bo jest szczególna i wyjątkowe wrażenia na mnie zrobiła. Nie jest też dla wszystkich, choć mam na to sposób, o czym troszkę później. Zatem, Drogie Dziateczki, rozsiądźcie się wygodnie, gdyż ciocia Łoterloo będzie opowiadać, a wiemy wszyscy, że babsko ma skłonność do zawijasów i dygresji. Czasem nawet tak się gdzieś zagna, że zapomina, gdzie meritum, co jednak powinno zostać naszą wspólną tajemnicą. Znaczy moją i tysiąca sześciuset czytelników. Na pewno nie wypłynie. Ad rem. (Widzicie? Już to zrobiłam). W listopadzie hulała akcja CzytajPL , której jestem wierną fanką. /Dygresja: hula nadal wersja numer 2, na urodziny, więc biegnijcie/. Z przyjemnością skonstatowałam, że dołączyła do niej Paulina Łopatniuk ze swoją książką „Patolodzy. Panie doktorze, czy to rak?”. Muszę się Wam przyznać, że jestem ogro

2490

tl;dr #ZaDługieNieCzytam Bardzo. -- Dziś pierwszy dzień po wyborach, więc wszystkie media pękają w szwach od komentarzy. Niestety z przykrością stwierdzam, że w dużej części są to słowa podyktowane emocjami. A wiadomo – gdzie zaczynają się emocje, tam kończy rozsądek. Na szczęście w gronie bliskich mi osób padły również takie, które są miodem na moje serce – że wybory są demokratyczne i należy ich wynik uszanować. Nie jestem zadowolona z tego, co się wydarzyło. Zmiany w kraju w ostatnich latach są w mojej ocenie niewłaściwe, szczególnie w sferze społeczno-obywatelskiej. Ludzkiej. Do codziennego życia wkradło się wiele pogardy i choć mam świadomość, że ona zawsze w nas była, to teraz zyskuje wymiar instytucjonalny, co mnie przeraża. O wiele bardziej niż zwycięstwo PiS martwi mnie rosnący odsetek ludzi głosujących na Konfederację, a w szczególności przekrój społeczny wyborców tego ugrupowania. To TAM jest główny problem, choć większość zdaje się tego nie zauważać. Tymczasem na nas

2489

Obraz
W Katowicach (dzielnica Dąb) był taki mural. Moim zdaniem jeden z najlepszych w mieście. Piszę „był”, bo właśnie trwa jego zamalowywanie, a może nawet już je ukończono. Mural był niepokojący – załączam znalezione w Internecie nieprofesjonalne zdjęcie. Przedstawiał nie tyle człowieka z głową wołu, co w czapce uczynionej z głowy wołu. Postać miała złożone, jak do modlitwy, ręce, związane sznurkiem, na końcu którego tkwiła kulka. Przez to czasem nazywano ją bogiem jojo. Mural namalowano w pewnej odległości, ale naprzeciw kościoła na Dębie i – co ciekawe – w oku wołu kościół ten się niejako odbijał. Jak wspominałam, był niepokojący i to właśnie skazało go na śmierć. W XXI wieku, w mieście wojewódzkim uznano, że odzwierciedla szatana. Obrzucano go woreczkami z farbą, zamalowywano dolną część idiotycznymi bohomazami. I w końcu jeden z radnych zawnioskował, żeby go zniszczyć. Właśnie do tego doszło. Na miejscu kontrowersyjnego muralu zostanie namalowany portret powstańca śląskieg

2488

#jprdl Pojechałam z matką do lekarza. Ponieważ część czytelników jest tu od niedawna, zatem wyjaśniam, że matka ma prawie 80 lat, raka, radosne konsekwencje neurologiczne po udarze, a do tego jest prawie ślepa i musi gwiazdorzyć. Kombo. Podkreślam, że wszystkie dolegliwości są do zniesienia, poza gwiazdorzeniem. I teraz tak. U lekarza półtorej godziny obsuwy. Nie, nie na NFZ. Mnie głowa wybucha w kolejkach jakichkolwiek oraz jestem aspołeczna, dlatego kazałam mężowi pracować w korpo, żeby nam zapewniali prywatną opiekę medyczną, najlepiej taką, że nie muszę nawet rozmawiać z panią w rejestracji (serio, tak się da: umawiasz wizytę przez stronę, dostajesz sms z numerem gabinetu, a lekarz jest miły i pyta, czy życzę sobie zwolnienie, jeśli tak, to ile, a także czy chcę narkotyki. Zawsze chcę). To jest jego pierwszy warunek na rozmowach kwalifikacyjnych, tzn. mówi, że może ich olśniewać, ale jak nie mają pakietu medycznego, to żona przyjdzie negocjować stawkę, a tej usługi nie zamawia

2487

No, więc... koty. Koty są cudowne. Zofia umarła dziś dwa razy, przez co ledwie żyję. A było tak. Rano nikt nie został wypuszczony do ogrodu, bo Prezes pojechał do biura, a ja też musiałam. Niby na 2-3 godziny, ale jednak. Nie wypuszczamy zwierząt na zewnątrz, gdy nie ma nas w domu, co niezmiernie cieszy wszystkich kurierów. Nie wypuszczamy szczególnie w taka pogodę, żeby ktoś udaru nie dostał przypadkiem. Wiecie - niby ze schroniska, ale od razu do pięciogwiazdkowego hotelu. Przyjechałam jakoś o 10:30, pieski jak zwykle oddały mi honory wyjąc jak opętane, gdy tylko znalazłam się na drodze wewnętrznej. A już jak otwarłam drzwi... Tumult, histeria, skoki, padanie na glebę i dziki galop. Otwarłam drzwi, niech wszyscy idą. Poszli. W domu było chłodno, bo klimę odpaliłam zdalnie, więc zniechęcali się po kolei do wolności i swobody: najpierw Morganek, bo on zawsze i wszędzie z mamusią, potem koty, psy, Edka nie liczę, bo to powsinoga (w dodatku rasowa, podobno z hodowli, ale dokumentów n

2486

Obraz
I znowu będzie długa notka, już mnie tak to nudzi, że dajcie spokój. Niech ja wezmę się czymś zajmę, a nie tylko siedzę w tych internetach. Właściwie nie tylko, ale bez spojlerów. -- Nabrzmiała wreszcie kwestia przekopów pod płotem. wymieniliśmy płot, co na nic się zdało, a właściwie odniosło skutek połowiczny, ponieważ Leśkowi trudniej się przecisnąć. Ergo - szukamy jednego, a nie dwóch psów. Ponieważ różnica jest z naszego punktu widzenia znikoma, Prezes usiadł, poprosił o chwilę do namysłu i już po roku rzekł do mnie w te słowa: - Ułóżmy chodnik wzdłuż płotu. To zapobiegnie wykopkom. 60 metrów. Ale dobra. Pojechaliśmy do budowlanego. Jedna, słownie: jedna, płytka chodnikowa kosztuje minimum pięć złotych. 60 metrów. Ja się wolno wyprowadzam z równowagi, ale się udało. Więc mówię: - Bóg co rozum odebrał?! Na takie dictum Prezes poszedł oglądać droższe płytki chodnikowe. W zaistniałej sytuacji znalazłam regał z łopatami. A że to już niemal 20 lat razem, to Prezes, zwany równi

2485

Magia kobiet Moja mama miała udar. Dlatego nie piszę. W pierwszym odruchu chciałam w ogóle zamknąć blog – od dłuższego czasu mam średnią parę do historii, praca wymaga ode mnie pisania, co wyczerpuje temat i dodatkowo nie chce mi się z ludźmi, szczególnie gdy weźmiecie pod uwagę mój problem z rozintegrowaniem sensorycznym. Niestety terapia SI nie obejmuje dorosłych, więc od lat radzę sobie na co dzień tak, jak inni ludzie w mojej sytuacji, czyli unikam bodźców. Obecnie nie mam możliwości ich unikać, więc zdarzają się chwile, że wychodzę skądś bez słowa, ponieważ nie mam siły tłumaczyć ludziom mojej dysfunkcji. Po prostu czuję, że jeśli spędzę gdzieś jeszcze minutę, to znajdę najbliższe okno i przez nie wyskoczę. Wybieram drzwi. Dlatego nie pytajcie, jak mama. Nie mam już siły o tym rozmawiać, bo nie jest to jedyny kłopot, który teraz mam. Jak mawiał Szwejk: jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było. W całej tej sytuacji po raz kolejny w życiu zaznałam siły, która tkwi w kobietach.

2484

Obraz
Oglądam "Listę Schindlera". To już 25 lat, uwierzycie? 25 lat i zawsze te same emocje. Ta scena, gdy Stern zapomina dokumentów i pakują go do pociągu. Nie ma mowy o tym, dokąd jedzie pociąg, ale my wiemy. To będzie krótka podróż, stacja docelowa - Płaszów. Pociąg odjeżdża, kamera przenosi się do hali. "Proszę opisać czytelnie swoje bagaże. Bagaże dojadą później". W hali pracownicy sortują rzeczy. Przed nami piramida butów. Okularów. Przy stole siedzą mężczyźni i ważą. Złoto. Kamienie. Plomby z zębów. Przed nimi te wyrwane zęby z koronkami, góry zegarków, bransolet, obrączek. Ważą. Oglądają kamienie przez lupę. Znamy te piramidy. Wszyscy je widzieliśmy. Od dziesiątków lat jeździmy na obowiązkowe wycieczki. Ja byłam w chyba I klasie liceum. Nie wiem, jak Wy. Miałam 15 lat. Nigdy nie wróciłam. Wystarczyło. Stern mówi: „Przepraszam, zapomniałem dokumentów. Jestem głupi”. Schindler wściekle: „A co, jakbym przyjechał 15 minut później?!”. W Ameryce może nie wiedzą

2483

Obraz
Wiem, że powinnam coś napisać i idę za tym obowiązkiem, ale z ciężkim sercem i pustką w głowie. Gramy z Orkiestrą od kiedy pamiętam. Teraz, po 27. latach nie potrafię już powiedzieć, czy zagrałam w każdym finale. Pewnie nie grałam w styczniu 1995, kiedy miałam w domu dwumiesięczne niemowlę, a na zewnątrz panował mróz. Choć... nie mogę przysiąc, bo w końcu chodziłyśmy na spacery. Więc nie wiem, naprawdę nie potrafię z czystym sumieniem tego powiedzieć. Orkiestra mnie zachwyca. Przez ćwierć wieku śmieszny, niewysoki facecik w czerwonych okularach jednoczył nas wszystkich ponad wszelkimi podziałami. Wydobywał z nas dobro. Pokazywał, że istnieją ideały, dla których warto codzienne spory wsadzić w kieszeń choć na chwilę. Wiem, zawsze istnieli przeciwnicy, ale tak naprawdę to w końcu zwyciężało. Odeszło jedno pokolenie, przyszło następne i znów wyciągnęło rękę do drugiego człowieka. Przez ćwierć wieku w ten jeden, jedyny dzień w roku - wcale nie w wigilię - wszyscy rozumieliśmy, że prz

2482

Ktoś opowiadał o tym, jak mu Roomba wjechała w psie gówno i rozprowadziła to równiutko po całym salonie. No, więc dziś kot Edward... --- W tym miejscu pragnę przypomnieć, że kilka lat temu kot Edward zatkał się tak skutecznie, że nawet lewatywa go nie ruszyła. A jeśli w ogóle chcecie rozmawiać o sportach ekstremalnych, to lewatywę u kota zdecydowanie polecam. Niezapomniane wrażenia. Kiedy już w końcu udało nam się kota odetkać, coś mu się najwyraźniej zmieniło we florze bakteryjnej. Na zawsze. Podawaliśmy mu probiotyki, manipulowaliśmy dietą - bez skutku. Kot Edward jest rześki, zdrowy, apetyt mu dopisuje, nie tyje, ale gdy wydali, to klękajcie narody. Mogłabym sprzedawać te kupy CIA, żeby stosowali do tortur. Stuprocentowa skuteczność. Od czasu lewatywy nazywamy kota bombą biologiczną. W opisanej sytuacji szalenie się cieszymy, że kot Edward lubi zostawiać miny u sąsiadów. Pieski natomiast płaczą z tego powodu, ponieważ Edwardzie guano jest ich przysmakiem z najwyższej półki.