Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2014

1703

Obraz
Wróciłam. Było ciudnie. Odcinek pierwszy prim. Miasto przywitało mnie zimnem i deszczem, na co nie wyrażałam zgody, więc nie zabrałam ze sobą żadnej stosownej odzieży. Dzięki mojej stanowczej postawie Pan Kierownik się opamiętał i już w piątek rozgonił chmury, słońce umieściwszy na właściwym miejscu. Wobec powyższego podziękowałam mu soczyście z balkonu domostwa martuuhy*, co przypuszczalnie przyjął z zadowoleniem, bo dziś było jeszcze piękniej. Ponieważ utknęliśmy w miejscu, którego wnętrza tak Wam się spodobały, zdradzę jeszcze, że była to nie byle jaka miejscówka, a martuuha, jak na gospodynię pełną gębą przystało, wybrała ją dla mnie z prawdziwym pietyzmem, podejrzawając, że radości nie będzie końca. I sprawdziło się. Pogubiwszy się uprzednio uczciwie, stanęłam przed bramą... państwa Borejków. Zwracam łaskawą uwagę PT Czytelników, że wytwórnia kołder nadal ma się znakomicie! Zgodnie ze stosownymi wskazówkami... ... pogalopowałyśmy z walizeczką dookoła, zbliżaj

1702

Obraz
Dojechałam. Sama się mianowałam (no, dobra, z niewielkim wsparciem martuuhy) absolutnym miszczem świata. Od wysiąścia z samochodu zgubiłam się już dwukrotnie, a przecież zaledwie wczoraj martuuha przysłała mi SMSa, liczącego bez mała 5000 znaków i zawierającego dokładny opis podróży (np. obróć się w lewo, taaaaak, tylko w to drugie lewo). Niemniej stwierdzono pocieszająco, że choć na georgrafii znam się jak, nie przymierzając, kura na lotach kosmicznych, to posiadam jakieś drobne zdolnosci w postaci rozpoznawania architektury różnych okresów. No i to potrafi obudzić moje zaniepokojenie. Bo gdy mam otrzymać secesyjną kamienicę, a funduję sobie w to miejsce neogotycki kościół - zatrzymuję się i po kilku zaledwie minutach dochodzę do wniosku, że mi kaman o coś innego. A potem jakoś leci. W każdy razie dotarłam do miejsca, które było mi przeznaczone i teraz chłonę Atmosferę. I nawet się z Wami podzielę, bo nie jestem przesadnie oszczędna. O, proszę: Mam tu, co nie bez znacze

1701

Obraz
Nie wiem, co tam macie dzisiaj w planie, ale ja... JADĘ DO MARTUUHY!!! Tak, będziemy pić alkohol. Tak, będziemy mleć ozorami aż nam poodpadają. I nawet możemy to robić upozowane na uczestniczki uczt rzymskich, czyli leżąc*, bo kto nam zabroni. Możemy też pójść na wycieczkę. Jeśli nie będzie lało i psuło. Pyszności. Jestem szczęśliwa. Miłego dnia Wam życzę. Przynajmniej tak miłego, jak będą moje najbliższe z... PS Zaskoczę Was: Melmelki do mnie pędzą! Szok. * Zrolowane ze śmiechu pod wersalką.

1700

Obraz
Notki obuwnicze, co stwierdzam empirycznie, a pandeMonia popiera siłom i godnościom osobistom, som nośne. Wychodząc więc naprzeciw fetyszystycznym oczekiwaniom Kaczki, pokażę jeszcze PT Czytelnikom moje dzisiejsze obuwie, gdyż dotychczas nie gościło. Włala! Tak mam do tego kiecunię w kolorze mlecznej czekolady. Też kupiłam w największym szmateksie Rzeczypospolitej. O: Kolor jak na zdjęciu obuwniczym. Oczekuję westchnień oraz rozmemłania. Dziękuję.

1699

Obraz
I żeby mi tu nie było żadnych nieporozumień, oświadczam: TO WSZYSTKO PRZEZ NAIMĘ . Ona mi kazała. W dodatku są na to dowody w formie pisemnej (zrobiłam printscreeny, żeby nie mogła się wymiksować). Trochę obarczam również pandeMonię - taka była chętna do przyklaskiwania, że trudno to pominąć. Więc gdy dziś nad ranem przyszedł do mnie mail, rozpoczynający się od słów: "Wybrany produkt jest ponownie dostępny na naszej stronie...", to już nic nie mogłam poradzić. Kiwiąc się na taboreciku kuchennym w stroju niedbałem (źródło: Wiech), z zębami, które nie zaznały szczoteczki, raz po raz ziewając, zrealizowałam zamówienie z karty kredytowej. A zaznaczam, że przepisanie tysiąccyfrowego numeru karty (normalnie każda cyfra inna) przed szóstą rano jest nie lada wyczynem. Zdążyłam. Były ostatnie*. Nie wiem, jak oni to robią. Te również mają imię. Mianowicie Mel Mel Raspberry. Ładnie. Oczywiście wyjaśniam, że spieszyłam się wielce, gdyż mię kosztowały 220,00, a nie - dajmy na t

1698

Obraz
Normalnie nieustającą fanką jestem. Lidla. Biedronki. Oraz innych miejsc, w których człowiek kupuje całkiem przyzwoite wino w całkiem nieprzyzwoitej cenie. Dwa wina. No, dobra. Trzy. Ale nie wypiłyśmy wszystkiego. Zasadniczo to filozoficznie nastraja mnie wchłonięty alkohol. Tak mam. Przy tym nie lubię alkoholi mocnych, albowiem mam skłonność do przyswajania większej ilości płynów, a gdy procent skacze powyżej piętnastu, to się nie da. Bo ja nie lubię być zeszmacona. J. wyprowadza się na jesieni. Nie wiem, jak będę potem żyć. To dla mnie całkowicie nowy etap. Jakby na to nie patrzeć, zawsze tu była. Moje zawsze sięga roku 2006. Za parę dni obejdziemy (niehucznie) ósmą rocznicę naszego zamieszkania. Osiem lat... szmat czasu. Dużo. Dużo wina. Dużo rozmów. Dużo trudnych tematów, dużo śmiechu, dużo łez. Pomogłyśmy sobie nawzajem w wielu sprawach. Byłyśmy blisko w potrzebie wiele razy. Naprawdę się przyjaźnimy. I nie wiem, co będzie dalej. Jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić. Ona

1697

Kolejny dzień uwag do wykładów (bo to za pięć minut, więc trzeba mieć ich pierdylion). Siedzę u Szefa, zawołał mnie, więc jestem ciuteńkę zrezygnowana - znowu... Ale słucham uważnie. - Jest taka sprawa... - zawiesza głos. - Coś mi tu za szybko zapierdala! "Oddychaj" - myślę. - "Oddychaj!". - W mojej panu zapierdala? - A skąd. U Agnieszki. Weź mi to zatrzymaj. Zatrzymuję mu jednym klikiem, bo wszakże nieskomplikowana to czynność. - Wiesz - kontynuuje - wykłady robisz świetne. - Dziękuję - odpowiadam, czując lekką ulgę. - Ale... (Musiał). - Tak? - Ty mnie nie słuchasz. - Szefie? - Mhm? - Nigdy, powtarzam, NIGDY się o nic z panem nie spieram. Ale teraz to już naprawdę trudno wytrzymać. Uwaga! Składam oświadczenie: słucham pana cały czas. - Czyli sugerujesz, że ja bredzę? - Ja?! Nie ośmieliłabym się. Ma pan po prostu przeskoki myślowe i czasem trudno nadążyć. - Aha. Znaczy - powinienem nad sobą popracować. - Ja nic nie mówię. - Wspominałem, że masz

1696

Usiłuję wysłać ludność na tę kąferęcję, w czym dyrekcja uporczywie mi nie pomaga. Mianowicie zezwoliła na wyjazd 3 samochodów. W które za cholerę nie mogę upchnąc wszystkich uczestników, których jest dwunastu (i ja na doczepkę). Na pierwszy rzut oka wygląda, że bredzę, a na matematyce w szkole podstawowej zwykle przysypiałam, obżałszy się cukru w nadmiarze. Niespodzianka. Państwo nie uwierzy - w ósmej klasie to nawet startowałam w olimpiadzie matematycznej! Popsuło mi się w głowie dopiero w okolicach drugiej liceum. Przeanalizowawszy ten fakt dociekliwie i wielokrotnie, zwyczajowo dochodzę do wniosku, że musi mieć to jakiś związek ze zmianą nauczyciela. Na szalonego naukowca. Za to całkowicie nieszalonego pedagoga. Ale my nie o tym, bo zamierzam udowodnić. Nieomalże matematycznie. Gdyż. Do jednego samochodu wchodzą 4 osoby (można upchnąć 5, ale to okrutne na dłuższych trasach). Czyli mamy wysłanych 8. Trzeci samochód należy do Szefa (1, słownie: jeden). Ręka do góry, kto mu powie

1695

Wrrrr... Szef od rana nastawiony na focha, co się objawia wzmożonym bieganiem. Moim bieganiem. A już najbardziej podoba mi się sytuacja, gdy oboje siedzimy przy swoich komputerach, on na parterze, ja na piętrze trzecim, i Szef mówi do mnie w te słowa: - W prezentacji nie ma tego slajdu. - Jest - odpowiadam. - Nie ma. - Czterdziesty piąty. - Nie zawracaj mi głowy. W takich sytuacjach po prostu uchodzi mi powietrze. Albo zostaję w piątek po godzinach, bo mu się przypomniało, że nie ma wykładu. Nie mam z tego powodu wygenerowanych wyrzutów, bo i tak codziennie się spóźniam, więc może nawet dobrze, że czasem tu posiedzę - jakoś uczciwiej się czuję. Siedzę najpierw z nim. Pietnaście pomysłów na minutę. Potem mówi: - Nie, piernicz to. Zrób jedną, ale dużą. I dyktuje mi, co ma być zawartością. - Na ósmą w poniedziałek? - pytam. - Tak. Za pięć ósma oddaję wykład sekretarce, a jemu mówię: - Wykład ma na swoim komputerze pana sekretarka, proszę powiedzieć, żeby przeniosła na pal

1694

Obraz
Obowiązek obywatelski spełnilim i trochę się zdziwilim, bo na coś interesującego natrafilim, to się podzielim. O: Niechże mnie ktoś oświeci, bo za cholerę nie widzę związku.

1693

Bicie jest złe. Każde bicie. Bez dyskusji. Jestem stuprocentową przeciwniczką różnicowania pomiędzy "wychowawczym klapsem" a "zdrowym laniem". Nie da się tego w żaden sposób zmierzyć i zróżnicować. Nie można wyznaczyć właściwej siły nacisku, długości rozmachu, kąta padania razu. To niemożliwe. Intencje też nie mają tu nic do rzeczy. Wierzę, że nikt przy zdrowych zmysłam nie będzie lał swojego dziecka na zimno, wyliczając, ile razy walnie go w dupę, żeby "zrozumiało". Bo co właściwie ma zrozumieć? Dzieci bije się w emocjach. Dajemy klapsy, kiedy już nas "nie starcza". Kiedy poddajemy się tak bardzo, że mgła zasnuwa nam oczy. Co tym dziecku komunikujemy? Nie mam już argumentów, nie potrafię cię przekonać, ale wciąż jeszcze jestem większa/większy i silniejsza/silniejszy i jeszcze mogę ci przypieprzyć na otrzeźwienie, mogę przemocą zmusić cię, żebyś zastosował/a się do mojej woli. Nie znajduję w takiej argumentacji niczego sensownego. Znajduję za

1692

Obraz
Byłybyście w stanie chodzić w pantoflach na TAKIEJ podeszwie?! Przesz grzech stanąć! Buuuuuu!!! Wszystkie buty Irregular Choice maja podeszwy tego typu. Cierpię.

1691

Obraz
- Wiesz... Nigdy tego nie robiłam, ale mnie reklama jakoś tak skusiła. - Co zrobiłaś? - Weszłam na Zalando. - Ile par? - A co ty taki chętny? - Przeliczam to na figurki. Cwany! Te czy te?                                            Update: Irregular Choice, jakby ktoś nie wiedział. Z obcasem - kotkiem nie było.

1690

Obraz
Niesłychanie cudowna sobota. Wstałam się wyspawszy, bo nikt mnie nie poganiał. Zjadłam śniadanie w towarzystwie Top Gear, a potem, oglądając długometrażową bajkę dla dzieci, zrobiłam sobie pedikiur*. Czas mijał leniwie. Następnie objawił się Prezes i przygotował obiad. Wydał. I zrobił mi kawę. Po obiedzie dziecko przegoniło nas na pięterko, gdyż zamierzało posprzątać chałupę, więc wziąwszy ze sobą Carcasonne , wykorzystaliśmy przestrzeń łóżka (1,60 x 2,00) na rozbudowę konstrukcji w dowolnych kierunkach. Koty były zachwycone. Karol natychmiast usiłował zawładnąć wszystkimi pionkami, za co został przez Prezesa bezapelacyjnie skarcony, więc zaległ, mrucząc rozgłośnie, na szafce nocnej. Zofia - przegnana instrukcją - obraziła się śmiertelnie i rąbnęła na dywan. Wymownie. Żebyśmy mieli stosowne wyrzuty sumienia. Natomiast Edward, który nie posiada żadnych kompleksów, wsadził tyłek w pudełko i wyglądał na zwycięzcę. Po mojej sromotnej (programowej) przegranej, Prezes zarządził drzemkę

1689

Coś niesamowitego. Przyszłam do domu, zjadłam obiad, wypiłam zrobioną przez Prezesa kawę, usiadłam w fotelu i... Po jakimś czasie przebudziłam się, więc ostatkiem sił przegramoliłam na kanapę. Otwarłam oczy o 22.50. Wiem, bo spojrzałam na telefon. Spałam 3,5 h. I wcale nie jestem radosna, jak skowronek. Ale posiedzę trochę przed położeniem się do łóżka. *** Blogosfera, choć mój wniosek może wynikać z błędnych założeń, bo badań statystycznych nie znam, jest dość silnie sfeminizowana. Uważam to za zwycięstwo ducha nad materią, bo może sobie Kiełbasińska* opowiadać, że kobiety mają pół mózgu, opcjonalnie wcale, ale życie pod tą skorupa toczy się swoim torem**. Mam szczęście*** co rusz natrafiać w tej blogosferze na kobiety mądre, wykształcone, o wyjątkowo ugruntowanej wiedzy z wielu dziedzin. Nie trzeba mi nikogo egzaminować - styl pisania, dobór słownictwa, tematów i przykładów mówią same za siebie. I wcale nie chodzi mi o to, że ktoś ma habilitację z Prousta**** albo w ogóle jaki

1688

Obraz
Działa :D

1687

Optyka mi się zmieniła. Gościłam wczoraj u wdowy po założycielu fabryki. W pewnym momencie zapytała: - Pani Joasiu, a kiedy zabierze pani bibliotekę? Zgłupiałam minimalnie, albowiem - jako żywo - nic nie wiedziałam o tej sprawie. Mój wyraz twarzy musiał być wymowny. Dystyngowana starsza pani wstała z fotela i kiwnęła na mnie ręką. Podążyłam za nią. Otwarła drzwi i... DONNERWETTER! Sama wyprowadziłam się ze stuporu, pewnie jeszcze mnie nie zakleszczyło. Ożesz! Gdzie ja to wszystko dam?! Ja nie mam pomieszczeń! Nie mam regałów! Nie TYLE!!! Dlaczego nikt mi nie powiedział?! Co to ma być? Konkurs na największego dupka w fabryce? Ffffffffff... Muszę iść do Szefa. Muszę iść do naczelnego! Przeprowadzka biblioteki jest konieczna. Tylko dokąd? Nawet gdyby obecne pomieszczenie przekwalifikować w całości, to i tak za cholerę nie zmieścimy tam wystarczającej liczby regałów. A miejsce do pracy? Muszę mieć tam biurko, krzesło, komputer, skaner, drukarkę... Chcę przecież, żeby to nie była

1686

Nie wiem, jak to jest. Zupełnie nie wiem, jak to jest, być dorosłym, niezawisłym człowiekiem i dbać o siebie. Dokąd sięgam pamięcią, moja dorosłość była dbaniem o drugiego człowieka. Kiecka dla mnie? Nie, gatki dla dziecka. Wyjazd na weekend z jakimś miłym panem? Nie, zielona szkoła. Nowe buty? Oj, tak! - Mamo! Patrz, jak mi szybko stopy rosną... Zupełnie nie wiem, jak to jest, budzić się leniwie we dwoje. Decydować, co dziś robimy: może romantyczny wieczór tylko dla nas lub wypad do kina albo impreza z przyjaciółmi. Weźmy oboje urlop na żądanie i poleniuchujmy. - Mamo! Jestem głodna! Zupełnie nie wiem, jak to jest, kupić wyjazd last minute i uciec na Wyspy Owcze. Pić wino przy księżycu, włóczyć się na wypożyczonym motorze, rozbić gdzieś namiot - byle gdzie, spać do południa, kąpać się nago w jeziorze w blasku gwiazd. - Mamo, a moja klasa jedzie na wycieczkę. Ja też chcę! Zupełnie nie wiem, jak to jest imprezować do białego rana, a potem wstać z bólem głowy albo wcale nie ws

1685

Och, wrócić do domu o 19.30, gdy wstajesz o 5.30! Kupić po drodze 100 pieluch dla Dzika. W kartonie, żeby było lżej nieść. Bez uchwytu. Zrobić zakupy. Każdą rzecz kupować w innym sklepie, bo nie da się AKURAT TYCH kupić w jednym. Podjechać pod dom i zrozumieć, że albo przestawisz trzy samochody, albo stój 200 m dalej i wlecz się z tym wszystkim w upale. Na szpilkach. Pokłócić się z dzieckiem przez okno (żeby całe osiedle słyszało), gdy po prostu wołasz: "rzuć mi wszystkie kluczyki", a ono (to dziecko) wrzeszczy z powodu wyrzutów sumienia na okoliczność burdelu w samochodzie, którego nie sprzątnęło. A co mnie to obchodzi? Moje auto? Mój bajzel? Wstawić jedno auto do garażu, pokrążyć po placu dwoma kolejnymi. Po małym placu. Dużymi autami. Zanieść to cholerne pudło z pieluchami i odmówić pieniędzy na rzecz świętego spokoju. Wygrzebać się z bambetlami na górę. Zmywarkę zastać pełną brudnych garów. Oraz brudną patelnię. Nie mieć siły się wściec, więc sprzątnąć to bez s

1684

Od chwili zatrudnienia w fabryce zostałam miętoholiczką. Kupuję sobie w Lidlu takie ziołowe herbatki, o ile to można nazwać herbatkami. Asortyment jest dość szeroki, aczkolwiek zauważyłam u siebie wybitną skłonność do mięty. Nawet nie potrafię powiedzieć, ile kubków dziennie wypijam. Czarna herbata w formie bawarki rano. I tyle. Chyba że następuje weekend, wtedy dzbanek czarnej z cytryną do śniadania*. Ostatnio stłukłam sobie ulubiony dzbanek. Myślę, żeby skoczyć do IKEI i kupić od razu dwa - jeden do roboty. Mniej by było zachodu: gotuję pełny czajnik, zalewam miętę w dzbanku, teraz i tak ciepło, to ostygnięta będzie jak znalazł. To może nie zostawiać tego w fazie projektów? Dziś dwudziesty drugi, mama ma imieniny, pojadę do niej z życzeniami, a od rodziców do IKEI zaledwie rzut niedużą beretką. Muszę się tylko zastanowić, gdzie jest najbliższa stacja benzynowa, gdyż albowiem księgowy samochodowy mi wyje na żółto. Podlec. Tylko by kasę chciał. Ale skąd mi się to w ogóle wzięło?

1683

Ze zwolnienia lekarskiego dzwoni do mnie kolega Kierownik Sześciu. Jego trudno wyłączyć. W końcu w powietrzu świszcze stal damasceńska: - Wiem, że tęsknisz, ale wsiadłam do windy. Do TEJ windy. Albo teraz powiesz mi "papa", albo samo cię rozłączy. - Podłość - mruczy do słuchawki. - Papa. Po dziesięciu minutach przypominam sobie, że skoro on na L4 i ma wrócić dopiero przed samym zlotem, to nie przyklepałam tej niegdysiejszej obietnicy, że mnie zabierze przez pół kraju swoim samochodem. W ciszy popołudniowego spotkanka służbowego, piszę więc SMS: Kierowniczku kochany! Czy Ty nadal deklarujesz się zabrać mnie na zjazd? Albowiem stało się to w mym życiu kwetią kluczową. Odpowiedź przychodzi nieomal w ułamku sekundy: WEZMĘ CIĘ!!! Z wrodzoną swadą odsyłam potwierdzenie: Ogolę nogi. Kierowniczek kochany wyraża swój zachwyt nad moimi teoretycznie i przyszłościowo gładkimi łydkami i już mogę spać spokojnie. Wyruszam. Szykuj się martuuho, gdyż wiem, że jesteś tutaj, choć jako

1682

Położyłam się późno. Czując, że zasypiam, odebrałam od organizmu komunikat, że ma nieodpartą potrzebę, by się przeciągnąć tuż przed zaśnięciem. No to się przeciągnęłam... Kurcz w lewym pośladku nastąpił z taka mocą, że nie tylko zapomniałam o zasypianiu tego wieczora, ale o takiej funkcji organizmu w ogóle. Nie bacząc na ból, odwiodłam nogę, usiłując to jakoś rozciągnąć. Ni hu hu. No to przywiodłam kolano do klaty - może w drugą stronę. Zapomnij. Przekręciłam się więc, celem walnięcia pięścią w pośladek lewy i w tym momencie... sieknął mnie kurcz w pośladku prawym. Żeby nie obudzić Prezesa swym wrzaskiem, wbiłam zęby w poduszkę. Dawno już nie miałam takich atrakcji. Aż takich. Szok. Niestety o zasypianiu nie było już mowy. Nie ma się też co dziwić, że o poranku z lekka byłam... wycofana. A tu do pracy trzeba. W związku z powyższym, w trosce o właściwe i skuteczne wybudzenie, strąciłam na kafle w łazience butelkę ulubionych obecnie perfum. 50 ml. No, dobra - kilkakrotnie ich uży

1681

Sąsiad uporczywie rżnie. Robił to już w zeszłym roku i został obśmiany bez litości. Wszyscy bowiem kupują do kominków drewno pocięte, co wynosi jakieś dwie stówy, a robotnikom drzewiannym daje żyć. Rozumiem, gdyby z trudem wiązał koniec z końcem, ale jest naprawdę majętny. Usiłuje co roku tę kasę oszczędzić, co kosztuje go (i syna) tydzień pracy od dzwona do dzwona, a nas zręby szaleństwa, bo rzucają tymi pniakami do metalowego pojemnika tuż pod naszymi oknami. Ale nie. W tym roku przynajmniej wielką piłę, wydającą z siebie odgłos zdychającego w męczarniach mamuta, zamienił na mniejszą. Co nie zmienia faktu, że jeszcze dziesięć rzutów i zaduszę gada gołymi rękami. Zwłaszcza że aura wreszcie zaczęła nas dopieszczać i okna pootwierane. Coraz intensywniej marzę o wyniesieniu się stąd w trybie przyspieszonym. Mój domu! Jesteś tam gdzieś? Czekasz? Może przestań czekać w milczeniu, co? Bo ja bym pochodziła boso po trawie. Zośka też. Zostało również dostrzeżone, że i dziecko jednorodne

1680

Obraz
A gdy spojrzę przez okno... Ładnie, prawda? Tymczasem Szef. - Coś mi tu ładnie dziś wyglądasz. - Dziękuję bardzo. - Nie to chciałem powiedzieć. - Nie? A to szkoda. - Ej! Bo ty zawsze ładnie wyglądasz. Ale dziś jakoś tak szczególnie. Nie wiem, czy to ta* sukienka, czy może jest jakiś inny powód? - Haha. Więc jeśli chodzi o protokoły z wczoraj... - Słuchaj no, ja nie o protokołach tu z tobą rozmawiam. - Mam się przyznać? - Proszę uprzejmie. Usiądźmy i się przyznaj. - Dostrzegam problem. Mianowicie przyznałabym się szefowi do wszystkiego, jak na spowiedzi. Po prostu pasjami lubię się szefowi przyznawać. Ale nie mam do czego. Pozostaje nam więc myśleć, że to sukienka. - Nic a nic nie wierzę, ale akurat nie mam czasu, żeby cię przycisnąć. To już zostaw te protokoły i leć sobie. Szkoda żebyś ślęczała nad protokołami w takiej sukience. No to polecę. Bo akuracik umówiłam się z koleżanusią na kawusię. A ponieważ koleżanusię tę uwielbiam tak szczerze, jak moc

1679

Obraz
Co ty tak, dziewczynko, pod tym mostem stoisz? Czy się chłopców boisz? Czy się deszczu boisz? Chłopców się nie boję, deszczu się nie boję, tylko się zesrałam i tak sobie stoję. Wierszyk ten wyrecytowała wczoraj moja koleżanka podczas króciutkiej przerwy w porannym mózgotrzepie. Och, jakże łatwo było mi dotrwać do końca i nie wylecieć z sali! Tymczasem po południu wpadła mamaPiotra i przywiozła mi w prezencie dwie płyty z czterdziestoma przebojami Kabaretu Starszych Panów. Dzisiejszą drogę do pracy sponsorowała... Miłego dnia się z Państwem!

1678

Słabość mam do Janów. Nie umiem tego wytłumaczyć, a rzecz jest dość powszechnie znana. Po prostu wszystkie Janki to fajne chłopaki. Jeszcze mi się nie zdarzyło spotkać niesympatycznego. Gdybym miała syna, na pewno byłby Jasiem. Bez dwóch zdań. Kiedy Chuda rozważała imię dla trzeciego królewicza, zaproponowałam... wiadomo co. Zostało odrzucone. Cóż... nie można mieć wszystkiego. W każdym razie mam w pracy jednego takiego Jasia. Jak można przewidzieć, Jasiu jest chodzącym urokiem osobistym, dla zaprezentowania stosownego kontekstu - osadzonym w młodej i przystojnej somie. Bardzo młodej. Ja go lubię i fajnie się na niego patrzy. Z punktu widzenia takiego Jasia, to ja jestem mocno starszą panią. Okazuje się jednak, że nie aż tak mocno, jak się spodziewałam. Albowiem Jasiu, niczym stateczni przodkowie z piosenki, wychodzi mi z ram. Nadciąga na trzecie pod byle pretekstem. Realizuje pretekst, stoi i do mnie trzepocze. Gdy on tak trzepocze, to czuję, jakbym deprawowała nieletniego. - N

1677

Szefowskie hasło dnia. - Ja cię bardzo proszę, ty nie bądź kreatywna. Jesteś o wiele za mądra dla tych debili. - Dla pana też mam nie być kreatywna? - Dla mnie masz być. - Co za ulga. Udawanie kretynki na dłuższą metę okropnie mnie męczy. - To się nie męcz, ale bez obnoszenia. - Będę kreatywna w okopach. - A tak w ogóle to chciałem ci powiedzieć, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałem tak perfekcyjnie wykonanej pracy. I jestem ci za to wdzięczny. Co robisz? - Wywalam ozór, żeby wyglądać bardziej durnowato. Wszystko zgodnie z poleceniem. - Wariatka.

1676

I, doprawdy... Wstałam, a tu poniedziałek. Nieporozumienie jakieś. - Joanno! - zawołał Szef z rana, budząc mnie dość skutecznie z początkowotygodniowego stuporu. Potem zawołał tak jeszcze 9864519865329865 razy. Gdyż dziś mamy Bardzo Ważne Spotkanie. I jemu się co chwilę coś przypomina. Dobrze, że ja myślę o takich rzeczach wcześniej. Tylko nic nie mówię. Robię. - Joanno, napisz mi proszę... - Napisane. - Napisane? - Napisane. - Ale skąd wiesz, co ja bym chciał mieć napisane? - Wiem - odpowiadam leniwie i wyłuszczam ogólny zarys. - Jestem w szoku - odpowiada Szef z głębin szoku. *** - Wiesz, jeszcze byś mogła przygotować całość materiałów. Tak w teczce, jak ostatnio. Dla każdego. - Zrobione. - Jak to - zrobione? - Aaaa, tak jakoś. - Pomyślałaś o tym w piątek? - Si. *** - Słuchaj... wcześniej przyjedzie Pan Bardzo Ważny. - Wiem. O 12:00, bo Szef zapomniał do niego zadzwonić i przesunąć na 13:00. Będę. - Odczuwam lekki niepokój, gdy cię słucham. - Jeszcze się pan n

1675

Pani od garnituru powraca w dyskusjach niezmiennie. Odpowiadam różnorako. Albo: proszę uprzejmie, nie zamierzam państwu w niczym przeszkadzać. Z jednym atoli zastrzeżeniem. Pani bierze DO SIEBIE! od strzału z dobrodziejstwem inwentarza. Pani se pierze skarpetki i instaluje witrynkę na figurki, które pan maluje. Pani se bierze piec i gitarę do tego pieca. Burdel w szafie se już pani robi, żeby mieć trening. Doszkala się na okoliczność specyficznej diety eliminacyjnej (czas doszkalania: 24 godziny). Pani planuje zostać płetwym nurkiem lubo stać na brzegu, gdy leje i wieje, by stosownie kibicować. I marzyć, żeby pan jednak wypłynął, bo jest godzina 23:00, a jeziora i rzeki skuł lód. I w jaskini po nocy linki asekuracyjnej nie widać. Albo: ja ci wybaczam. Pieniędzy, wynikających z podziału majątku, za cholerę nie oddam. Takiego wała, jak Polska cała. Gdyż jesteśmy sobie przeznaczeni i ja to przeczekam. Albo: szerokiej drogi, Karol zostaje. Każdy sąd przyzna syneczka mamusi. Albo: ruc

1674

A co Wy tu przy sobocie? Bo ja wino. No, dobra, dwa wina. Dwa wina na dwie kobiety to akurat w sam raz. I owszem, ach, TAK! Kupiliśmy marynarkę. A spodnie to już wcześniej miał. więc dochrapaliśmy się garnituru. Czyli plan zrealizowany w 100%. Nie, no skąd. To nie tak, że Prezes do tej pory garnituru nie posiadał. Owszem, kilka. Ale chodził na tę siłownie, ćwiczył i se rozćwiczył. Tym samym garnitury się skurczyły, szczególnie w obrębie klacianej. Motyl, jeśli Państwo rozumuje, o co kaman. Marynarkę obecnie potrzebuje mieć o rozmiar większą niż spodnie. A to oznacza, że kwestia taliowania zaczyna być dyskusyjna. Gdyż on posiada talię. No, ktoś musi posiadać talię, skoro ja nie mam. Nie odczuwam potrzeby. Dupa mi nie rośnie jakoś szczególnie, za to talia, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniała, to przestała. W jej miejsce zaimplementowałam sobie intelekt. Na szczęście posiadam cycki, więc mogę skupić na nich uwagę otoczenia. Odwracając od braku talii. W razie potrzeby zawsze mogę się

1673

Obraz
Prezes jest O-KROP- NY! Dzwoni do mnie, że on chce garnitur. I czy mam jakieś plany na popołudnie. Więc jeśli chce garnitur, to oczywiście nie mam. Nigdy nie jeżdżę z nim kupować żadnych ubrań, ale rzeczywiście garnitury stanowią wyjątek. Pani w sklepie chce człowiekowi wcisnąć każdą rzecz, a garnitury to delikatna materia, wystarczy jedna źle usadowiona zaszewka i każdy wygląda, jak debil. Nawet jeśli przypadkowo ma wzorcową figurę. Jak Prezes*. No to mu mówię, że spoko, chodź, skoczymy do Fashion, oni mają taniej i się reklamują, że do końca tygodnia wszystko za pół ceny. Od outletowej. Pojechaliśmy. Oszuści. Wcale że nieprawda**. Jakieś tam wyprze mieli. Niestety nie w Gatcie, która mnie skusiła towarzysko. Normalnie kupuję u nich pończochy po 16,90 zł, to sobie pomyślałam, że jak dadzą po 8,45 - wezmę 10 par. I tak się wydrze, ale nie tak drogo. Państwo myśli, że były? Były - za 16,90. Albo za 10. Czarne. W czarnych mam chodzić? No to ja tylko do tej Gatty pojechałam. A Preze

1672

Chuda napisała notkę o wychowywaniu chłopców , a wujek Gógiel przypomniał mi dzisiaj, że obchodzimy właśnie urodziny Marii Gaetany Agnesi - autorki pierwszej publikacji książkowej, poświęconej rachunkowi różniczkowemu i całkowemu. To mnie natchnęło do napisania kilku słów o roli kobiet w nauce na przestrzeni dziejów. Na luzie i bez, co podkreślam, pretensji do traktatu (prosi się). Większość z nas niejednokrotnie zetknęła się z opinią, powszechną szczególnie na portalach społecznościowych i we wszelkich internetowych debatach, że kobiety przez tysiące lat niczego nie wniosły. Twórcy tej wiekopomnej teorii pasjami uwielbiają dopominać się przykładów, których nie znają (poza Skłodowską), ale i przedstawienie im listy nazwisk niczego nie wniesie, bo zawsze mogą prychnąć, że czymże jest taka niewielka liczba w stosunku do rzeszy mężczyzn. To ja powiem. Ta niewielka liczba kobiet, którym dane było coś osiągnąć w dziedzinie nauk wszelakich od początku świata, tyle samo waży, a może i na

1671

Obraz
Refren tej piosenki traktuje o moich powrotach do domu. Od lat dwudziestu, niestety. I zdałam sobie właśnie sprawę, że to przerażające. W kółko to samo: zakupy, obiad, pranie, zmywarka, karmienie kotów, czyszczenie kuwet, nastawianie pralki, rozwieszanie prania, składanie wysuszonego. Pozycje obowiązkowe. I jeszcze od czasu do czasu z wariacjami, żeby wprowadzić urozmaicenie. Wiocha. Marzę o gosposi. Opcjonalnie - gosposiu, whatever. Ach! Wracać do domu, który lśni czystością, mieć wyprane ciuchy, zgrabnie pochowane w szafach, obiadek w garach, oczekujący na płycie kuchennej na minimalną aktywność w postaci pochłonięcia. Nawet już te zakupy bym robiła, a niech stracę. W weekend dałabym wolne, co mi tam. Trzy dorosłe osoby w domu, więc gotowanie co czwarty tydzień... luz. Mogłabym nawet na ochotnika lepić większe ilości pierogów, bo całkiem lubię. To mnie wycisza. Czasem człowiek marzy o żywieniu się w stołówce, naprawdę. Poranki mam takie same. Wstaję, karmię koty, uzupełnia

1670

Nie wiem, czy Państwo uwierzy, ale siedzę i piszę tę książkę. W końcu. Przy okazji zauważyłam, że mam w rozdziale dwie rzeczy, o których moje pojęcie jest dość mgliste, a całkiem zapomniałam o tych punktach. No to trzeba poszukać kogoś, kto mi wskaże, gdzie cholerstwo znajdę. Albo ma to w jakimś edytowalnym arkuszu (jeszcze lepiej, bo przepisywać nie trzeba). W międzyczasie zostałam zaproszona na kawę i ciastko. To było duże ciastko. Czuję się teraz tak, jakby główną składową mojego organizmu była bita śmietana. Z wiśniami. Chciałabym zrównoważyć jakoś ten przesyt, ale myśl, że wchłaniam jakikolwiek posiłek, zwyczajnie mnie odrzuca. Rano pan rzemieślnik odpowietrzył mi jeden kaloryfer. Drugiego się nie udało. Tak, mam w pokoju dwa kaloryfery. Mam również pięć dużych okien, to ma ze sobą zakresy wspólne. W każdym razie nawet jeden grzejnik mi robi. Bo siedzenie na jaskółce ma swoje zalety, ale i wady. Mianowicie zimno. I, co podejrzewam, choć jeszcze nie mam doświadczeń - gorąco.

1669

Prezes powrócił z ośmiodniowych wojaży (przedłużyło się). Wpadając do domu przebiegł po mnie z obłędem w oczach, kierując się wprost do łazienki. Nie rozumiem mężczyzn: zostali niesprawiedliwie lepiej zaopatrzeni w aparacik do sikania, a wcale tego nie wykorzystują. Gdybym ja miała taki aparacik, to sikałabym przez okno prowadzonego pojazdu, wprost na przejeżdżające samochody. Na pewno zasłużyli. Wracając natomiast do przebiegnięcia, metodą Pollyanny podsumuję: zawsze to jakiś kontakt fizyczny. Zebraliśmy się przy stole cała familią (3 ludzie, 3 koty) i machnęliśmy dwie partyjki Carcassonne. Koty podpowiadały. W pierwszej partii rozbiłam ich sromotnie. W drugiej - rozsmarowała nas Jednorodna. Taka kara za włóczenie się po Polsce w interwałach nieprzyzwoitych. Nic a nic mi go nie żal. Karolek przeszczęśliwy. Zwlekał z przywitaniem się zaledwie kwadransik (porządny kot musi być w takiej sytuacji obrażony). Po upływie tego czasu uznał, że NA PEWNO był proszony o zejście na dół (nie b

1668

Co ja, mianowicie, miałabym do ogłoszenia około południa 14 maja? Nic ciekawego nie przychodzi mi do głowy. Ludzi na sympozja wysyłam. Sprawozdania piszę. Prezentacje przygotowuję. Pozytywne nastawienie do pracy wykazuję. Ludzkość kopniakami poganiam*, żeby pisała, a następnie oddawała mi te wypociny. Na tę okoliczność licznych marudzeń wysłuchuję. Nic sobie z tego nie robię. Wywalam ozór i określam, co do centymetra, gdzie mnie może rzeczona, zniechęcona ludzkość pocałować. Następnie uciekam i mylę pogonie, gdyż część ludzkości natychmiast pożąda przystąpienia do realizacji. Co ciekawe, jest to wyłącznie część płci zdecydowanie przeciwnej. Barykaduję się w pokoju, ponieważ część części ludzkości wykazuje podziwu godne samozaparcie i odnajduje mnie w dobrze zakamuflowanym miejscu pobytu, żądając wywiązania się z obietnic. Strugam wariata, puszczam strużkę śliny w kącika ust moich korali i niczego sobie nie przypominam. Uffff... I tak się toczy dzień za dniem. Najbliżs

1667

Obraz
Dać świadectwo. To nie tak, że jestem jedyną złotoustą w tym domu. Komentarze z dziś. Jeszcze ciepłe. Zuzanna: 1. Może się jakoś wytłumaczysz z tego, że moje rebusy robią internety?! 2.  (Wyciągając z kosza wór ze śmieciami).  Zawsze tyle napchasz do tego wora! Potem on mi się rozwala, szlag mnie trafia, kopię w drzwi i mówię po łacinie. I jakiś facet idzie. I jest zakłopotany. Ja też jestem zakłopotana. PSIAKREW! Prezes (tygodniowa nieobecność w domu, przez telefon, bez dzień dobry): 1. Odnotowuję na karteczce, że twój czas dobiegania do telefonu, gdy dzwonię, jest niesatysfakcjonujący. Update na specjalne życzenie martuuhy.

1666

Obraz
Trzeba to w końcu powiedzieć. Jestem sukienkoholiczką. Mam świra. Chciałabym napisać coś sensownego, znaleźć 30 powodów, dlaczego muszę kupować sobie kiecki. Ale prawda jest taka, że to prawdopodobnie nałóg. Nie kupuję ich dla miecia. Kupuję i się stroję. Muszę się z tym zmierzyć - uwielbiam się stroić. Mogę nie jeździć na urlopy. Wczasy mi zwisają. Nie cierpię podróżować. Chcę mieć dom, a w tym domu kupę zwierzaków, których nie ma z kim zostawić. Wtedy nie będę musiała nikomu tłumaczyć, dlaczego nie wyjeżdżam na wczasy. Będę siedzieć we własnym ogródku, z psami, kotami, świnią i co mi tam jeszcze przyjdzie do głowy. Z kawą latte. Winem. Książkami i komputerem. Oraz kieckami na Allegro. Straszny ze mnie kret. W fabryce mam kontakt z taką grupą ludzi, że nie umiem ich policzyć. Tabuny. Łażą. Rozmawiają do mnie. Psują powietrze. W związku z tym mam niskie zapotrzebowanie na relacje. Ja, rodzina, kilku przyjaciół. Wystarczy. Nie chadzam do miejsc użyteczności publicznej. Czasem -

1665

Obraz
Korespondencja trwa nadal. Z mojej strony: czuła. Ze strony córki: rebusowa. Wstaję świtem, patrzę i myślę: co ona ma w tym samochodzie? Klocki? Czekoladki? Piloty? Pudełeczka? Wieczorem pracowała w Żabce, może coś przysmyczyła... I jak Państwo sądzi? . . . Klocki. Ma nowe klocki... ha-mul-co-we! Pochyliła się nade mną i moją wrodzoną tępotą. Radość, że nie tłukła w głowę, prawda?

1664

Obraz
Wkraczam do domu, a tam... Zeżarła cały obiad! Natrętny głodomór? Mój malusi Edziulek, syneczek mamusi? Podsumowanie dnia w fabryce niezmiernie poruszające. Szef mówił, mówił, mówił, nagle wstał i... wyszedł. Obracając się do nas miejscem, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Zastygliśmy w całkowitym milczeniu. Nikt, doprawdy nikt nie wie, o co chodzi. Dziwnie się zrobiło. Pomilczeliśmy chwilę i w końcu ktoś się odważył: - To może byśmy poszli? - Ale ktoś wie, co się stało? Cisza. Zaskoczył nas tym fochem, a jesteśmy wprawieni. Zadzwonił do mnie jakąś godzinę temu. - Wiem, że już po pracy. Nie gniewasz się, że dzwonię? - Skąd. Mogę w czymś pomóc? - Chciałem przeprosić, że nie znalazłem dziś dla ciebie czasu. Co chciałaś ze mną załatwić? Powiedziałam. On też powiedział, czego nie zdążył, bo foch mu przeszkodził. - I wiesz - perorował - to taka dość skomplikowana sytuacja. Możesz to załatwić? - No pewnie - odpowiedziałam spokojnie. - On go ściąga, bo tej jest

1663

Obraz
Wymyśliłam sobie sposób na nietańczenie. Otóż chodzę i nucę pod nosem... I sprawa jasna, nie? Zaczynam nucić już w autokarze. Opcjonalnie: nawalam się w autokarze i śpiewam na całe gardło. Aaaa! Nie nawalam się w autokarze, bo dojeżdżamy na obiad, a potem są zajęcia. Śpiewam pełną piersią po trzeźwemu? Słabo. Może się nie udać. Trzeba będzie improwizować. W każdym razie piosenka wydaje się dość wymowna. Swoją drogą to śmieszne, że w ogóle nie przejmuję się sprawami służbowymi. To nie generuje u mnie stresu. Wychodzi na to, że największy cykor pojawia się, gdy czegoś nie umiem lub nie lubię. Lub jedno i drugie (wash&go). Kurczę, coraz bardziej zadowolona jestem z nowego lokum. Obecnie mam widok na burzę. Niepowtarzalne wrażenia.