Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2014

1758

Zrobił mi wykład z rozprężania gumy. I to wszystko w trakcie produkcji jednego latte. No bo kiedyś poszła mi uszczelka w ekspresie. To była taka mała uszczelusia, na łączeniu dziubka do wydmuchu pary z dyszą od ubijania mleka. Nie miałam weny, żeby jechać do Katowic do serwisu, więc wzięłam gumkę recepturkę, ogumkowałam nią dziubek i teraz dysza się trzyma. Ergo - mogę dostać mój ulubiony rodzaj kawy. A że często robi mi ją Prezes, to przy okazji wygłasza. Co tam mu akurat na język. Ja się zwykle pienię o pozostawianie tej metalowej dyszy, bo ona powinna być myta po każdym użyciu. Inaczej zostaje na niej mleko i zwyczajnie się psuje. A dysza przykleja się do dziubka i potem nie mogę jej zdjąć. JA oczywiście nie mogę. Ponieważ JA zdejmuję dyszę po każdym użyciu i myję. Nie, nie jestem zrzędna. Myję też nogi, wyobraża Państwo sobie? I (rozpasanie) zęby! Codziennie!!! (Nie mówcie nikomu, ale myję też kocie kuwety - taka jestem higienistka). No to mówię mu: - Weź tę dyszę ściągnij

1757

Z nieznanych przyczyn moja poranna notka się zapisała, a nie opublikowała. Myślę sobie, że już wiecie, a tu figa. Ale ponieważ wydarzenia się toczą, to piszę kolejną i publikuję od razu, bo co mi tam. Otóż. Pojechaliśmy z Edkiem na kontrolę i zabraliśmy Zośkę do przeglądu technicznego, kompletnie zapominając, że do badań krwi musi być na czczo. W każdym razie Edward w porządku. Kupa rozintegrowana. Dostał drugą dawkę antybiotyku oraz olej parafinowy na dwa strzały, do pobudzenia pracy jelit. Problemu nie będzie, bo on dość chętnie, a nawet gdyby, to można mu polać żarcie. Natomiast. I tu przepraszam Kaczkę, która jest prezeską fanklubu Zochy, że ją trochę zmartwię. Bo okazało się, że nasz okaz zdrowia i charakteru ma problem, zidentyfikowany częściowo, co utrzymuje mi ciśnienie w górnych rejestrach. Sprawa pierwsza: dwa trzonowce do usunięcia. Nie wiem, jak to się stało. Żyję z kotami od 35 lat i NIGDY ŻADEN nie miał problemu z zębami. Kupujemy porządną karmę, która ma za zadanie

1756

BINGO! Poszło. Co prawda nigdy nie posiadamy stuprocentowej pewności, co do właściciela kupy, ale to, co zastałam o poranku w kuwecie, było tak paskudne i tak śmierdziało, że dość jednoznacznie wskazuje na twórcę. Poza tym syneczek mamusi postanowił coś zjeść i to może być dodatkowy dowód. Kamień z serca! (I z tyłka). Słabiutki bardzo. Wywiewa go z zakrętów, nóżki się troszkę plączą, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Po południu zabierzemy go na kontrolę do lecznicy, akurat będzie właściciel, czyli nasz nadworny weterynarz od lat. Niech pomaca, czy wszystko nas opuściło. Poproszę ewentualnie o trochę jakiejś wysokoenergetycznej i witaminizowanej karmy np. na trzy dni. Trzeba mojego bidusia ciut podkoksować. Zuzia w takich sytuacjach sprawdza się cudownie. Normalnie nie przepada za dotykaniem surowego mięsa, ale gdy któryś kot chory, to bez słowa kroi na drobne kawałeczki, zanosi do miejsca pobytu, podkarmia, poi i dba. Dobre to moje dziecko. Sprawozdała, że Eduś napakow

1755

Seria trzecia duńskiej produkcji Rząd , o której już kiedyś pisałam, naprawdę mnie nie zawodzi. Trudno się oderwać. Oglądam trzeci odcinek i nie mogę przestać. Od momentu, gdy zaprzestaliśmy współpracy z jakąkolwiek telewizją, skupiam się wyłącznie na oglądaniu dość dobrze wyselekcjonowanych pozycji. I to mi odpowiada. Poza tym wciąż zdarzają się nam zabawne sytuacje, związane z telewizją. Ktoś coś nam opowiada, my mówimy, że nie mamy telewizora i nie oglądamy, zapada taka niezręczna cisza, a ja jestem setnie ubawiona. Nie mieć telewizji?! Dziwne. Nadal przeglądam ogłoszenia. Wszystkie znalezione przeze mnie domy podobają się Prezesowi, co jest bardzo wygodne. Albo niespotykanie spokojny z niego człowiek, albo mamy zbliżony gust. Coraz więcej widzę ogłoszeń z chałupami w bardzo rozsądnej cenie. Jeśli taką wybierzemy, to prawdopodobnie bank nie będzie nawet stroił fochów w związku z naszym hipotecznym mieszkaniem. A wtedy można to przemyśleć: sprzedaż czy wynajem. I tak leci. Kot

1754

Obraz
Kot popadł w stupor. Nie wyea się i koniec. Pani doktor napompowała kota ze wszystkich stron. Podskórnie płynami, dopyszcznie olejem parafinowym, dotylnie lewatywą. I dołożyła Nospę w zastrzyku. Kot, po raz pierwszy w swym czteroletnim życiu, dostał szału, zaczął drapać i usiłował ugryźć mnie w palec. Jednakowoż pragnę podkreślić, że czynił próby jedynie do czasu, gdy nie wyjęto mu sprzętu z tej części kota, gdzie słońce nie dochodzi. Później wyłącznie patrzył ze smutkiem. Teraz wypiera całe zdarzenia. I nadal jest zintegrowany. Dostałam strzykawkę z olejem na później i drugą z Nospą. Też na później. (Tak, od czasów Tusieńki robię zastrzyki i kroplówki). Pozostaje nam jedynie modlitwa, a więc módlmy się, bo kolejny krok to już rozwiązania chirurgiczne. Czym kot się tak zatkał - nie wiadomo. Pozostałe koty nie wykazują objawów zatkania. *** Obejrzeliśmy kolejny dom. Tym razem parterowy i w pełni dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych, ponieważ mieszka w nim rodzina z l

1753

Obraz
Pod moją nieobecność Państwo sobie obejrzy film Jabłka Adama . Na przykład, o: TUTAJ . Można też sobie coś przeczytać o tym filmie. Ażebyście nie musieli szukać, to ja Wam pokaże drogę. ------->>> TĘDY Jak wspominałam, kino skandynawskie mi robi. Więc zachęcam. A ja tymczasem kota na przegląd i dom do przeglądu. Bądźcie umiarkowanie niegrzeczni. Na filmie kwiczeć mniej spektakularnie niż ja. Bo to już naprawdę był nietakt.

1752

Jeśli kiedyś komuś zachce się domu, uczulam szczególnie na jedno słowo: klimatyczny. Jeśli coś jest klimatyczne, to znaczy, że kompletna ruina. Poza tym mam refleksję, że pośrednicy piszą tak głupio, że nie sposób przejść mimo tego obojętnie. Dajmy na to: wchodząc do domu nie sposób nie zauważyć salonu . Rozumiem, że ma więcej niż 2 na 2 metry. Nie sądzicie, że takie gadanie powinno być karalne?! Namyśliłam się! Przytaczam całe ogłoszenie. Rozwaliło mnie. Chciałam Państwu zaproponować przepiękny jednorodzinny dom położony z zielonej dzielnicy Xxxx. Dom z 1999 roku, wybudowany w technologii murowanej. Nieruchomość wyjątkowa, postawiona na pięknej zalesionej działce o powierzchni 3931m2, która sprawi, iż nowy właściciel poczuje się tutaj jak na urlopie. Wejście do domu znajduje się na parterze. Wchodząc do środka nie sposób nie zauważyć salonu z klimatycznym kominkiem, przy którym to, można spędzić chłodne zimowe wieczory rozkoszując się ciepłem rozpalonego ognia. Dodatkowo na pa

1751

Kot nadal zatkany. Odmawia posiłków. Zaproponowałam mu kolejne 2 cm tego czegoś, co ma mu wypchnąć to coś stamtąd. Pożarł radośnie, po czym wlazł do torby papierowej i siedzi. W międzyczasie otrzymałam odpowiedź od państwa domkowych. Proponują nam cenę o 80.000 zł wyższą niż zaplanowana. Tym samym domkowi w lesie powiedzcie "papa". Tak, też mi przykro. No to drążę dalej. Znalazłam dom - dla odmiany - parterowy. I trochę w inną stronę. Jutro jedziemy go zobaczyć. Metraż domu i działki podobny. Tylko jest nowszy i tańszy - jak podejrzewam, sprzedający zapoznali się z cenami nieruchomości ZANIM zamieścili ogłoszenie. Z tego wszystkiego cykl mi się skrócił do 23. dni. No, rewelacja. Nie zarobię w fabryce na tampony. I tak mam krótki, bo 26-, 27-dniowy. Wolałabym mieć ponad trzydzieści, ekonomiczniej by wyszło. Ale może to już początki menopauzy. Co tu kryć - człowiek nieco przechodzony. Wzdech. Pora na ten dom, naprawdę. Bo jak jeszcze poczekam, to kosiarka może mnie za sobą

1750

Obraz
Kot mi się zepsuł poprzez zatkanie kota. Od tyłu. Ponieważ kot odmówił przyjmowania posiłków, hopsasania, miziaków, kradzieży i innych czynności, które standardowo wykonuje, został zapakowany do kuferka i zawieziony do lecznicy. Kot nie chciał zarówno pakowania, jak i wiezienia oraz kontaktu ze specjalistą. Niechęć swoją wyrażał dobitnie. Po czym spociły mu się stopy i eksplodował łupieżem, który zniknął natychmiast po powrocie do domu. Fascynująca historia. Przy okazji przeglądu kota odkryto: - dwa dodatkowe zęby*, o których nikt wcześniej nie mówił**, - zaczątki kamienia nazębnego, - lekko zaczerwienione dziąsła***, - sporo twardej kupy, całkowicie zintegrowanej z kotem. Wszystkie pozostałe części kota funkcjonują należycie. Kot otrzymał: - nawodnienie w postaci kroplówki podskórnej****, - pastę o aromacie rybnym z przeznaczeniem rozitegrowania kupy z kotem, - darmową próbkę karmy weterynaryjnej Urinary (na zachętę), którą pochłonął natychmiast po nawodnieniu (chociaż

1749

Nosz... jakie to Państwo niecierpliwe. Oczywiście rozumiem, że się nie spodziewacie, ale - uwaga! - mnie się czasem nie chce. Zaskakujące, prawda? A jednak. Więc nie zamierzam Wam tu piachem w oczy: nie chciało mi się i tyle. Swoją drogą - dostrzegam pewną regularność: lato mnie rozleniwia. Nawet biorąc pod uwagę, że aura nie rozpieszcza. Co tam, więc? Otóż jedyną rzeczą, której człowiek w fabryce może być pewny, to zmienność nastrojów Szefa. Jeszcze w środę tłukł mnie za pewną rzecz kijem w głowę, by już w czwartek za tę samą rzecz podziękować publicznie, co przyjęłam z dobrodziejstwem inwentarza i bez komentarza. Pracownik zaś, który był tzw. Obiektem, oczekiwał o poranku w korytarzu u drzwi windy, by się kajać i przepraszać. Powiadomiony, że nie mam do niego uwag oraz zastrzeżeń, eksplodował uczuciem, obejmującym poklepywanie po pleckach i zapewnienia, żebym wszystko zwaliła na niego, bo i tak jest na cenzurowanym, a po co mnie się ma obrywać. Tym samym uczynił miłą i swojską

1748

Cały misterny plan piątkowy diabli mi wzięli w jednej chwili. Otóż chciałam wybrać jeden dzień urlopu, celem udania się do urzędu gminy i przejrzenia planów zagospodarowania przestrzennego. Nie pragnę się bowiem dowiedzieć za dwa lata, że przed moim domkiem marzeń biegnie autostrada. Oddzielona ode mnie parkingiem i supermarketem. Nawet wniosek sobie wypełniłam. I co? I Szef dostał dziś regularnego szału, którego centrum stał się jeden z moich pracowników. W dodatku akuracik nieobecny. Obawiam się, że ów szał potrwa i, jeśli będę poza fabryką, to w poniedziałek mogę zastać uszczuploną liczbę podwładnych. Gdyż szefowski gniew lubi przybierać różne, arcyciekawe formy. Tedy trza się przeciwstawić z całom siłom i godnościom osobistom. Bo może i coś tam lekuchno nagrzmocił, ale to jeszcze nie jest powód, żeby, panie, tego. Przewiduję jutro przecudowny poranek. Zgodnie z wymyślonym przeze mnie i wielce prawdopodobnym scenariuszem, już o świtaniu padną gromy. W związku z czym pracownika

1747

Dykteryjka. Przypomniały mi się dawne czasy. Otóż ongiś, gdy przyjeżdżało się do drugich-rodziców, na spotkanie wybiegała człowiekowi czereda bachorów*. Wszystkie należało ukochać i uściskać**, a także wyspowiadać się na okoliczność ewentualnych darów. Później następowała wymiana aktualności oraz nieśmiertelne pytanie: - Ciociu***, ile u nas zostaniesz?! Druga-mama bardzo się o to złościła i tłumaczyła dzieciom, że tak nie wolno. Że pytana osoba czuje się, jakby wszyscy tylko czekali, kiedy się wyniesie. Nie ukrywam, że ja się tak nie czułam, ale wierzę drugiej-mamie, że ktoś może owszem. Puszczałam więc drugomamine moralniaki koło uszu i odpowiadałam zgodnie z prawdą. Najczęściej słyszałam natychmiast pełne rozczarowania: - Tak króóóóótkooo...? To naturalnie kładło pewien cień na teorię drugiej-mamy, ale oj tam. No i parkuję ci ja pewnego dnia pod furtką drugich, z domu wypadają stosowne czeredy, dobiegają do mnie, ja zapieram się o samochód, by nie zostać zaobściskiwaną na ś

1746

Trochę jestem zażenowana. Topowym daniem u nas w domu są jednogarnkowe wariacje wokół papryki, pomidorów, cebulki, pieczarek i czosnku z piersią z kurczaka. Czasem, gdy poniesie mnie melanż, dorzucam doń cukinię albo seler naciowy, bakłażana czy co mi tam pod rękę podejdzie. Dziś pierś z kurczaka wymieniłam na suchą krakowską z indyka (Pikok robi wędliny, do których wchodzi np. 140 g mięsa wyłącznie! drobiowego na 100 g kiełbasy - i to jest normalne rozwiązanie, IMHO). Czasem surowe pomidory zamieniam na krajane z puszki - mniej roboty. Ile bym nie zrobiła - zeżrą jednego dnia. Pomyślałam kiedyś, że pożyczę od mamy taki wielki sagan, nawalę tam kilogramy produktów i poczekam na efekty. Jeśli pochłoną przez 24 godziny, to wymiękam. Nie rozumiem fenomenu. Ale faktycznie, jest smaczne i mało roboty. PS Dziś za krojczego robi Prezes. Oświadczyłam, że idzie mu tak dobrze, że może ze mną zamieszkać. Przyjął entuzjastycznie. PS 2 Jest zadowolony z siebie do tego stopnia, że stoi i

1745

Szef na koniec spotkania przegląda dane, dotyczące wykonania planów. W danych nic się nie zgadza, daty porozjeżdżane, na ten sam dzień miesiąca figurują inne wartości. Szef próbuje dokonać z nami jakiejś analizy, co jest z góry skazane na porażkę. W końcu zrezygnowanym głosem stwierdza pod adresem nieobecnego wykonawcy: Chyba się nie powstrzymam, żeby go nie opierdolić. PS Chowam się po kątach, żeby nie wpadł na pomysł, że mam coś z tym zrobić. Nie mój cyrk, nie moje małpy. Choć przyznam, po rzuceniu okiem na materiał, że zaczęłabym od potrząśnięcia tym i owym. Pójdę do kąta i przeczekam to.

1744

Księgi sprawdzone - hipoteka wolna. Fajnie, że tak się uzupełniamy. Prezes leci po kwestiach technicznych, ja po urzędowych. Nie było mi znowu tak łatwo, bo elektroniczne księgi wieczyste narzucają nowy numer, a my mamy stary. Ale od czego wrodzony intelekt. Znalazłam. Prezes tymczasem przestudiował wszelkie dostępne fora i mnóstwo literatury na temat systemu budownictwa. A potem zadzwoniliśmy jeszcze do naszego ulubionego fachowca, który wie WSZYSTKO. Opinie się pokrywają, co przyniosło ulgę. Muszę jeszcze skoczyć do gminy, celem sprawdzenia planów zagospodarowania przestrzennego i do geodezji, żeby sprawdzić, czy dane z ksiąg wieczystych pokrywają się z planami geodezyjnymi. I, jeśli tak, przedstawić stosowną propozycję. Oraz czekać na jej akceptację. Bądź nie. Ano - zobaczymy. PS Państwo myślało, że gdy pójdę do pracy, to nie będę pisać. A tu niespodzianka. Coś całkowicie innego potrafi zaprzątnąć mnie bez reszty.

1743

Dom obejrzany. Znamy więc już jego słabe strony i państwo sprzedający też znają, ponieważ nasza pani inspektor bardzo ładnie i grzecznie ich o tym powiadomiła. Mimo wszystko nadal jesteśmy skłonni chatkę zakupić, ale oczywiście nie za taką cenę, za jaką jest wystawiona. Wobec powyższego przed nami faza przedostatnia, czyli sprawa dogadania się finansowego. Albo nie, oczywiście. I potem się zobaczy. Jakby co - jeśli nie ten dom, to inny. Ale na pewno w najbliższym czasie. *** Poza wszystkim, usłyszeliśmy niedawno anegdotkę, która rozbawiła nas na długo i opowiadamy ją każdemu, kto chce i nie chce słuchać. Otóż pewna nasza znajoma mieszka w Bytomiu. Z góry przepraszam wszystkich bytomian, którzy to czytają, i proszę, żeby się nie obrażali. Nasza znajoma jest bardzo szczęśliwa z powodu miejsca zamieszkania, uwielbia to miasto, choć traktuje je z przymrużeniem oka. Warto zaznaczyć, że kiedyś, lata temu, Bytom był miastem, do którego np. jeździło się na zakupy. Sklepy były zaopatrz

1742

Zapomniałam opisać pewne niedawne zdarzenie, które doprowadziło mnie prawie do łez szczęścia. Otóż po pracy udaję się na zakupy. Niewiele mam do kupienia, a za to niezbyt się spieszę. Stoję z koszykiem przy kasie w Lidlu i rozpoczynam leniwą kontemplację rzeczywistości. Przede mną trzy osoby: pani, która kończy pakować zakupy, pani z nieprzesadnie dużą liczbą produktów (ale jednak) oraz mój bohater z puszką piwa - sztuk 1 (słownie: jedna). Skupmy się na nim. Uczciwej postury mężczyzna, w trudnym do określenia wieku, najpewniej młodszy niż można by przypuszczać, gdyż uporczywe przebywanie w zakładach opiekuńczo - żywieniowych z okratowanymi oknami zwykło ludzi postarzać. Na widocznych spod ubrania częściach bohatera tatuaże, wynikające bezpośrednio z subkultury penitencjarnej. Na przedramionach tzw. sznyty w ilościach hurtowych. Strach pomyśleć, co mu wcześniej z żołądka usuwano. Jednym słowem - człowiek spodziewa się wszystkiego. Kobieta przy kasie przekłada siatki do kosza. W ty

1741

Mój Szef jest człowiekiem wielu zalet. Jednak dziś przeszedł sam siebie. Muzyka, którą stworzył, uplasowała go na pierwszym miejscu listy artystów wszech czasów. A było to tak. Spotkanie poranne miało się ku końcowi. Jużeśmy wstawali, jużeśmy się zbierali, aż tu nagle, nie wiadomo skąd, dotarły nas prawdziwie anielskie pienia. Cała sala zastygła w idealnym milczeniu. Nikt nawet palcem nie kiwnął, zatrzymany wpół kroku. Jakby świat stanął wraz z nami na chwilę. Jakby ruch planet przestał istnieć na ten krótki, ulotny moment. I gdy tak staliśmy, zauroczeni, rozległy się surmy i dźwięk dzwonków, a za nimi najpiękniejszy tekst, jaki kiedykolwiek słyszałam: - I żebym tu o dwunastej nikogo nie widział! Naprawdę nie wypadało się sprzeciwiać.

1740

Uważam, że snucie się po chałupie all day long w różowych, flanelowych gatkach od piżamy w sówki jest stanowczo niedostatecznie rozreklamowane. - A wyobraź sobie, jak będziesz się w nich snuła po ogrodzie - podpowiada Prezes. - Po ogrodzie nie, bo sąsiedzi się gapią - odpowiadam. - Akurat cię takie rzeczy ruszają - mruczy pod nosem. Fakt. W większości przypadków opinie ludzkości mam w głębokim dupiu. Poza tym hołduję złotej zasadzie: rób coś z przekonaniem, a zaraz znajdą się naśladowcy. Ciekawe, czy Allegro dysponuje tyloma parami różowych, flanelowych gatek w sówki?

1739

Napiszę, jeśli Państwo pozwolą, słów kilka o wychowywaniu zwierząt w moim postrzeganiu. To jest łatwe, bo trzeba się wysilić tylko raz. Tak uważam. Reszta dzieje się sama. Wysililiśmy się raz, wiele lat temu. I wychowaliśmy Pana Stefana. Przygarnęliśmy go, zawszonego jak nieszczęście, cztero- może pięciotygodniowego. Był absolutnym cudem natury. Malusią kluseczką na mikroskopijnych nóżkach, z trójkątnym ogonkiem. Nosiliśmy go do kuwety cierpliwie, sto razy dziennie. Żeby za którymś razem zrozumiał, do czego ten domek ze żwirkiem służy. Pozwalaliśmy mu oglądać bajki w telewizji (uwielbiał szczególnie "Epokę lodowcową"), pilnując, by przy tym nie przeziębił sobie nerek i pęcherza, bo mieszkaliśmy na parterze i było bardzo zimno. To były komiczne sytuacje, bo Pan Stefan zastygał przed telewizorem stojąc słupka. Porozumiewaliśmy się na migi, żeby go nie dekoncentrować. Jedno z nas w absolutnej ciszy podnosiło kota, a drugie podkładało mu pod pupę poduszeczkę. I on oglądał da

1738

Rozdział przeszedł. - O to, to jest dobre! Jak na to wpadłaś? Wyraźnie złapałam tekst, którego fabryka nie tyka. - Znalazłam taki amerykański artykuł i wydał mi się mądry. Ale działałam na wyczucie. - Świetne ujęcie. Bardzo mi się podoba. Przemyślane. Mądre. No cóż... Też mi się podobało, więc nawet go rozumiem. Jak to się stało, że nikt do tej pory nie natrafił? - Słuchaj... - Szef odwiesił się po chwili milczenia. - Skąd brałaś materiały do podsumowania? Jest znakomite. - Z głowy. Akurat to napisałam bez posiłkowania się literaturą. - Nie wiem doprawdy, co mam o tym myśleć. Pracujesz tu pięć minut, a piszesz, jakbyś się na tym znała od lat. Poruszające. Ty naprawdę rozumiesz, o co chodzi! I to całkowicie bez wykształcenia kierunkowego! Ano staram się. Nie mówiłam, że jestem robotem wieloczynnościowym? *** - Poszukałam dziś hodowli. I wyobraź sobie, że jest w Katowicach - oznajmiłam Prezesowi. - Świnek? - Piesków. - No to będziemy mieli grubasa. Drogie? - Znośnie. P

1737

Skupmy się na plusach. Pierwszy jest taki, że napisałam w końcu mój rozdział do książki. Drugi jest taki, że nawet ładna bibliografia mi wyszła. Trzeci jest taki, że oddałam to Szefowi do kontroli jakości. Czwarty jest taki, że od razu się za to zabrał. Piąty jest taki, że przeczytał połowę i jego uwagi są kosmetyczne. Póki co. Pierwszy minus: nie zdążył doczytać do końca. Jutro ciąg dalszy nastąpi. Drugi minus: przerwał przed częścią, która może go nie usatysfakcjonować w sensie merytorycznym, a to jest kawałek, na który uparł się dyrektor. Szósty jest taki, że zadzwoniłam do mojego lokatora i poinformowałam go o konieczności sprzedaży lokalu, który zamieszkuje, a on się ucieszył i powiedział, że chętnie kupi. Siódmy jest taki, że to mieszkanie jest małe i powinien dostać kredyt od strzału. Pierwsza ambiwalencja: prawdopodobnie mogłabym dostać więcej. Ale lubię święty spokój. Mniej ruchów, więcej luzu. Ósmy jest taki, że wsparłam dziś kobietę w potrzebie, przekazując j

1736

Temat zdominował wszystko. W domu o domu. W pracy o domu. Przez telefon o domu. Staram się odkleić od tego i z Zuzią rozmawiać o sesji. Zuzia nie chce rozmawiać o sesji. O domu też nie chce, więc różnicy to nie robi. Wczorajsza ponad 2-godzinna pogaduszka z Matką Chrzestną opiewała na: - ogrzewanie, - kominek, - piec typu koza, - próżnienie szamba, - remont kuchni, - remont łazienki, - remont jako zjawisko, - konieczność napicia się przed remontem, w trakcie i po. Matka Chrzestna szaleje, bo chce mieć mnie blisko. Ja też chcę ją mieć, więc jesteśmy w tej kwestii zgodne. Poza tym Dzik z matką też się wyprowadza na jesieni. W związku z powyższym musiałyśmy ustalić jakąś lokalizację, która nam będzie w miarę po drodze. No to ustaliłyśmy. Jeśli obie wylądujemy zgodnie z planem, będziemy do siebie miały 17 km. Albo się znajdzie jakąś drogę przez wsie. Bo nie wiem, czy se Państwo zdaje sprawę, ale postanowiłam być ze wsi. Dla odmiany. Nie ma powodu, żeby całe życie być z miast

1735

Wiszę na telefonie, wiszę. Okazuje się, że mam mnóstwo przyjaciół, którzy mają domy i się znają. Mnóstwo dobrej woli, tony dobrej energii. Liczne rady, bardzo pomocne. Fajnie. Kolejny plus dodatni? Jeśli to wszystko się dopnie, będziemy z Matką Chrzestną sąsiadkami. Ostatnio miałyśmy tak 20 lat temu. Cieszymy się. Wino. Baaardzo dużo wina.

1734

Obraz
Obudziłam się dziś o 5:00 w stanie skrajnej paniki. To się nie uda. Zadłużymy się i skończymy pod mostem. Ja tego wszystkiego nie przetrzymam. Na pewno wtopimy. Boję się. Boję. B. Uspokoił mnie dopiero powtarzalny i przewidywalny cykl fabryczny. Szłam korytarzami, mijałam jedne drzwi za drugimi i emocje opadały. Pierwszy raz doceniłam, że to prawdziwe szczęście pracować w miejscu, które ma z góry ustalony rytm, oferuje cykliczne czynności, co to wcześniej wydawały mi się trochę irytujące. A dziś zmieniłam zdanie. To może mnie uratować przed szaleństwem. Wczoraj wieczorem zadzwoniłam do naszej pani inspektor i opowiedziałam jej o wszystkim. Dziś zadzwoniłam do państwa, którzy sprzedają dom. W sobotę chwila prawdy. Jeśli wszystko będzie w porządku, zaczynamy się targować. B jak brzuch mnie boli. Pokażę Wam jeszcze ogród. Chcecie? Widok z tarasu. Zuzia, świeżo po kolejnym egzaminie, wyrzuciła dziś z siebie jednym tchem: - Nie zamierzam mieszkać w żadnym lesie!!! I ni

1733

Byliśmy obejrzeć dom. I co? I tragedia. Jest... śliczny. W zasadzie skończyło się tym, że siedzieliśmy w samochodzie i nikt nie chciał zacząć. Bo nie wiedział jak. Moglibyśmy wprowadzić się dzisiaj. Znaleźliśmy uliczkę, przy której stoi, ale nie mogliśmy znaleźć numeru. Uliczka się kończyła - zaczynał się lasek. Zadzwoniłam do państwa, którzy sprzedają z zapytaniem, co mamy robić. - A wjechała pani do lasu? Nie wjechałam. Droga co prawda asfaltowa, ale jakoś nie wyglądała. No, dobra. Ruszyliśmy do lasu. 100 metrów dalej przed nami pojawiło się osiedle domków, a droga szła dalej do kolejnych miejscowości. Szok. Przed bramą, po drugiej stronie ulicy, las. Działka jest idealnie prostokątna, po drugiej stronie brama i wyjście... do lasu. Ale budowa tam trwa, więc perspektywicznie będzie kolejny rząd domków. Co właściwie nie robi wielkiej różnicy. A tak naprawdę raczej jest plusem dodatnim, bo bezpieczniej. Dół domu jest całkowicie otwarty, co, jak wiadomo, jest z mojego punktu widz

1732

Odczuwam smutek egzystencji.

1731

Lektury. Na wstępie oświadczam, co wszyscy w zasadzie powinni już zauważyć, że jestem całkowicie pozbawioną ambicji hedonistką. Rozwój? To nie dla mnie. Jestem od lat rozwinięta ponad miarę. To co się będę. Poza tym w pracy ciągle czytam jakieś rzeczy, których czytać wcale nie chcę, nie są z mojej działki (wszystko przez ten złudnie inteligentny wygląd)*, w związku z czym hedonistyczne podejście w czasie prywatnym od chwili zatrudnienia w fabryce tylko mi się pogłębiło**. Dygresja Pokłóciłam się wczoraj z dyrektorem. Właściwie to on się pokłócił. Sam ze sobą, bo ja milczałam, gdyż dużo ćwiczę i dobrze na tym wychodzę. Więc było tak, że kazał mi zrobić coś całkowicie od czapy, mnie trafił szlag, gdyż sądzę, że jakieś granice jednak istnieją, a że komunikat był ubrany w formę "trzeba to zrobić", zapytałam: "a kto to zrobi, bo ja nie posiadam kompetencji?". Łooooo, jak się rozsierdził. Wyrzucał z siebie wiele pytań, głównie: "coooo?", "chyba żartuje

1730

Obraz
Poniósł mnie melanż. Brzoskwinka na polskich dróżkach. Brzoskwinka i jej MP3 Brzoskwinka, władca małp Brzoskwinka na tratwie Brzoskwinka w galarecie Złota Brybka Brzoskwinka na ziarnkach grochu Brzoskwinka w kapelutku

1729

Obraz
Wstaję ci ja rano, idę do kuchni, a tam... Widać, że sesja w pełnym rozkwicie. Tak, specjalnie kupiłam tę brzoskwinię. Właśnie z uwagi na czubek. Byłam pewna, że to będzie miało jakiś ciag dalszy. I nie pomyliłam się. Limonka czeka na powrót Prezesa. Podczas jego nieobecneości nie wypiłam nawet kropli alkoholu i sądzę, że przyszedł czas, by rozprawić się znowy z mojito. Update: Naturalnie natychmiast skombinowałam kapelutek z papierka do muffinki. Udar słoneczny już brzoskwini nie grozi.

1728

Obraz
Nie wiem, jak w innych domach, ale u nas lodówka bywa źródłem informacji o świecie. Na przykład: kiedy kładłam się spać wczoraj, to była jeszcze zwykła lodówka. Wisiało na niej kilka magnesików z zabawnymi napisami życzeniowymi (Mój Boże, jeśli nie mogę być szczupła, niech moi przyjaciele będą grubi!) lub prawdami o życiu (Kac nie jest od alkoholu, ale od wstawania), lista telefonów i adresów znajomych Zuzi, jakieś zdjęcie sprzed dwudziestu lat, liścik, który napisała do mnie nieletnia tzw. krzywusem, numer telefonu do dzielnicowego czy zalecenia lekarskie wprost od alergologa. A rano... Rano wszystko się zmieniło. Pojawiły się Komunikaty. Hasła Wywrotowe. Zwroty Zmieniające Życie. PRZYWRÓĆCIE INTERNETY! - głosiło pierwsze. Ogłaszam strajk - komunikowało następne. FACEBOOKI SERIALE (Stało dalej). A na koniec: Witam! Chciałabym zgłosić, że internety są do ..., a raczej w ogóle ich nie ma! Chętnie wymienię je na stare. Z poważaniem, użytkownik internetów P

1727

Obraz
Są takie dni w tygodniu, ze wcale nie chce mi się tu pisać. To może wynikać z faktu, że są takie dni w tygodniu, gdy w pracy dużo piszę. W opozycji do tych, gdy sporo biegam. Dziś pisałam. Zasadniczo to kończę. Wygląda, że się wyrobię do poniedziałku, czyli zgodnie z planem. Jestem porażona swoją skutecznością. No i bardzo ucieszona przyszłą możliwością przekręcania tego tekstu na entą stronę dla innych potrzeb. Autoplagiat to bardzo świńska rzecz. I pamiętajcie, Drogie Dziateczki, żeby tego nigdy nie robić. Wszakże już raz skasowałyście za ten tekst. No. Zauważyłam taką zasadę, że gdy się pracuje w systemie cyklicznych spotkań, to dzień roboczy jest jakiś krótszy. Nigdy wcześniej tak nie miałam. A teraz, zanim się rozpędzę przy własnym biurku, już mi wskakuje mózgotrzep popołudniowy. A od popołudniowego do wyjścia z fabryki już tylko jeden krok. Rano natomiast do niczego wysiłkowego się nie zabieram, gdyż i tak muszę iść na spotkanie, więc całkowicie wybiłabym się z rytmu.

1726

Jama wypiaskowana. Mam Wam za złe. No co? Komuś muszę mieć, a tu Potomstwo wybyło, a Prezes w Warszawie. Komuś muszę mieć, bo ja wszystkie manipulacje w jamie bardzo boleśnie przeżywam. Piaskowanie średnio trzy tygodnie. Hardcore, czyli naprawę ubytku przyszyjkowego - do trzech miesięcy. Nic za to nie mogę. Gdybym mogła, to na pewno bym się nie bolała. To wcale nie jest fajne. I teraz chciałabym, żeby ktoś docenił, że ja jestem wzorowym pacjentem stomatologicznym. Mimo tego, że: 1. otwór jamowy mam jakiś nienormatywny (w sensie: mały), 2. zawias mam trudno otwieralny, 3. wszystkie operacje w obrębie są dla mnie bardzo bolesne lub (low level) przynajmniej koszmarnie przykre. I ja chodzę do tego dentysty z podziwu godnym samozaparciem. A mam chyba tylko dwa nieplombowane zęby (kiedyś zrobiłam sobie zdjęcie panoramiczne i prawda wyszła na jaw dość drastycznie). Za to wszystkie własne. Konkretnie - trzydzieści. Bo dwie dolne ósemki mi nie wyrosły. No i dobrze - służyłyby pewnie tyl

1725

Zdążyłam. Od rodziny oderwał mnie SMS od pracownika, że Szef wychodzi dziś wcześniej. Międląc w ustach przekleństwa, pożegnałam wszystkich, przeprosiłam ciocię-wdowę, że nie mogę zostać dłużej i poleciałam. Pracownik stał przed budynkiem z teczką w garści. Otwarłam tylko okno i po garach. Do kombinatu jaworznickiego trafiłam dzięki precyzyjnym podpowiedziom Tomasza Knapika. Panie sekretarki już czekały, co mnie urzekło (powiedział im!). Zlokalizowały swojego dyrektora, zaproponowały kawę, ale wyglądało, że przybędzie naprawdę szybko, więc grzecznie podziękowałam. I słusznie, bo nie trwało to dłużej niż minutę. Podpisał dokumenty i powiedział: - Zwróciła pani uwagę, jak ja się podpisuję? Po czym puścił do mnie oko. No to na przyszłość mamy załatwione. Do fabryki zdążyłam przed wyjściem Szefa. Ujrzawszy mnie w drzwiach swojego gabinetu, uniósł brwi. - Przecież ktoś inny mógł mi to przynieść! - Byłam w Jaworznie. - Sama tam byłaś?! - No tak... - Wiesz... Nie sądziłem, że tak

1724

Cudowne popołudnie. Zamyśliłam się, wracając do domu (temat w dalszej części). Pamiętałam, żeby pojechać w zupełnie inną stronę niż zwykle i zamówić kwiaty na jutrzejszy pogrzeb. Pamiętałam, żeby kupić chleb. Obiad na mnie czekał, bo mam dorosłe dziecko, które zrobi (zazdrośćcie). Pamiętałam nawet, żeby schować auto do garażu, a to wcale nie jest takie oczywiste, bo ja się zawieszam. Kiedyś np. znalazłam myszkę w lodówce. I to nie jest mój topowy wyczyn. Topowy to jest, jak nie poznałam własnej matki na ulicy. Bardzo byłam z siebie zadowolona. Obiad zjadłam, gary uprzątnęłam. I właśnie się zorientowałam, że skończyły mi się fajki. I lody. I że auto mam w garażu. No, po prostu cudownie. Wiem, nie powinnam palić, bo to niezdrowe. I jeść lodów też nie powinnam, bo nadto uszczęśliwiam świat nadmiarem mego piękna. Ot, dążę do ideału. Forma idealną jest kula. I teraz muszę wyleźć, co mnie nie nastraja pozytywnie. Zawiesiłam się, bo jutro ten pogrzeb i wzięłam urlop. Urlop jest od teg

1723

Że też żaden oponent mi się nie trafił... Zwalam na aurę. Tymczasem w pracy warunki mam naprawdę luksusowe. Urlopu dyrekcja nie daje, lecz w to miejsce otrzymuję Warunki Urlopowe. Normalnie... Egipt. Postuluję dowiezienie pół wywrotki piasku, woda bieżąca jest na bieżąco, można by skonstruować plażę. Jeśli się ktoś uprze - dopuszczam plażę naturystów. Za to jutro rano uczestniczę w pogrzebie, który - z uwagi na prawdziwie letnie nastroje - został zaplanowany na godzinę 9:00 rano. Nie wiem, czy to coś zmienia. O 9:00 jest o jeden stopień chłodniej niż o 12:00. Najfajniejsza w tym wszystkim wydaje się stypa. Obiad o 10:30... wypas. Jeszcze nigdy nie jadłam. Odświeżam sobie wszytskie kawały o pogrzebach, które znam. Ktoś musi być pierwszy i przełamać atmosferę. Na stypie po babci tato po prostu wstał i zaapelował, żeby ktoś wreszcie opowiedział kawał. Sądzę, że z późniejszego rozwoju sytuacji babcia byłaby prawdziwie dumna. Co jak co, ale poczucie humoru to ona miała. Potomstwo b

1722

Obraz
Żyjąc niejako na pograniczu rzeczywistości, co umożliwia mi wydalenie z domu telewizora i radia, mam szczęście unikać różnych sensacji. Nie do końca jednak i nie zawsze. Bo internetu się nie pozbędę. W związku z czym część niewypowiedzianego szczęścia w postaci ludzkich postaw i tak mnie tknie. Przy okazji dyskusji o głupiej kurwie  oraz oganianiu się od mężczyzn , wynikła mi tu debata w duecie, która - tu wszystkich zaskoczę* - zahaczyła o aborcję. Ponieważ jestem dość nieprzejednana w tej sprawie, a moje miasto rozpowszechnia już plakaty, na których widnieją zdjęcia, jak to biegam po terenie z zakrzywionym patykiem i wszystkim wszystko abortuję (nie mylić z "aportuję"), to co mi zależy... pociągnę. Tym bardziej, że internety mnie zbombardowały. Otóż. Dwóch nastolatków (14 i 15) zgwałciło swoją kuzynkę, 11-letnie dziecko, w wyniku czego zaszła w ciążę (przeraża mnie, jak te dzieci teraz szybko dojrzewają). Rodzice wystąpili do sadu o zgodę na dokonanie aborcji. No i si

1721

Jeszcze południe nie wybiło, a mnie już się mózg lasuje od projektów ustawy o zmianie ustawy, finansowań różnych zabawnych typów działalności i innych takich rozkoszności. Faktem jest, że warunki pracy genialne. Jedyne telefony, które dziś odbieram, to te od koleżanek i kolegów z zapytaniem, czy nie mam przypadkiem ochoty zapalić. Owszem, mam. Właściwie to chętnie przeniosłabym się za stodołę z laptopikiem, bo mi się o wiele lepiej pisze, gdy mogę rujnować organizm nikotyną i substancjami smolistymi bez odrywania się i wybijania z toku myślowego. Swoją drogą - minimalnie mnie irytuje, kiedy komórka, która powinna się z założenia orientować w pewnych sprawach, nie potrafi mi odpowiedzieć, czy projekt ustawy przeszedł i poprawki weszły w życie, czy też nie. Sama se sprawdzić również umiem, lecz sądzę, że jeśli komuś płacą za śledzenie takich rzeczy, to byłoby niebiańsko, gdyby śledził, c'nie? Och... i jeszcze tylko pragnę klimatyzacji. Choć być może nadto jestem wyuzdana. I żeb

1720

No, dobra. Pojechałam, wróciłam, wszystko na miejscu. Podejście praktyczne - dwa zimne piwa w upale dają dystans do wszelkich projektów naukowych świata. Siata z oscypkami imponująca. Jutro nie zamierzam spieszyć się do pracy. Dla równowagi mogę wyjść stamtąd wcześniej. Prawda, jaka jestem spolegliwa? Poza tym w radiu mówili, że jak na zewnątrz jest 25 stopni, a w pomieszczeniu 28, to się podciąga pod upał i pracodawca powinien zapewnić. Ponieważ mój niczego mi nie zapewnia, być może będę musiała, zgodnie z Kodeksem pracy, powstrzymać się od pracy. Na wypasie - zadzwonię do tych pijaków do Zakopanego i powiem, że siłą się powstrzymuję. Albowiem jutro w ostatniej komnacie w najwyższej wieży będzie Egipt. Czego i Państwu nie życzę. Dobranoc.

1719

Wszystko można podpiąć pod dom. Np. idzie na siłownię i wraca z routerem. Owszem, rozmawialiśmy, że trzeba wymienić obecny. Ale, że jeszcze nie teraz, bo działa, choć generuje błędy. Wraca, pokazuje mi pudełko i zaczyna opowieść. Gdy on zaczyna opowieść, to ja od razu wiem, że coś jest na rzeczy. I w zasadzie po tylu latach to już powinien wiedzieć, c'nie? A ten swoje. W każdym razie przyjęłam te dwie stówy z godnością. I udaję głęboką wiarę, że brał pod uwagę dom. A ten ma zasięg 200m2. Jakbyśmy mieli co najmniej kupować dom o takiej powierzchni. Jasne, jasne. Jeśli niebawem przywlecze w zębach na drugie grill murowany, to przyjmę z godnością. Gdyż niekłótliwa jestem z natury. Dobra, czasem mi żyłka strzela, ale tak rzadko, że powinno się o tym pieśni pisać i wędrować z nimi od wioski do wioski. Westcham. A jutro, ach, jutro rajd do Zakopanego. Cieszy, że tonem nieznoszącym sprzeciwu poinformowałam kierowcę: "Jedziemy na tyle wcześnie, żeby kupić oscypki, odbębniamy i w

1718

Obraz
Muszę przemyśleć tematy notek, które wrzucam w krótkim czasie. Gdyż kolekcjonuję w mym aksamitnym woreczku perełki, prowokujące do biegania po łoterlowskim ogródku i zadeptywania grządek. A wczoraj niechcący poszło zarówno o traktowaniu kobiet, jak i o domu. A w końcu pojawiła się prowokancja do wrzucania komciów. I nie wiem, co najbardziej zadziałało. W każdym razie ktoś mi nasrał w tulipany. Już o tym rozmawialiśmy, że buty wszystkich biorą, przy czym dziewczęta dostają stanu podgorączkowego i słowotoku, a chłopcy... nie wiem. Może udają się w miejsce odosobnienia, gdzie dokonują śmiałych wizualizacji. Na przykład takich butów na własnych stópkach, rozmiar czterdzieści pięć i trzy czwarte. W każdym razie milczą, jakby nie mieli nic do powiedzenia. Co jest z gruntu nieprawdziwe, bo zahacza o temat szeroko pojętej seksualności, a przecież pandeMonia mówiła, że trzeba o seksie, gdyż to bierze. Moja redaktorka też mi to mówiła i jeszcze kazała wrzucić na warsztat, ale w głębi mnie nat

1717

Interakcje zintensyfikowane, czyli: krzyczymy. Siedzę sobie na zydelku w kuchni (gdzie moje miejsce), za plecami otwarte na oścież okno, na zewnątrz toczy się życie. Sąsiad standardowo - rżnie. Gdzieś tam ktoś przechodzi ulicą. Kukułka daje czadu. Inny ktoś siedzi na werandzie, wystawiając twarz do słońca. I nagle, gdzieś w tym zewnętrznym świecie, rozgłośne: APSIK!!! - Na zdrowie!!! - wrzeszczę, co sił w płucach. Z łazienki wystawia głowę oszołomione Potomstwo. - A ty co? - No, kichnął ktoś. - Na dworze? - Tak. - Aha... - zawiesza się, patrząc na mnie wzrokiem karcącej matki. Na szczęście nie rysuje kółka na czole. Po chwili w jej pokoju dzwoni telefon. - ZARAAAAZ!!! - ryczy zirytowana. Po minucie wypływa z łazienki i kieruje się do siebie, więc patrzę na nią wzrokiem uprzywilejowanego kretyna. - Nooo coooooo?! Dzwonią, debile, i dzwonią! A poza tym: jaka matka, taka córka. Kurtyna.

1716

Obraz
I byłbym żem zapomniał, że do Melisek dostałem gratis. Proszę bardzo: Łechecheche! Chwilowo zawiesiłam na drzwiach łazienki, bo nie mam więcej klamek. Łaskawej Państwa uwadze podsuwam sformułowanie: dom bez klamek. To nie może być przypadek!!! Tłumaczenie dla niejęzycznych: "Nie przeszkadzać. Kupuję nowe buty".

1715

Obraz
Marzy mi się interakcja. Chciałabym, żeby mój blog stał się kiedyś miejscem, gdzie toczą się różne dysputy na szerszą skalę. Tak, tak - nienażarta jestem. Pewnie powiecie, że przecież dyskusje mają się znakomicie i ja nie zaprzeczę. Mam jedynie na myśli, że większość czytaczy po prostu nigdy się nie odzywa. Patrzę w statystyki, to wiem. Jeśli przebiega tędy dziennie ok. 1000. osób, to 20. wiernych fanów, którym chce się ze mną np. nie zgodzić, jest - co tu kryć - drobnym procentem. A ja lubię z ludźmi pogadać. Szczególnie, kiedy się NIE zgadzają. A co! Zmieniam temat. Jak wiadomo, mam ostatnio ciśnienie na posiadanie własnego domu. Właściwie to marzę o tym od lat, ale teraz mnie przyparło dość silnie. Poprzednio miałam to jakieś osiem lat temu i wtedy Prezes znalazł dla mnie mieszkanie, które obecnie zasiedlamy. Chciałam dwupoziomowe, to mam. A teraz chcę więcej. A konkretnie to nie chcę. Sąsiadów. Jak się Wam podoba taki domeczek?

1714

Głupia kurwa . Pozostaje do przedyskutowania jeszcze jeden aspekt, co to go od lat mam na myśli. Mianowicie owa niemal mitologiczna kurwa , którą jesteśmy nazywane bez względu na wybór, jakiego dokonamy w relacji z mężczyzną. Oczywiście natychmiast uprzedzam, że nie chodzi o każdą relację i każdego mężczyznę. W zasadzie mam nadzieję, że to jest jasne dla wszystkich Czytelników mojego blogu, ale niech tam! Powiem, nie wymydli mi się. Doprecyzowuję więc: chodzi o TE, specyficzne relacje. Niejako bez relacji. Bo jest tak. Jeśli mężczyzna zalicza wiele partnerek, to jest gość. Koledzy poklepują go po plecach, mrugają porozumiewawczo, a gdy sami są monogamiczni lub mają mniej szczęścia/umiejętności, to pewnie nawet trochę zazdroszczą. Dymanie wszystkiego, co za szybko nie ucieka, jest w męskim świecie czymś o szczególnej wartości. Mało tego - nawet część kobiet prędzej zainteresuje się kolegą, za którym snuje się opinia łamacza serc niewieścich, niż cichym, spokojnym i wyważonym sąsiad

1713

Obraz
Naima ma naprawdę dobrą notkę . Tak tylko mówię, jeśli jeszcze nie czytaliście, gdy zaktualizował się blogroll. Może ktoś przegapił. Nie chcę jej tam naspamować przesadnie, więc skomentuję to u siebie. Rozwój dyskusji znaczy. Bo widzicie, ja mam dość śmiałą teorię. Mianowicie, że takie sytuacje spotykają WSZYSTKIE kobiety. Statystyka wynosi znacznie więcej niż 100%, ponieważ również wszystkie kobiety spotyka to wielokrotnie. Nie ma znaczenia, czy jesteś ładna, czy brzydka, chuda czy gruba, wysoka czy niska, z dużym czy małym biustem/tyłkiem, na szpilkach, w mini czy w dresie, bo właśnie biegałaś. Jesteś kobietą i to wystarczający powód, by część mężczyzn sądziła, że jesteś chętna. Lubię o takich rzeczach rozmawiać z Prezesem, ponieważ cenię sobie męski punkt widzenia. W dodatku mam pewność, że odpowie szczerze i nie będzie przebierał w słowach. Każdemu innemu facetowi mogłoby być nieporęcznie wywalić kawę na ławę. Jednak nasza relacja, blisko piętnastoletnia, pozwala przecież na p