Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2008

Fatalne zbiegi okoliczności

Chyba była w moim pokoju jakaś nowa sprzątaczka (w piątek), bo zamknęła mi wszystkie okna. Na cały weekend. Zakotwiczywszy na gościnnym łonie pracodawcy odczułam, że Jest Duszno. Duszno, jak cholera jasna. I nie chce się wywietrzyć przez cały dzień. Dom, który znalazła dla mnie koleżanka jest do dupy. Ma jeden plus – graniczy działką z koleżanką. Pozostałe cechy są wypadkową bezmyślności twórców. Czy ktoś wie, dlaczego ludzie dzielą sobie parter w domu na jakieś dziwne kicimenty, zamiast pieprznąć wielki salon? Nadal jestem bez-domna. Całą niedzielę pracowaliśmy z Prezesem na masełko do chlebka. Bo na chlebek zarabiamy w Archiwum X. Niniejszym nie miałam niedzieli. A fe! Potomstwo pojechało sobie, nie zabrawszy kosmetyków do mycia i smarowania. Strach myśleć, jak będzie wyglądała po powrocie. Jeden wrzód. Zadzwoniłam i wydałam polecenie natychmiastowego zakupu w aptece. Tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zaraz zadzwonię powtórnie i sprawdzę, czy nadaję się na kierownika, którym – jak wiadom

No doooobraaaa

Pracuję. Wstyd się przyznać. I dlatego nic dziś ciekawego nie będzie.

Dementuję

Nieprawdą jest, jakoby moje-waterloo wyłącznie pracowała. Dziś rano została podle wywleczona z łóżka przez bandę kotów, a następnie zachęcona do wyjazdu na łowy przecenowe przez Prezesa. Karta kredytowa mi się przepaliła. A teraz jadę posiedzieć w ogródku u znajomych i pogrilować oraz wypić winko. O!

Notka inauguracyjna

Wchodzę,patrzę: na liczniku stuknęła okrągła liczba! Już 5.000 różnych osób przewinęło sie przez tego bloga od marca zeszłego roku. Dziękuję, pozdrawiam, zapraszam ponownie! Idźcie i rozmnażajcie się. Dyrekcja wpłynęła dziś rano na papieroska i oznajmiła: - Mam dekret! - Zostajesz prezydentem? - Dla ciebie mam! - To DAWAJ! - Tu nie mam, tylko chciałem ci oznajmić, że szef ściąga ci „po”*. Teraz będziesz całym kierownikiem, a nie pół osoby kierownika. - No, to pieknie. Idziemy po ten papier! - A figę. Dam ci w poniedziałek. - Nie dasz się człowiekowi pocieszyć przez weekend? - Daję ci na razie polizać cukierek przez papierek. - No cóż, dobre i to. Ale tylko pod warunkiem, że otrzymam w promocji równiez gratulacyjny uścisk dłoni przełożonego. - Mówisz – masz. - Rozumiem, że również mogę składać gratulacje? - No, niestety nie. Mnie szef nie ściągnął. - A to pracuj nad sobą, pracuj! * tak wyjaśniam, jakby kto nie wiedział: „po” – pełnienie obowiązków, taki okres próbny dla stanowiska kiero

Każdy ma jakieś atrakcje w życiu

Eradykacja ( łac. eradicatio ) – w medycynie oznacza całkowite usunięcie (wytępienie), brak występowania patogenu w organizmach ludzkich, zwierzęcych i innych elementach środowiska. Udało się to osiągnąć w przypadku tylko jednej choroby – ospy prawdziwej , którą w 1980 roku WHO uznała za wyeliminowaną. Ostatnie istniejące wirusy ospy prawdziwej, są przechowywane w laboratoriach dla celów naukowych. Obecnie terminu eradykacja używa się najczęściej do określa procedury leczniczej, mającej na celu usunięcie bakterii Helicobacter pylori z przewodu pokarmowego . W tym celu przeważnie stosuje się leczenie przebiegające według schematu: lek z grupy inhibitorów pompy protonowej klarytromycynę amoksycylinę . Działania niepożądane bóle brzucha zapalenie i grzybica jamy ustnej, zaburzenia węchu przebarwienie zębów podwyższenie objawów zapalenia wątroby, żółtaczki cholestatycznej, bądź samego podwyższenia enzymów wątrobowych Zaburzenia ze strony przewodu pokarmowego biegunka nudności wym

Zaczątki geniuszu

Wiedziona nieodparta potrzebą uczynienia porządku w niektórych partiach mieszkania, przetrzebiłam wczoraj szafę z ciuchów, których nie założyłam ze dwa lata/w które mi się tyłek nie mieści. W związku z powyższym wokół moich poprzednich zakupów utworzył się dodatkowy nimb: nic nowego na widoku nie zalega, rzucają się natomiast w oczy trzy reklamówki szmat, których pozbywam się z domu. A gdyby jednak jakiś smród się rozszedł, to zawsze mogę powiedzieć, że przecież wydaliłam trzy reklamówki, to w co się mam ubrać? Czyż nie jestem genialna? W czasie wolnych przebiegów w pracy szkolę. Się. Zakupiłam „Gazetę Prawną” z płytą „szkolenie na CD” i trawię. Sporo tego jest i nie da się tak naraz. Szkolenie nosi dumne miano: „Komunikacja i perswazja, czyli jak skutecznie porozumiewać się z innymi”. Za 20 minut mam spotkanie z wydawcą, to zaraz na nim wypróbuję. W tym wypadku opór, bo to on chce sprzedać mnie, a nie odwrotnie. No co? Trzeba nad sobą pracować. Jeszcze przyjdzie czas na osiadanie na l

Wyrazić tęsknotę

Prezes w delegacji, a my z Potomstwem skoczyłyśmy po południu ufetować Dzień Ojca. Znaczy ja fetowałam, a Potomstwo załapało się na obiadek w dziadków dla towarzystwa (Cygan dał się powiesić). Po wizycie Potomstwo doszło do wniosku, że potrzebuje coś tam z centrum handlowego, więc skoczyłyśmy. I tak od kapliczki… Przeceny ruszyły. Wieczorem w domu spojrzałam na balustradę schodów, gdzie przerzucone były te wszystkie szmatki, co to je kupiłam niechcący, przy okazji wkładu do urządzenia antyowadowego oraz kremu do depilacji. Potomstwo podążyło wzrokiem za mną i uśmiechnęło się zjadliwie pod nosem. - No co??? – zapytałam zaczepnie – Tęsknię za Prezesem, mam niszę emocjonalną i muszę ją czymś zatkać. Np. zakupami. - Sądząc po rozmiarach dokonanych czynów – wycedziło Potomstwo – tęsknisz jak cholera. Na wszelki wypadek, by uniknąć rodzinnych waśni, zebrałam się w sobie i o 23.00 pochowałam te szmaty do szafy, żeby nie rzucały się w oczy. A potem się powie, że stare.

Z chłopami źle, a bez chłopów jeszcze gorzej

Nie wiem, jak u was, ale na Śląsku dzisiaj jakieś 80 st. C. Żar się z nieba leje, a klimatyzacji w pomieszczeniach nie uświadczysz. Jak sobie pomyślę, że po pracy mam wsiąść do samochodu, to włos mi się jeży. Tymczasem Prezes, jak zwykle zresztą, ogłuchł na moje argumenty, że odkładanie okularów na mikrofalówkę, która znajduje się w centrum niebieskiego szlaku, wiodącego każdego kota przy zdrowych zmysłach wprost na lodówkę, doprowadził do zniszczeń nieodwracalnych. Karolunio, który podróżował jak zwykle, stąpnął swoją delikatną, kocią, siedmiokilową stópką wprost w okularki bezoprawkowe, powodując tym samym niezłą rozpierduchę. Następnie był niezwykle zadziwiony i dyżurował przy zniszczonym sprzęcie z anielską niewinnością wypisaną na nieskażonym myśleniem czole. Za co oczywiście zebrał od Prezesa, więc popadł w depresję i odwócił się do ściany, by cierpieć w samotności i ogólnej wzgardzie. Nie omieszkałam ochrzanić Prezesa, bo w końcu to nie kocia wina, że szlak wytyczono tak, a nie

Przy niedzieli

Obecnie niezwykle doceniam bezruch. Wczoraj znowu pół dnia zajęć parasłużbowych, ponieważ do moich obowiązków należy również „bywanie” na różnych imprezach, związanych (mniej lub bardziej) z moją pracą. Dla mnie, osoby konstruktywnej i zadaniowej, obowiązek niezwykle męczący. Niby nic się nie robi, poza rozmawianiem z ludźmi. Ale styl tego rozmawiania, ech… No i trzeba założyć szpilki, ą i ę, te sprawy. Po południu wpadli rodzice i w zasadzie cały dzień minął nie wiadomo kiedy. Znowu nieposprzątane. Dziś też nie możemy się nigdzie ruszyć, bo Prezes ma ostatnie spotkanie z promotorką. W środku dnia w dodatku. Wczoraj przyznał się, że jego praca magisterska liczy 170 stron, więc natychmiast został odsądzony od czci i wiary. Szaleniec. Niestety nie zdąży obronić się w tym miesiącu i przerzucili go na wrzesień. Wstaliśmy wcześnie, śniadanie dawno za nami. Zrobiłam hurtem wszystkie opłaty domowe oraz wspólnotowe i w zasadzie powinnam usiąść do księgowań, to byłoby uczciwe, nie mówiąc już o

Moje waterloo

Nareszcie nadszedł czas, by nadać notce tytuł właściwy, dementując tym samym pogłoski o skazaniu na sukces. Wczoraj odbyła się narada służbowa z dyrektorami jednostek, które nam podlegają. Ponieważ, jak wiadomo, jestem chorobliwie ambitna, zaproponowałam mojemu szefowi, że zrealizuję temat na miarę swoich możliwości, a on podejrzanie szybko się zgodził. No to zrealizowałam. I nie wiem, czy nie zacząć prowadzić bloga pt.: „Ucieczka z Alcatraz”. Prezentacja nosi szumny tytuł: „Problemy z prowadzeniem działalności w zakresie usługi XY”, roboczo przekuty w ułamku sekundy na „Ściana płaczu”. Założeniem podstawowym dla podległych mi kierowników było: wypłaczcie się, a ja się postaram coś z tym zrobić. O ja cię pierdziu! Dali mi do wiwatu. Poniewczasie sądzę, że ambicja gorsza od faszyzmu. Nie pytaj się człowieku głupawo. Oczywiście od razu mówię, że część osób podeszła do sprawy naprawdę profesjonalnie. Pojawiły się uwagi do możliwości korzystania z oprogramowania, do przepisów, regulujących

Wpadam na chwilę, nie mówcie nikomu

Zostałam sama w domu. Prezes pojechał do stolicy na jakieś niezwyle ważne i potwornie nudne spotkanie panów od bajtów, które potrwa trzy dni. Był łaskaw o 5.20 wezwać taksówkę, choć wcześniej proponował, żebym odwiozła go na dworzec do Katowic. Podejrzewam opętanie. Potomstwo wybrało się z wycieczką szkolną na Czantorię. Jak stąd wyrwę po pracy, to… to… to… walnę się do łóżka i będę spała, jak wściekła do 20.00. Bo wtedy powróci biorca genów pełen wrażeń. Tymczasem zasuwam zrobić sobie próbę generalną mojego dzisiejszego exposee. Arivederci! (a rivederci?)

Co? Że nie piszę?

Pracuję dziewiąty dzień w tym tygodniu, to i nie ma się czemu dziwić. Jutro też nic nie napiszę, bo rano odwalę korespondencję, podzielę pracę, potem mam przetarg i modlę się w duchu, żeby się szybko skończył, bo pół godziny później już mam naradę i w dodatku występuję pierwsza. A mam dwie prezentacje, z czego jedna ma 60 slajdów. W przerwach będę leciała rączym kłusem na górę, żeby popodpisywać pisma. Jak się komu chce, to niech napisze za mnie notkę, prześle mailem, a ja ją umieszczę. Proszę o rozrywkowe podchodzenie do tematu.

Nie było mnie,

ponieważ mnie nie było. Dostałam pilne polecenie od szefa, żeby jechać negocjować do Opola, to pojechałam. Podrzucił mi temat negocjacji, jego zdanie w tej kwestii znam, więc nie musiałam pytać. Zaplanowałam, że zajmie mi to z godzinkę i na 13.00 będę z powrotem. O, Święta Naiwności. Wszystko poszło w zupełnie innym kierunku i wyszłam ze spotkania po 4 godzinach wyżęta jak stara ściera. Po stronie wydawców prasy: dwóch dyrektorów i jeden prezes. Po stronie Archiwum X: mój szef (zastępca dyrektora) – milczący jak żona Lota, ja i mój pracownik, zabrany – jak się okazało – zupełnie nie na temat. Przydałaby się Beatka. A właściwie ze dwie dziewczyny i jeszcze dwóch innych kierowników, zupełnie innych działów. Strzelali do mnie we trzech, jak z haubicy. Zastępca milczał (nie zna się, z poza tym go zatkało), pracownik milczał (bo był nie na temat). Obecni dyrektorzy jednostki opolskiej milczeli, niech ich szlag trafi. Kierowniczka z Opola nawet nie pisnęła. Wnioski: 1. to nieuczciwe, żeby wy

Przychodzi baba do lekarza…

Osoby : prezesowa zastępca dyrektora* Czas akcji : 13.00 Miejsce akcji : kabiniecik prezesowej zastępca dyrektora : (wkraczając z impetem, oświadcza radośnie) Przyszedłem! Cieszysz się? prezesowa : Czy ty podejrzewasz, że ja nie mam instynktu samozachowawczego do tego stopnia, żeby powiedzieć własnemu szefowi, że się nie cieszę, że przyszedł? zastępca dyrektora : (smutnieje) A tak naprawdę? prezesowa : Nie mogę odpowiedzieć, bo eksplodowałam z radości. Osoby : prezesowa sekretarka Czas akcji : 14.30 Miejsce akcji : przestrzeń telekomunikacyjna prezesowa : Jest szef? sekretarka : Ale twój czy mój**? prezesowa : Kochana, twój szef, to jest również szef mojego szefa i jako taki, jest wszakże naszym wspólnym dobrem. * zastępca dyrektora, który występował będzie w „dyskusjach z Archiwum X” obecnie, nie jest bynajmniej tym zastępcą, który występował kiedyś. Na szczęście. ** strukturalnie prezesowa podlega bezpośrednio jednemu z dwóch zastępców naczelnego.

Krótka notka o tym, co potrafią kobiety

Moja znajoma, po czterdziestce, matka dwóch dorosłych córek, kiedy pokłóci się z mężem, idzie do łazienki, rozbiera się do bielizny, staje przed lustrem i z dziką satysfakcją w oku mówi: - A dobrze mu tak!!! Dzwonię dziś do mojej pracownicy. Zamiast niej odbiera koleżanka z biurka obok, którą naturalnie poznaję po głosie, więc mówię: - Beatko, Oleńka gdzieś poszła? - Oleńka jest u pani kierownik – odpowiada Beatka. - O, ty kłamczuszko – ripostuję. No i nie skończę tej notki, bo muszę lecieć. Może później.

Dieta Deana Ornisha

Osoby: Potomstwo Prezes milcząca prezesowa Czas akcji : 13.30 Miejsce akcji: pomiędzy półkami z książkami Potomstwo do prezesowej: A może chciałabyś przyjść na dietę Deana Ornisha? (czyta) „Niskotłuszczowa dieta wegetariańska, której autor zaleca spożywanie zbóż, ze względu na zawarte w nich złożone węglowodany, a także owoców i warzyw. Prowadzi nie tylko do utrzaty wagi: może też być jednym ze środków zapobiegających chorobie wieńcowej”. Prezes w pustkę: A może chciałabyś przejść na dietę Potwora Ciasteczkowego?

Przy sobocie

Obraz
Uczciwie, przy sobocie, sprzątamy w czoła pocie. Tymczasem niektórzy…

Notka dla kobiet

Całe swoje życie, z wyłączeniem okresu przepoczwarzania oraz ciążowego i wczesnomacierzyńskiego, nosiłam biustonosz w rozmiarze 80D (ostatnio, w związku z urośnięciem, kupiłam 85D). W czasach młodości durnej i chmurnej problem ten był dla mnie silnie kompleksogenny. Wszyscy mieli 75B. W czasach dorosłych kompleks zanikł, a w jego miejsce pojawiły się przemyślenia dotyczące kłopotliwości posiadania tzw. dużego cyca. W dodatku oferta bieliźniarska jest, jaka jest, a jak było 10 czy 15 lat temu, to wszyscy (a właściwie niektórzy) doskonale wiedzą. Staniki na duże biusty były trudnozdobywalne, a jak były, to wyglądały niczym chomąto, cisnęły, uwierały i miały ramiączka 50 cm szerokości, wykoślawiające ramiona. Syf z malarią. Czasy się zmieniły, producenci coraz częście frontem do klienta, biustonosze coraz ładniejsze, a ja nadal czułam się źle. Tu mnie ciśnie, tu mi zwisa, tu mi tłuszcz wywala. Niedogodności te, jak to kobieta, przyjmowałam z dobrodziejstwem inwentarza, zakładając, że taka

Poranna codzienność

J. przebywa obecnie w Toronto, skąd śle tęskne smsy, żeby jej spłacić kartę kredytową oraz dopytuje się o numer buta, bo odkryła gigantyczne przeceny w Nine West. Istnieje podejrzenie, że stanę się szczęśliwą posiadaczką drugiej pary firmowego obuwia, prosto z Kanady w dodatku. Na wszelki wypadek podałam rozmiar o 1/2 numera większy. Wobec powyższych okoliczności znowu mamy Jadwigę na garnuszku. Wczoraj odkryłam, że Jadwiga się nudzi sama, więc zwabiła do domu dwa kleszcze i się z nimi zintegrowała. Postaram się uciąć ten proceder jeszcze dziś, a jak nie, niech płacą za wynajem. Nieustannie targujemy się, kto rano nakarmi Jadwigę. Osoby : Prezes prezesowa Czas akcji : 6.20 Miejsce akcji : kuchnia prezesowa : Proszę cię, idź nakarmić kota. Prezes z Karolkiem na kolanach: (mina) prezesowa : Nie rób mi tu min. Ja mogę iść, ale ty wstajesz pierwszy, karmisz nasze tałatajstwo i robisz wszystkim śniadanie. Prezes : Nie zrobiłem miny. prezesowa : Zrobiłeś. Prezes : Zrobiłem minę do Karolka.

Notka meteorologiczna

Obraz
Spadł deszcz i jakoś się ludziom lepiej myśli. Możecie sobie uważać, że to nie ma znaczenia, ale ja mam sypialnię na poddaszu i, choć dach jest przyzwoicie zaizolowany, to jednak skutki długotrwałego i uporczywego nasłonecznienia dają się odczuć. Wczorajsza wieczorna duchota była tak potworna, że nie miałam siły przenieść się z fotela do łóżka, bo po drodze schody. Do Kryni ze splinkiem: a wyobraź sobie, że musiałabyś iść do roboty… Dodatkowo do histerii doprowadzają mnie sąsiedzi z domku obok, którzy dokupili sobie nieco gruntu, strzelili płotek i postawili tam basen dla wieloryba (zrobię zdjęcie i wam pokażę). W takich chwilach mam stuprocentową pewność, że posiadanie własnego domu z minimalną choćby działką, staje się kantowskim imperatywem kategorycznym. Do Kryni ze splinkiem: a wyobraź sobie, że mieszkałabyś w bloku z wielkiej płyty, na szesnastym i zepsułaby się winda… Jadę sobie samochodem rozgrzanym jak bomba atomowa i mijam młode dzierlatki, ubrane w chusteczkę do nosa oraz dw

Ten kot mnie wkurwia

Przepraszam za podkradanie tytułu, ale czasem trzeba wygłosić jakąś życiową prawdę. Obudziłam się dziś o 3.27. Wiem na pewno, bo jaśniało, więc sprawdziłam, czy aby nie warto podnieść z łóżka zewłoka. Nie było warto. To oczywiście z mojego punktu widzenia, ponieważ nasza ukochana, cieplutka, futrzana, ruda kuleczka, ten wredny, krwiożerczy, spasiony Garfield, miał zdanie przeciwne. Ono było tak przeciwne, jak tylko może być przeciwne, czyli o jakieś 180 st. Po dłuższych negocjacjach okazał wolę pójścia na ustępstwa i, mrucząc jak zawodowa armia wyznawców Zen, położył mi się na twarzy. Było cudownie. Morfeusz opuścił mnie definitywnie, uznając, że nie będzie się wygłupiał, bo delikatne i usypiające dźwięki liry za cholerę nie przebiją się przez samochód ciężarowy MAN z przyczepą na zakręcie. Jakież wysublimowane techniki zabijania mogą przyjść do głowy osobie kompletnie pacyfistycznie nastawionej do świata… Ostatkiem sił zwaliłam z twarzy milusińskiego i przytuliłam się do Prezesa z cał