od samego rana! – podśpiewuję sobie pod nosem od 7.30. Robota głupich lubi. Inna rzecz, że przemierzanie kilometrów korytarzy, w dodatku biegiem i po schodach, tylko mi się przyda. Albowiem wiosna, jak co roku, obnażyła to, co światła dziennego nigdy ujrzeć nie powinno. Przysłowiowa szklanka wody zamiast zyskuje całkiem nowy wymiar. Mam kłopoty z porankami. Ostatnio za nic w świecie nie mogę podnieść łba z poduszki, mimo sprzyjających okoliczności przyrody (jasno, słonecznie). Wobec powyższego notorycznie przyjeżdżam do pracy za późno, żeby znaleźć dogodne miejsce do zaparkowania, więc miotam się jak dziecko we mgle, popiskując cicho. Póki co, jakoś udaje mi się wybrnąć z opresji, ale obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to któregoś dnia będę w końcu musiała stanąć na płatnym i odbije mi się to czkawką. W Katowicach całe centrum objęte jest płatną strefą parkowania i kto późno wstaje, ten buli jak za zboże, bo miejsc na służbowym jest jakieś 23678531607 razy mniej niż zezwoleń n...