Niektórzy podejrzewają, że jestem cieniasem

więc długo z gołymi nogami nie wytrzymam. I mają rację. Silna wola okazała się odrobinę słaba i skończyła dziś rano. Donoszę uprzejmie, że mam pończochy, pełne buty, ciepłą kieckę i żakiet. Nie jestem, jak się okazało, aż taką idealistką, by polec na niwie.
Zdycham z wychłodzenia. Wczoraj – przyznaję się bez bicia – wyciągnęłam w pracy kaloryferek olejowy, włączyłam i przytuliłam do tyłka. Wot żyzń kakaja…
Jestem osobą ciepłolubną. Nie narzekam nigdy na upały, chyba że jest bardzo duszno, ale to inna bajka, bo kiedy jest zimno, też może być duszno, co stwarza dyskomfort. Kiedy lato chyli się ku upadkowi, to ja też się chylę i zaczynam obsesyjnie myśleć o śnie zimowym. Jak sobie zwizualizuję łyse drzewa i śnieg, to treść żołądkowa automatycznie wędruje mi do przełyku. Zaczynam mieć swędzące przeczucie, że bocian porzucił mnie w niewłaściwej szerokości geograficznej. W związku z powyższym chciałam lojalnie zakomunikować:
TY PALANCIE, KTÓRY STRZELIŁEŚ Z WIATRÓWKI W TYŁEK CIĘŻKO PRACUJĄCEGO BOCIANA 2 KWIETNIA 1973 ROKU W GODZINACH PORANNYCH – BĄDŹ PRZEKLĘTY!!!
Znajdę cię i będzie kara.

Komentarze