Cierpię

I nie jest to bynajmniej cierpienie o wymiarze metafizycznym. Metafizyczne ma moja dentystka, którą pozostawiłam w samotności, aby przemyślała sobie, jak to się stało, że w moim zębie nr 7 – 2 zaistniała dziura jak Berlin. Wyglądała mi na taką, co to ma wyrzuty sumienia. No ja myślę.

Nie wiem, czy już się kiedyś przyznałam, ale mam obsesję dentystyczną. Jako posiadaczka pełnego garnituru zębów własnych (za wyjątkiem dolnych ósemek, które mi po prostu nie wyrosły), nie potrafię pogodzić się z myślą, że któregokolwiek z nich może kiedyś zabraknąć. A tu niewykryta rzeczona dziura jak Berlin stała się punktem wyjścia do przemyśleń na temat. Mam 30 zębów (no bo te dwa, to wiadomo). Ktoś mi zrobił psikusa i może mi jednego zabraknąć. Nic nie zostało przesądzone. Muszę czekać.
No to czekam.
Czekanie może potrwać np. 3 lata.
Czuję się podle.

Jedynym plusem mojej dzisiejszej przygody stomatologicznej jest komentarz na temat paradontozy: nie posiadam. Podobno z moim podejściem higienicznym nie posiądę. Czyli myć. Szorować i niciować.
I niech mi kto udowodni wyższość szczoteczki klasycznej nad elektryczną. Figa.
A nadmienić muszę, że skłonności do zepsucia mam porażające. Zębów również.

Komentarze