1018

Życie nie polega wyłącznie na robieniu czegoś dla ducha, co akurat zawsze wydawało mi się oczywiste, bo czytaczem jestem nałogowym. Nie masz, ach, nie masz nad kanapę, kocyk, herbatkę i dobrą książkę. Okazuje się jednak, że rzecz ta posiada jedną wadę… tyłek rośnie. Trzeba więc porzucić ciepłe gniazdko i zachować się rozsądnie.

Fatalna to historia, że rozsądek łączy się z litrami potu i zadyszką. Do tego zaprawdę trzeba mieć motywację. Ciekawe, że do leżenia z książką nie. Toczę więc tę nierówną walkę z samą sobą kiedy tylko się da. No bo muszę przyznać, że lenistwo czasami zwycięża.

Paradoksalnie do boju zagrzewa mnie hasło Prezesa, na pierwszy rzut oka demotywujące, „pamietaj, że nie idziemy tam dla przyjemności”. Fakt, przyjemności nie ma. Ale jest satysfakcja. Kiedy bieżnia się zatrzymuje, a ja odruchowo zastanawiam się czy zejść, czy spłynąć, rzut oka na wyświetlacz z przyjemną, trzycyfrową liczbą spalonych kalorii, wynagradza mi cały wysiłek. Na leżąco bym tego nie osiągnęła.

Porażające, jak bardzo można zmienić ciało, po prostu ruszając się z kanapy. Nie chodzi mi bynajmniej o jakieś niesamowite efekty wizualne, bo takich nie ma. Chodzi raczej o formę. W całkowitej likwidacji zadyszki przeszkadzają co prawda papierochy, ale ta wytrzymałość, te odciski na dłoniach… bezcenne. Że odciski na dłoniach od chodzenia? Kto wątpi, niech nastawi bieżnię maksymalnie pod górkę i włączy prędkość 6,5 km/h. Wizualizacja spektakularnego fikołka z wybiciem zębów o pulpit wydajnie pomaga w produkcji odcisków wewnątrz skrupulatnie zaciśniętych na uchwytach dłoni. Prezes proponuje mi rękawiczki do ćwiczeń, ale ja uważam, że lepiej to przeczekać – zejdzie i już się nie pojawi.

Tak więc proteiny, ograniczenie tłuszczu, cukru i węglowodanów. I ruch. Uch, uch! Dam radę!

Komentarze