2401

Internet jest dla mnie źródłem uczuć skrajnych. Z jednej strony uważam go za absolutny cud: ta unikalna w historii świata dostępność informacji, które są na wyciągnięcie nawet krótkiej ręki*, interakcje, którym zawdzięczam swoje dobre, ba! cudowne życie oraz multum znajomości, których nie nawiązałabym w żadnej innej sytuacji, dobro i pomoc, jakiej doświadczają potrzebujący**, pospolite ruszenia w obronie praw, wzrost społecznej świadomości i wiele, wiele innych. A z drugiej... to poczucie anonimowości i bezkarności, które pozwala niektórym osobom*** myśleć, że mogą napisać każdą bzdurę i świństwo, ponieważ nikt ich nigdy nie znajdzie. Jakże się mylą.

Ta dualna rozterka, która zaprowadziła mnie do dzisiejszej notki, odkłada się gdzieś w duszy od lat, ale szczególnie ukłuła w sprawie sędziego Jarosława Gwizdaka - osoby medialnej i nietuzinkowej, dającej się dostrzec w morzu głów. Na głowy te sypie się wiele oskarżeń o złą, krzywdzącą szarego obywatela pracę. Wypowiadający się nie dostrzegają wszakże jednego: otóż rozgoryczenie przegranego w danej sprawie zwykle jest równoważne z satysfakcją wygranego. Tu tkwi prawdopodobnie źródło irytacji. Niemniej warto zauważyć, że na tym właśnie polega problem, przez sędziego Gwizdaka często podkreślany.

Dlaczego akurat ta kwestia mnie boli? Z dwóch powodów. Otóż sama, jak wiadomo, pochodzę z prawniczej rodziny, a co za tym idzie - z rozterkami tej grupy zawodowej stykam się niemal od urodzenia. Mój Tato, człowiek honoru i kryształowej wprost, niemal idiotycznej uczciwości, na swoim zawodzie dorobił się mieszkania komunalnego i pożyczki, którą zaciągnął, by jakoś wypuścić mnie w dorosłe życie. Trudno w to uwierzyć, ale moi rodzice są ludźmi, posiadającymi... NIC. Przeszło pięćdziesiąt lat pracy zawodowej Ojca (serio - uwierzylibyście, że można pracować tyle lat?) w zawodzie, postrzeganym jako źródło wyjątkowych wprost dochodów i facet nie ma nawet linii debetowej w koncie. Jego największą finansową radością jest karta kredytowa. Myślicie, że na dużą sumę? Bynajmniej. Cieszy go zwykła możliwość spłacania w ratach tabletu, zakupionego przez nas online ślepej matce, żeby se mogła czytać książkę za pomocą dużych liter. I on, 81-letni staruszek, nie musi o te raty nikogo prosić.

Co w całej sytuacji jest jeszcze istotne? Otóż mój Tato nie jest przypadkową osobą. Nasze nazwisko jest bardzo znane w środowisku, Ojciec przez wiele lat pełnił różne świecznikowe funkcje i robił to (uwaga - będzie trudne słowo) społecznie. Wiecie, co to znaczy "społecznie"? Ja Wam powiem: to znaczy, że nie pobierał wynagrodzenia. Z jednej strony grzeje mnie to do czerwoności, ale z drugiej, cóż... mało kogo tak szanuję, jak Tatę. Byłam tam i widziałam, ile pracy, czasu, zaangażowania wkładał w robotę, za którą nie dostał nawet złamanego grosza. I finalnie, co on zrobił, ten mój Ojciec? Otóż zamknął mnie w pokoju na klucz w trzy sekundy po tym, jak oznajmiłam, że zamierzam studiować prawo. Zamknął i oświadczył, że nie nakarmi, póki nie zmienię zdania. Dziś, po czterdziestce, myślę, że pozwolił mi wyciągnąć lepszą kartę z puli losu. Wtedy szlag mnie trafiał. Gwizdaka ojciec w pokoju nie zamknął.

Z drugiej, jakby Wam to powiedzieć... znam człowieka. Tyle, ile on w czasie czteroletniej zaledwie kadencji, nienadęty, ludzki, normalny w najlepszym tego słowa znaczeniu, zrobił dla wymiaru sprawiedliwości, a tak naprawdę: dla nas, szarych obywateli, trudno opisać. Jeździł na wózku inwalidzkim po swoim sądzie, żeby samemu sprawdzić, jak trudno jest osobom z fizycznymi niepełnosprawościami dotrzeć tam, gdzie szary obywatel wskakuje bez zastanowienia. I wyciągnął z tego praktyczne wnioski. Stworzył unikalne w skali kraju rozwiązanie mediacyjne, pozwalające zwykłym ludziom uniknąć spraw cywilnych, po których - uwierzcie - zostają tylko ruiny i zgliszcza relacji. Jest współautorem wspaniałego, napisanego LUDZKIM JĘZYKIEM  podręcznika dla gimnazjalistów**** na temat tego, o co w ogóle chodzi w tym strasznym, nieludzkim językiem pisanym prawie. Wielokrotnie występował publicznie, mówiąc wprost o niedomaganiach systemu, ale - fakt - mówił wprost, z tym, że do inteligentnych. Znajdował czas, by spotykać się się z uczniami i studentami, by mogli poznać zawiłości dróg dochodzenia "sprawiedliwości". Urządzał gry terenowe w swoim sądzie - ja się na tym nie znam, ale podejrzewam, że to wydarzenie na skalę światową. Apelował o standard postępowania w czasie konferencji branżowych (istnieją tego dowody na YouTubie), udzielał wywiadów w prasie, występował w telewizji, udzielał się społecznie i zwyczajnie, po ludzku, wieczorową porą pomagał przez telefon, kiedy jakaś sprawa niecierpiąca zwłoki wymagała fachowego wsparcia.

A teraz jakiś chuj, za przeproszeniem, pisze, że szerokiej drogi i nie będziemy tęsknić. Otóż będziemy. Bo Jarek jest naszym dobrem narodowym, bo nie boi się (w tej sytuacji!) głośno wyrażać niepopularnych poglądów*****, bo jest człowiekiem - co podobno brzmi dumnie. Bo zawiadamia mnie cichaczem o różnych planach, których nie mogę ujawniać publicznie. Bo jest kimś, kogo - jako obywatele - BARDZO potrzebujemy. Nie wiem, czy to przeczyta. Jego kadencja, jako prezesa sądu, już się skończyła. Zabrał swój kaseciok (młodzi czytelnicy: kiedyś nie było kompaktów ani empeczy lub cztery), parę satyrycznych grafik stworzonych specjalnie dla niego, maszynę do pisania, co to miała mu przypominać o pokorze i poszedł do domu. Ja to rozumiem. Wiem, że czeka na niego żona, dzieci i oni mają prawo do normalności. Szanuję to. Ale zwyczajnie, po ludzku, jest mi w cholerę żal.

Potrzebujemy Jarków, choć nie mamy prawa żądać, by poświęcili dla nas swój świat.
Potrzebujemy odpowiedzialności, która nie pozwoli lekkomyślnie wieszać psów na ludziach, zasługujących na największy szacunek.
Boszsz... jaka jestem stara. Mam wśród znajomych IKONY. Obym choć trochę mogła doskoczyć do tego poziomu.

W swych rozmyślaniach o Internecie i zwykłym użytkownictwie pamiętajcie o linijce. Niech Wam służy do prania się po paluchach nim wydacie pochopny sąd o kimś, w czyich butach nie przeszliście nawet kilometra. Bądźcie odpowiedzialni. Bądźcie wyważeni. Kierujcie się myślą, że nie bez powodu mamy dwoje uszu i jedne usta - to wyraźna wskazówka, by w dwójnasób słuchać, a istotnie rzadziej wyrażać opinie. Zwłaszcza publicznie.
Pamiętajcie, że istnieje takie słowo, jak "szacunek".
Szacun, Jarku.

----


* Dla choć trochę inteligentnych, mających świadomość, co to jest źródło.
** Bardzo odsyłam Was na fp na fejsie, gdzie proszę o wsparcie dla młodych ludzi oczekujących TROJACZKÓW.
*** Wielu debilom.
**** Czyli dla każdego.
***** Zawsze mu obiecuję słać ziemniaki i cebulę do miejsca cichego odosobnienia.

Komentarze

  1. Stwórca nie przewidział, że opinie będzie można wyrażać też... ręcyma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ziemia jest przeludniona, szkoda tylko, ze tak niewielu z tych ludzi zasluguje na miano Czlowieka. Dzieki Ci za ten post Waterloo.

    OdpowiedzUsuń
  3. .........

    (Ja na to nie zasłużyłem, nic a nic. Dzięki wielkie, anyway!!!)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz