2490

tl;dr
#ZaDługieNieCzytam
Bardzo.

--
Dziś pierwszy dzień po wyborach, więc wszystkie media pękają w szwach od komentarzy. Niestety z przykrością stwierdzam, że w dużej części są to słowa podyktowane emocjami. A wiadomo – gdzie zaczynają się emocje, tam kończy rozsądek. Na szczęście w gronie bliskich mi osób padły również takie, które są miodem na moje serce – że wybory są demokratyczne i należy ich wynik uszanować.

Nie jestem zadowolona z tego, co się wydarzyło. Zmiany w kraju w ostatnich latach są w mojej ocenie niewłaściwe, szczególnie w sferze społeczno-obywatelskiej. Ludzkiej. Do codziennego życia wkradło się wiele pogardy i choć mam świadomość, że ona zawsze w nas była, to teraz zyskuje wymiar instytucjonalny, co mnie przeraża. O wiele bardziej niż zwycięstwo PiS martwi mnie rosnący odsetek ludzi głosujących na Konfederację, a w szczególności przekrój społeczny wyborców tego ugrupowania. To TAM jest główny problem, choć większość zdaje się tego nie zauważać. Tymczasem na naszych oczach rośnie w siłę grupa sfrustrowanych do granic możliwości młodych ludzi, którym nikt nigdy tak naprawdę nie pokazał, co jest dobre, a co złe. Upatruję w tym winy swojej i ludzi mnie podobnych, pokolenia średniego, nie potrafiącego przekazać najistotniejszych wartości swoim zstępnym.

Jeśli bowiem wielokrotnie podkreślamy, że sankcjonuje się prawnie nienawiść i pogardę, to czemu sami teraz ją okazujemy? Niech pierwszy rzuci kamieniem ten z wyborców opozycji, który nigdy nie użył argumentów o tępej masie, adresatach 500+, nierobach i tym podobne. Nie protestujcie i nie piszcie w komentarzach, że Wy nie – każdy z nas ma coś takiego na sumieniu, w tym czy innym wymiarze. Tymczasem nie dociera się do ludzi poprzez upokorzenie i nie można oczekiwać, że ktoś obrzucony błotem odda swój głos na oprawcę. I ja wcale nie usprawiedliwiam drugiej strony, pragnę jedynie podkreślić, że jeśli uważamy się za intelektualną elitę, to takie zachowanie naprawdę nam nie przystoi. A przy tym wyraźnie przeczy logice.

Kiedyś pewien znajomy powiedział mi: „Nie rozumiem połowy tego, co ty mówisz, ale lubię tu przyjeżdżać”. I to jest z jednej strony głask, bo oznacza, że się nie wywyższam, ale z drugiej – strzał z liścia w potylicę, który sama sobie wymierzam. Bo – posiadając szersze środki wyrazu – zapomniałam najważniejszej rzeczy: że z każdym trzeba rozmawiać tak, żeby nas zrozumiał, jeśli bowiem tego nie potrafimy, to oznacza jedynie, że sami spraw, o których rozprawiamy, w gruncie rzeczy nie rozumiemy (nie jestem taka mądra, parafrazuję profesora Tatarkiewicza, który wybitnym filozofem był).

Mnie jest łatwiej i mam tego świadomość. Wychowałam się w rodzinie, gdzie stanowię trzecie pokolenie, a moja córka czwarte, osób z wyższym wykształceniem. Mało tego! Moja urodzona w 1909 roku babcia miała wyższe wykształcenie, więc w genach wzięłam również siłę i feminizm, choć akurat dziadek, mąż tej babci, był znanym antyfeministą (kompleksy, jeśli chcecie znać moje zdanie) i takim jest po części mój tato. Tyle że on ma, jak na osiemdziesięciotrzylatka, bardzo otwarty umysł i zagnany do kąta w dyskusji, potrafi przyjąć porażkę.
Jest mi więc łatwiej, dostałam coś w spadku i mozolnie to rozwijałam przez całe życie. Przy tym nauczyłam się cerować i ugotować posiłek z niczego, bo w związku z powyższymi faktami jakoś się nie przelewało. Ot, rodzina, jak krakowianie – goli i inteligentni, poprosimy torebkę herbaty i wrzątek na czworo, będziemy się bawić do rana (konkretnie to mleć ozorami).
Nie wszystkim jednak dano taki posag, więc tym bardziej czuję się zobowiązana. Jak się okazuje, najwyraźniej jestem na wyginięciu [w razie czego uprasza się objąć ochroną].

Retoryka opozycji nijak nie trafia do mas. Obecna lewica to popłuczyny po komunizmie + warszawscy inteligenci, pijący osławione sojowe latte. „Ugrupowanie centrowe”, dążące podobno do zjednoczenia i łagodzenia obyczajów, jest w dużej mierze bandą bezrefleksyjnych nieudaczników, których niczego nie nauczyły poprzednie porażki, nie wyciągnęli z nich nawet pół wniosku i wystawili na urząd premiera panią, budzącą uzasadnione skojarzenia z Beatą Szydło, czyli marionetkę dla ocieplenia wizerunku. W dodatku silnie podkreślano w niej cechy, jakich masy widzieć nie chcą, czyli wykształcenie, obycie, rodzinne tradycje (kułak, nie?). PiS, co by o nim nie mówić, trafia na podatny grunt. Tym samym niczego nie muszą zmieniać i okazują się wręcz mądrzejsi, a przynajmniej sprytniejsi od konkurencji.

Nasza demokracja jest skrajnie niedojrzała. Niby wiemy, że możemy pójść do urn, lecz zupełnie tego przywileju nie rozumiemy i nie szanujemy. Szafujemy jednocześnie określeniem „suweren”, zapominając całkowicie, że w znaczeniu politycznym jest to ktoś piastujący najwyższą władzę. My, Naród Polski. Nie potrafimy przy tym egzekwować od wybranych przez nas przedstawicieli ich służebnej wobec nas, elektoratu, roli, pozwalając myśleć, że szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Oni nami nie rządzą! Płacimy im za to, by w naszym imieniu sprawowali władzę i jako pracodawcy jesteśmy zobowiązani do odbioru jakości tej pracy. My, Naród Polski. Czemu więc tego nie robimy? Czyżbyśmy zapomnieli, że kontrola najwyższą formą zaufania? Wiecie, jak to się nowocześnie nazywa? Feedback. Przyjęłam twoją aplikację, pracujesz dla mnie, nie spełniasz moich oczekiwań i swoich obietnic – do zwolnienia bez możliwości powrotu. A nie: posiedzisz troszkę w kąciku, przemyślisz i nowa kadencja.

Jako osoba z takim bagażem uprzywilejowania czuję się współodpowiedzialna za zaistniałą sytuację. I bez znaczenia jest tu fakt, że moje dzieci stały w dwugodzinnej kolejce, by móc oddać głos. Bo ja mogę więcej niż wyedukować jedną, dwie, trzy osoby. My możemy znacznie więcej. Więcej nam dano, co zobowiązuje bardziej.

Więc fochy i pogardę w dupę sobie wsadzić i do roboty!

Komentarze

  1. Hmmm, a nie jest tak, że właśnie duża część rodaków powiedziała swoimi głosami, że obecni przedstawiciele suwerena spełniają jej oczekiwania i dane jej obietnice ? Dla nas, jako "elementu animalnego" obietnice były zupełnie inne , i oby te się nie spełniły !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwaga dotycząca dojrzałości demokratycznej dotyczy kontaktu osobistego. Samo pójście do urn i głosowanie na ludzi, których w przeważającej większości przypadków się nie zna, to za mało, żeby móc mówić o dojrzałej demokracji. Nam się wydaje, że głosujemy na ugrupowania i nie jesteśmy w stanie wybrać konkretnej osoby. Owszem, jesteśmy. Bardzo polecam.

      Usuń

Prześlij komentarz