2492

Pół roku już prawie minęło od czasu, gdy zamieściłam ostatnią notkę na blogu. Nie znaczy to, że nie piszę - po prostu świat się zmienia, a co za tym idzie - kanały komunikacyjne. Nie chcę, żeby osoby, które wpadają tylko tutaj, myślały, że skończyłam swoją działalność. Po prostu Facebook jest łatwiejszy. Przyjdźcie.

Wiele wydarzyło się przez ten czas i ja również się zmieniłam. Oczywiście wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi z dużym bagażem zwierzęcym, jednak parę spraw uległo przewartościowaniu. Niemniej, umierając wczoraj z Prezesem w altanie z powodu remontu w upale, ustaliliśmy, że tak naprawdę jesteśmy tym, kim w danym momencie swojego życia (czyli wypadkową zbioru doświadczeń i wniosków). Oczywiście mamy świadomość, że tamci ludzie sprzed dwudziestu lat to również my, ale pewnie dziś trudno by nam było pojąć niektóre decyzje, jakie wtedy wydawały się najlepsze.

Nie zmieniają się jednak we mnie kwestie najważniejsze: szacunek, pokora i skłonność do myślenia. Hołubię więc siebie i innych, bez względu na rząd i gatunek (oprócz brązowego ślimaka, bo skurwiel nie ma zastosowania w europejskiej przyrodzie), a boleśnie odbieram to, co wydarza się w moim kraju, choć mam doskonałą świadomość, że to posunięcia stricte polityczne, mające na celu odwrócenie uwagi od spraw społecznie ważących (czyt. nadużycia finansowe). Patrzę z rozpaczą niemal, jak bliscy mi ludzie powoli tracą cierpliwość i zaczynają rozdawać kopniaki. Nie, żebym ich nie rozumiała, po prostu martwi mnie, że muszą powtarzać truizmy o równości i szacunku, jakby te sprawy nie były najbardziej oczywistymi rzeczami na świecie. Przyczynkiem do tej notki było dzisiejsze wystąpienie mojego kolegi - wyjątkowo wyważonego człowieka - który cierpliwie znosił lata plucia mu twarz i robił to, co uważał za słuszne, najlepiej, jak potrafił, a nie wytrzymał już nerwowo nazistowskiej rzeczywistości wokół, kształtowanej w świetle reflektorów. Jego emocjonalne wystąpienie stało się dla mnie języczkiem u wagi. Jeśli on nie wytrzymał, to jak długo zmilczę ja?

Zaczynam myśleć, że probierzem przyzwoitości w dzisiejszych czasach jest otwieranie ust. Ja lubię sobie pomilczeć, a i słuchać innych lubię bardziej niż wygłaszać własne poglądy. Ale czuję, że powiedzenie "nie" staje się dziś manifestacją. Nie, nie polityczną. Manifestacją człowieczeństwa. Więc, choć jestem przeciwna głoszeniu prawd oczywistych, pragnę z całej mocy podkreślić, że nie ma we mnie zgody na dzielenie ludzi na lepszych i gorszych. Z żadnego powodu.

Jak dla mnie, możesz być biały, czarny, zielony, gładki i krostopaty, prawo- i leworęczny. Możesz biegać i leżeć. Mówić w każdym języku lub nie mówić wcale. Możesz kochać, kogo chcesz, podejmować decyzje życiowe, które nie muszą się nikomu podobać, rozmnażać się lub tego zaniechać, być chudym, średnim i grubym, brunetem, rudym czy łysym, profesorem i tzw. fizycznym. Nikogo nie oceniam, w niczyich butach nie chadzam, staram się odnosić z szacunkiem do każdego i - nie, nie rozumieć - akceptować jego wybory. Ostrzegam jedynie, że widzę, co robisz, jak odnosisz się do innych istnień. Oceniam nie ciebie, ale TWOJE CZYNY.

I jeśli z ust płynie ci gówno, to wiedz, że jakbyś go nie nazwał, zawsze będzie śmierdziało.

Nie ma we mnie zgody na lepszość i gorszość. Na tej ziemi zbudowano krematoryjne piece ze słów. Tak to się zaczyna, choć nie wszyscy rozumieją. Nie zgadzaj się na to, nawet jeśli czyjeś poglądy i decyzje są ci obce. Człowieczeństwo to akceptacja inności. Jeśli chcesz być lepszym człowiekiem, naprawiaj siebie, nie innych. Patrz własnych błędów i potknięć, nie szukaj źdźbła w oku bliźniego. Jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie za nasze własne postępowanie. Reaguj.

Osoby nieheteronormatywne są normalne i zwykłe, jak kromka chleba. Jeśli sądzisz inaczej, to

TY

JESTEŚ

NIENORMALNY.

Komentarze

Prześlij komentarz