2506

 Jak zwykle zapomniałam o rocznicy, a tu w listopadzie, imaginujcie sobie, stuknęło mi 16 lat blogowania. Dłużej to mam tylko prawko. Zabawne, że nadal plotę trzy po trzy, w tym samym miejscu zresztą (fp jest jednostką wysuniętą), w dodatku nad podziw regularnie. Mało tego! Żyją jeszcze czytelnicy, którzy towarzyszą mi od samego początku! No, przecież nie mówię, że mają się dobrze. Ledwie, ale dyszą. Musze mieć jednak barwne życie.

Wiecie, że kiedyś nie mieliśmy psów? Śmieszne, nie?

Blogu stacjonarnemu nadal patronuje Zofia, bo smutno bez Zofii. Cały czas widzę ją gdzieś kątem oka i wieczorami, odliczając obecnych, zawsze ją odfajkowuję. 1, 2, 3, 4 - psi są. 1, 2, Zofia - koci są. Można iść spać. Tęsknię. Na szczęście zawsze tu jest, więc co rano patrzę na nią przez okno. I na Cześka też.

Ale ja nie o tym.

Prezes wrył mi się do pracowni po całości. Jest już tak urządzony, że nie ma siły, żeby go wyhuśtać. W dodatku założył blog (Sterta Plastiku na Blogspocie) i ja nawet w nim występuję pod hasłem "żona". Głównie jako "Pracownia Żony". Czyli jest świadomy, że ma żonę, uważam rzecz za osiągnięcie i czuję satysfakcję.


A zatem mamy teraz także wspólne hobby. Rzecz ta, jak każda, posiada blaski i cienie. Cienie są takie, że on ciągle gada, a jak nie gada, to mruczy, a jak nie mruczy, to pogwizduje albo zaczepia psa. A pies nie jest od tego i natychmiast się aktywuje. Obojętny pies. Kiedy mu mówię czule, żeby się zamknął, to mnie informuje, że właśnie tworzy regulamin pracowni i zaczyna wyliczać, czego nie wolno mi robić (np. palić świeczek zapachowych). W. Mojej. Pracowni.

Musiałam szybko mianować jakiegoś kierownika pomieszczenia i został nim Morganek, ponieważ on zawsze jest po stronie mamusi. Sądy sądami, a sprawiedliwość musi być (po naszej stronie).

Natomiast plusy są takie, że jest kogo zapytać, czy ma pęsetę (ma) albo blok techniczny (ma) i nie trzeba do tego wydawać pieniędzy. Ponadto można zacząć marudzić, że się źle wianki robi na leżąco i po dwudziestu minutach dostać gotowy stojak (wieszak). Ja zasadniczo nigdy nie narzekam na manie męża, bo mi się kali. I umiem się cieszyć z każdego drobiazgu (MWAHAHAHA!), czyli jestem ekonomiczna i łatwa w obsłudze.


Poza tym dłubię głównie nocą, a on nocami śpi. Co prawda chrapie, ale psy też chrapią, więc mam stereo, a nawet koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie. Więc tak mi dobrze i dobrze mi tak. To ja już pójdę, bo mi zostały do zrobienia ptaszki. I to nie jest łatwa praca, gdyż ginekologiczna (czyli przez otwór). Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam, że jestem nieustannie źródłem własnego podziwu.

Komentarze

  1. I ja Cie również podziwiam.. a jakże...A wianek mega.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz