1005


Od kiedy (czyli od pierwszego) zostałam project managerem (sic!), nieustannie nurzam się w skrajnościach odczuwania własnej sytuacji. Z jednej strony jestem zachwycona: nie pracuję w korporacji, nikt mnie nie gnębi dla idei i nie wydaje debilnych poleceń, wszystko, co robię, służy czemuś konkretnemu, a wymaganie jest tylko jedno – mam być skuteczna. Z drugiej strony: wieloletnie nawyki nie dają się łatwo wykorzenić, a ja nawykłam do robienia bardzo wielu rzeczy w bardzo krótkim czasie i czuję się dziwacznie. No i nie mam styczności z ludźmi, co jest wadą i zaletą w jednym. Znając siebie wiem, że długo pewnie nie wytrzymam, bo lubię ruch i wyzwania. Ale póki co – kulturalnie wypoczywam. Choć przyznam się, że już wczoraj poprosiłam o więcej pracy, bo coś mi mało. Ech, życie. Zawsze dobrze, gdzie nas nie ma.

Komentarze