2051
Sama już nie wiem, o czym najpierw opowiadać.
Bo miało być o Mamie (i to w poprzedniej notce), ale przyjechał nowy maczek.
Miało być o koncercie, ale nie sił mi brakło.
Miało być w końcu o maczku.
I chciałabym jeszcze dodać, że pragnę nowego telefonu, a tu ni huhu.
Może więc połączę jakoś przyjemne z pożytecznym, a mama zostanie na deser. O niej można w nieskończoność.
No więc przybył nowy maczek i to dzień przed terminem. Nie ukrywam, że dokonaliśmy pewnej malwersacji, gdyż poniekąd kupiła go Matka Dzika, która jest nauczycielem akademickim, na okoliczność czego posiada w Cortlandzie 10% zniżki. Zniżkę tę oddała mi ochoczo, gdyż sama nigdy w tym sklepie niczego nie kupi. Zaoszczędzona w ten sposób kwota weszła w dodatkową kartę pamięci. Czyli się nie zmarnowało.
Nowy maczek wygląda prawie identycznie jak stary. Co jest źle? Ano grafika, w którą Apple tnie, jak opętany. Zamiast pięknych, trójwymiarowych ikon, dopracowanych do ostatniego szczegółu, poszli w 2D i to jest kupa. Wiedziałam, że tak będzie, bo zrobili mi to już w iPhonie, niestety. To rozciąga się na cały design, bo wszystko to, co w starym maczku było lekko zaokrąglone, w nowym jest lekko kanciaste. No i fragmenty, wykończone na biało, zamienili na kolor czarny. Zło. Zlikwidowali mi też mój ukochany on/off button, włączając go do standardowej klawiatury. I trochę skopali rozdzielczość. Prezesowi to pasuje. Mnie mniej. Pewnie przywyknę.
Poza tym wszystko jest cudowne. Sunie jak burza. Stary maczek jest już emerytem i człapie, podpierając się laseczką. A niektórych worów po prostu nie uciągnie. I już. Tak to jest w pewnym wieku. Dodali port SD, drugi USB i jeden taki, co nie wiem, jak się nazywa, ale jest takim małym USB. Z gładzika zniknął pojedynczy klawisz (maczki nie mają tzw. prawej myszy - tzn. maja, ale inaczej) - sam gładzik jest przyciskiem. Klik, klik. Póki co, roztkliwiam się głównie nad prędkością - biegam za moim nowym maczkiem po całym domu i nie doganiam. Absolutnie wyrywa z kapci.
No i oczywiście to, co jest przedmiotem mojego nieustannego uwielbienia. Stawiasz maczki koło siebie (oczywiście niekoniecznie, byle w zasięgu jednego WiFi), a one się widzą. Nowy maczek zapytał tylko czy chcę skopiować sobie wszystko ze starego. I już. Ustawienia, pliki, wszystko. Płakałam. Płakałam na klęczkach. Gdyż albowiem każde dziecko o tym wie, że ja mam jakieś spektrum autyzmu i bez pełnej personalizacji nie umiem pracować. A tu NIC nie trzeba było robić. Zrobiły to za mnie.
Nowy maczek nie wie, co to grzanie. Staruszek już się pocił, niestety, a ten nietknięty celsjuszem. I bateria! Jak ona czyma! Ze szczęścia chyba kupię mu nowe ubranko. Niech ma. Józiowe. A stare oddam Prezesowi, któren podstępnie porwał maczka - emeryta. Ciekawe... A mówił, że trup.
I jeszcze iTunes mi się zsynchronizował z telefonem bez pytań. I w dźwięku wreszcie stereo.
Jestem wzruszona.
A propos! Zbieram na nowego iPhona, gdyby ktoś odczuwał nadmiar posiadanych środków. Stary oddam Prezesowi. Buchacha! Ech... może za rok. Wszystkiego naraz się przecież nie da.
Lubimy Japka, co za to mogę. Nic nie mogę.
A na koncert dziś nie poszłam, bo nie miałam siły. Zmarnowałam złotówkę. (Naprawdę). Za to pójdę do łóżka i odreaguję dzisiejszy dzień. Bo mi się krzywa "Ale mi się nie chce" przecięła z krzywą "Deadline". Masakra. W dodatku tak będzie prawdopodobnie do końca marca.
No, nic. Byle do wiosny.
Bo miało być o Mamie (i to w poprzedniej notce), ale przyjechał nowy maczek.
Miało być o koncercie, ale nie sił mi brakło.
Miało być w końcu o maczku.
I chciałabym jeszcze dodać, że pragnę nowego telefonu, a tu ni huhu.
Może więc połączę jakoś przyjemne z pożytecznym, a mama zostanie na deser. O niej można w nieskończoność.
No więc przybył nowy maczek i to dzień przed terminem. Nie ukrywam, że dokonaliśmy pewnej malwersacji, gdyż poniekąd kupiła go Matka Dzika, która jest nauczycielem akademickim, na okoliczność czego posiada w Cortlandzie 10% zniżki. Zniżkę tę oddała mi ochoczo, gdyż sama nigdy w tym sklepie niczego nie kupi. Zaoszczędzona w ten sposób kwota weszła w dodatkową kartę pamięci. Czyli się nie zmarnowało.
Nowy maczek wygląda prawie identycznie jak stary. Co jest źle? Ano grafika, w którą Apple tnie, jak opętany. Zamiast pięknych, trójwymiarowych ikon, dopracowanych do ostatniego szczegółu, poszli w 2D i to jest kupa. Wiedziałam, że tak będzie, bo zrobili mi to już w iPhonie, niestety. To rozciąga się na cały design, bo wszystko to, co w starym maczku było lekko zaokrąglone, w nowym jest lekko kanciaste. No i fragmenty, wykończone na biało, zamienili na kolor czarny. Zło. Zlikwidowali mi też mój ukochany on/off button, włączając go do standardowej klawiatury. I trochę skopali rozdzielczość. Prezesowi to pasuje. Mnie mniej. Pewnie przywyknę.
Poza tym wszystko jest cudowne. Sunie jak burza. Stary maczek jest już emerytem i człapie, podpierając się laseczką. A niektórych worów po prostu nie uciągnie. I już. Tak to jest w pewnym wieku. Dodali port SD, drugi USB i jeden taki, co nie wiem, jak się nazywa, ale jest takim małym USB. Z gładzika zniknął pojedynczy klawisz (maczki nie mają tzw. prawej myszy - tzn. maja, ale inaczej) - sam gładzik jest przyciskiem. Klik, klik. Póki co, roztkliwiam się głównie nad prędkością - biegam za moim nowym maczkiem po całym domu i nie doganiam. Absolutnie wyrywa z kapci.
No i oczywiście to, co jest przedmiotem mojego nieustannego uwielbienia. Stawiasz maczki koło siebie (oczywiście niekoniecznie, byle w zasięgu jednego WiFi), a one się widzą. Nowy maczek zapytał tylko czy chcę skopiować sobie wszystko ze starego. I już. Ustawienia, pliki, wszystko. Płakałam. Płakałam na klęczkach. Gdyż albowiem każde dziecko o tym wie, że ja mam jakieś spektrum autyzmu i bez pełnej personalizacji nie umiem pracować. A tu NIC nie trzeba było robić. Zrobiły to za mnie.
Nowy maczek nie wie, co to grzanie. Staruszek już się pocił, niestety, a ten nietknięty celsjuszem. I bateria! Jak ona czyma! Ze szczęścia chyba kupię mu nowe ubranko. Niech ma. Józiowe. A stare oddam Prezesowi, któren podstępnie porwał maczka - emeryta. Ciekawe... A mówił, że trup.
I jeszcze iTunes mi się zsynchronizował z telefonem bez pytań. I w dźwięku wreszcie stereo.
Jestem wzruszona.
A propos! Zbieram na nowego iPhona, gdyby ktoś odczuwał nadmiar posiadanych środków. Stary oddam Prezesowi. Buchacha! Ech... może za rok. Wszystkiego naraz się przecież nie da.
Lubimy Japka, co za to mogę. Nic nie mogę.
A na koncert dziś nie poszłam, bo nie miałam siły. Zmarnowałam złotówkę. (Naprawdę). Za to pójdę do łóżka i odreaguję dzisiejszy dzień. Bo mi się krzywa "Ale mi się nie chce" przecięła z krzywą "Deadline". Masakra. W dodatku tak będzie prawdopodobnie do końca marca.
No, nic. Byle do wiosny.
A Mama??
OdpowiedzUsuńTo nie wiesz, że lepiej zjeść kilka małych posiłków niż jednorazowo się nawpierdalać?
UsuńWłaśnie, czekam na deser, a tu ni hu hu K.
OdpowiedzUsuńMatka się nigdzie nie wybiera ;)
UsuńMatka siedzi z tyłu ..?:)
UsuńPrezeska? Z tyłu?! ;)))))
UsuńDziś był totalny dzień z krzywą, liczę że jutro będzie tylko pikowała ku górze.
OdpowiedzUsuńMaczki jednak to cudna sprawa, skoro tyle Ci dają szczęścia naraz.;)
Bardzo. Kiedyś myślałam, że metkarze tak gadają. Teraz już rozumiem.
UsuńGŁADZIK :-)))))
OdpowiedzUsuńIwona
Ładna nazwa, prawda? I rzeczywiście działa głównie przez głaskanie :)
UsuńOsiągnęłaś szczyt konsumpcjonizmu i rzucasz w nas japkami!
OdpowiedzUsuńCałe życie na to pracowałam. Na konsumpcjonizm znaczy ;)
UsuńMaczki lubię. W wersji jadalnej też :)
OdpowiedzUsuńJa również nie gardzę!
UsuńNie posiadam,posiadać nie bedę,ale cieszę się Twoją radością.
OdpowiedzUsuńTak ogólnie to nieco mnie przeraza taka współpraca sprzętu , Do czego to doszło.
Ale oczywiście też bym wielbiła za ,,zrobiło się samo" :))
Ja to się umiem cieszyć. Jestem w tej dziedzinie niczym niewinne dziecię.
UsuńTak, ta współpraca jest z jednej strony cudowna, a z drugiej… nieco przerażająca.
o koncercie? na tym koncercie byliście https://www.facebook.com/video.php?v=496186263852758 ?
OdpowiedzUsuńHahaha. Ekipę sprzątającą szlag pewnie trafił.
UsuńO, inny kotek!
OdpowiedzUsuńPpM
Bardzo jesteś spostrzegawcza :)
Usuń