2406

Tak śmy się z Zacofanym w lekturze* poprztykali o Nogasia redaktora oraz, przy okazji, Boczka Ewrzena, że zaczęłam myśleć, o co właściwie chodzi z tymi książkami. Dlaczego mianowicie mnie różne rzeczy nie śmieszą albo wręcz nudzą? Dwa dni myślałam. I co? I wymyśliłam! Co więcej - to prawdopodobnie jakaś prawda uniwersalna i dotyczy także Chmielewskiej. Czyli w końcu mamy odpowiedź na pytanie: "Dlaczego nie mogę w Chmielewską?".

Nie będę Was trzymać w niepewności, bo sprawa jest prosta, jak drut. Otóż ja Chmielewskiej nie wierzę. I nie wierzę też Boczkowi Ewrzenowi. Oraz kilku innym autorom. Przez to, że im nie wierzę, historie, które tworzą, nudzą mnie nieznośnie. A nawet męczą i żenują. Oraz całkowicie, od A do Z nie śmieszą.

Bo widzicie... historia opisana w powieści musi być autentyczna.
- Ale jak to?! - zakrzykniecie zapewne. - Czytasz fantasy i bredzisz o autentyczności?!
Ano tak. Uwielbiam nieodżałowanej pamięci Terry'ego, choć jego książki z założenia są bajką. Ale spójną!!! Wiecie, na czym polega "prawdziwość" historii? Otóż na tym, żebym na tę jedną chwilę (chwila jest pojęciem względnym) skorzystała z zaproszenia pisarza, weszła w świat, który stworzył i uwierzyła, dała się ponieść historii, podążała śladami bohaterów bez wrażenia, że - heloł! - coś ci tu, bracie, nie styka! Były trzy ręce, a teraz są cztery!

Świat Dysku jest spójny do ostatniej kropki. Już pomijam wyobraźnię, poczucie humoru z najwyższej półki (ukłony dla Piotra Cholewy - jest pan moim bohaterem), artyzm i klasę, po prostu skupmy się na jednej rzeczy: tym historiom niczego nie można zarzucić. Tam się nie rozchodzi w szwach. Wszystko jest idealnie prawdopodobne dla rzeczywistości, w której toczy się dany wątek. Bohaterowie mogą zachowywać się absurdalnie z naszego punktu widzenia i cały ten świat może być kompletnie od czapy, ale on sam siebie definiuje. Takie zachowania, myśli, dialogi w tej akurat rzeczywistości są idealnie naturalne i zwyczajnie czytelnika nie dziwią. Do chwili, gdy podniesie oczy znad ostatniej strony. Rozmyślnie pomijam fakt, że wiele z sytuacji u Pratchetta jest po prostu z życia wziętych, bo ja się zetknęłam z identycznymi. Owszem, były kosmiczne, ale jak najbardziej prawdziwe.

Dlatego nie bierze mnie Chmielewska. Jej świat nie jest spójny. Z jednej strony osadza akcję w realiach, które nie są obce większości czytelników, by z drugiej wciskać tam wydarzenia, przemyślenia i słowa, w które trudno uwierzyć w aspekcie snutej historii. Może gdyby inaczej skonstruowała kanwę, pociągnęła mnie ku jakiejś alternatywnej rzeczywistości, tobym jej uwierzyła. Ale nie potrafię. Chmielewska kłamie. A Boczek Ewrzen jest jej kumplem. Stąd w moim odczuciu nie są śmieszni, tylko się silą. Kłamczuszki.

Od lat irytowało mnie porównywanie tego, co piszę, do stylu Joanny Chmielewskiej. Bardzo przepraszam, ale gdy się człowieka dopasowuje do pisarza, którego nie lubi, choćby nie wiem, jak był znany, to go jednak wkurza. Teraz wreszcie pojęłam, na czym polega różnica. Otóż ja opisuję wyrywki z mojego życia. Tak, ono bywa wywalone w kosmos i dziwaczne, ale - na Boga! - to prawda. My tak głupio ze sobą gadamy, z tytułu pewnej odrębności umysłowej generujemy dziwne i śmieszne sytuacje**, co nie zmienia faktu, że one rzeczywiście mają miejsce. My jesteśmy wyciągnięci z tyłka makaka, w dodatku od pokoleń, więc aberracja genetyczna wydaje się tu dość prawdopodobna, a przynajmniej ja ochoczo na to zwalam. I kiedy czytam po czasie jakąś swoją notkę, to pod powiekami mam obraz prawdziwych zdarzeń. Być może idiotycznych, ale jak najbardziej spójnych, ponieważ rzeczywiście miały miejsce i często mam na to świadków. Naprawdę tańczymy ze sobą dla usprawiedliwienia wątków w rozmowie. Czasem nawet tańczymy z psami i kotami. Tak, potrafimy zacząć śpiewać wpół słowa i to w dodatku synchronicznie. Gadamy, jak potłuczeni, bo jesteśmy potłuczeni i chyba nikt w to nie wątpi.

Więc drogie dziateczki, które marzycie o karierze poczytnych pisarzy: twórzcie historie prawdziwe. Gdy zaczniecie kłamać, czytelnicy to wychwycą. JA to wychwycę! A potem znajdę was i zabiję!!!

***

Jest jeszcze taki drobiazg: powieść musi wciągać. Jeśli nie mam ochoty poznać, jak rzecz się kończy, to znaczy, że książka jest do dupy. Ale to już, jak mawiał Kipling, zupełnie inna historia***.



* Nigdy nie linkujcie do Zacofanego w lekturze. Człowiek sobie blog otworzy celem pozyskania adresu do linku i dwie godziny ma z głowy, bo niechcący przeczytał jedno zdanie i go wessało.
** Zapytajcie martuuhy. Ona widziała mnie nie raz w akcji. Tak, biegałam między samochodami pod kościołem dominikanów w Poznaniu, wznosiłam okrzyki i robiłam miny. Bo ja mam sieczkę w głowie. Za to ona gada do windy, więc nie da rady wymiksować się z towarzystwa.
*** Nie podejmujemy w ogóle wątku języka, ponieważ ta część rozważań dotyczy nie tylko pisarza. Z brudasami i niechlujami nie gadam. Idźcie sobie śmierdzieć gdzieś indziej.

Komentarze

  1. Zaraz tam poprztykali. Po prostu jak kurturalni ludzie możemy się różnić. Kurturalnie.
    A co do tego: "Otóż ja opisuję wyrywki z mojego życia. Tak, ono bywa wywalone w kosmos i dziwaczne, ale - na Boga! - to prawda." To Joanna Chmielewska twierdziła, i ja jej wierzę, że spora część tego, co opisywała, zdarzyła się naprawdę. Też widać kobieta miała wywalone w kosmos. Ale o Chmielewską nie zamierzam się kłócić, bo już mi rodzona matka kiedyś z pogardą oddała "Lesia" i powiedziała, że nie widzi w tym nic śmiesznego. Jej prawo i, moim zdaniem, strata. Ale widocznie tylko moim zdaniem.
    I przyznaj się, co też tak Cię pochłonęło na dwie godziny aż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem nie polega na prawdziwych fragmentach, tylko na tym, że wata, którą wpychała pomiędzy prawdziwe wydarzenia, nie sklejała się z nimi.

      To nie ma znaczenia. Ja u Ciebie wędruję pomiędzy notkami. To samo mam, gdy czytam słownik albo encyklopedię (w wersji papierowej). I to jest komplement.

      Usuń
    2. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Powieść humorystyczna ma być śmieszna, mniejsza o realizm. Aczkolwiek małe realia u Chmielewskiej zawsze mi się podobały.
      Dzięki za dobre słowo, wędruj sobie, niech mi słupki rosną :D

      Usuń
    3. Nigdzie nie pisałam o realizmie :)

      Usuń
  2. Ja Chmielewskiej przestałam wierzyć gdzieś w okolicach autobiografii i już mojego zaufania nie odzyskała.Wierzę w niemal wszystko przed autobiografią, bo to się nie tylko Chmielewskiej przytrafiało. Mnie też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzę to, co napisałam wyżej: fragmenty prawdziwych zdarzeń nie konweniują z całością. Widocznie nie potrafiła dokleić do nich wyobraźni. Trochę mi w sumie ulżyło, kiedy na to wpadłam. Zrozumiałam, że mogę zarzucić podejmowanie prób zakoleżankowania się.

      Usuń
  3. Wszystko rozumiem, ze wszystkim się zgadzam, ale czemu zaraz zabijać?!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo na świecie jest juz wystarczająco dużo złych książek.

      Usuń
  4. Ja tu sobie tylko cichutko odetchne z ulga - bo to milo sie dowiedziec, ze kogos, tak jak mnie, tez Chmielewska nie smieszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to przegapiłaś bardzo popularny wątek na fejsie jakiś czas temu. Wiele osób nie może w Chmielewską.

      Usuń
    2. To ja sie przysiade, bo nigdy nie przeczytalam nic Chmielewskiej, wiec chyba tez mnie nie smieszy, skoro nie mam parcia:))

      Usuń
  5. mnie bawi Chmielewska wczesna i już;))).
    Czytać zaczęłam ją jako dziecko w podstawówce i po prostu lubię.I może dlatego tak zostało acz późniejszej, czytanej dorosłą nie trawię;).
    Jednak każdemu wg potrzeb i zapatrywań,wszak świat jest wielki;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ev%C5%BEen_Bo%C4%8Dek

      Usuń
  7. Nikt nawet nie pyta, cienua wątpliwości. Ale potwierdzam na zapas. Ona jest stuknięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam na myśli potwierdzanie w wiadomościach prywatnych!

      Usuń
  8. Ja jestem energooszczędna, to co się będę narabiać. Potwierdziłam raz, a dobrze. (i tak żodyn nie miał wątpliwości. Żodyn!)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz