2463
No, dobra. Choruję już pięć dni, etap gorączki zakończony, coś mi się zaczęło odrywać w środku człowieka (że tak to ujmę obrazowo), myśli jakieś zborniejsze i tylko* słaba jestem okrutnie. Ale czuję, że czas na reminiscencje. Otóż byłam w podróży. Och, wiem - wydaje się nieprawdopodobne. Wyszło jednak na to, że są na niebie i ziemi rzeczy, które wyciągają mój tyłek z miękkiej niecki kanapy. Tym razem był to pogrzeb, ale nie polecam nikomu umierać, żeby coś mi udowodnić. W razie czego próbujcie zachęcać inaczej. Są lepsze sposoby, słowo skauta. Tego się trzymajcie. Zatem... byłam w podróży. Ponieważ każde dziecko wie, że (oględnie rzecz ujmując) nie przepadam, moje podróżowanie zwykle stanowi walkę o przetrwanie. Bywam w takich chwilach przebodźcowana, bo wszystko nowe, ale nie do końca nieznane. Mam więc tony refleksji, które spieszę przedstawić. Refleksje te obejmują wyłącznie samą czynność przemieszczania się. Ad rem! Kierowcy ciężarówek 1. Nie mam pojęcia, kto Wam nagadał, ż...