2482

Ktoś opowiadał o tym, jak mu Roomba wjechała w psie gówno i rozprowadziła to równiutko po całym salonie. No, więc dziś kot Edward...

---
W tym miejscu pragnę przypomnieć, że kilka lat temu kot Edward zatkał się tak skutecznie, że nawet lewatywa go nie ruszyła. A jeśli w ogóle chcecie rozmawiać o sportach ekstremalnych, to lewatywę u kota zdecydowanie polecam. Niezapomniane wrażenia.

Kiedy już w końcu udało nam się kota odetkać, coś mu się najwyraźniej zmieniło we florze bakteryjnej. Na zawsze. Podawaliśmy mu probiotyki, manipulowaliśmy dietą - bez skutku. Kot Edward jest rześki, zdrowy, apetyt mu dopisuje, nie tyje, ale gdy wydali, to klękajcie narody. Mogłabym sprzedawać te kupy CIA, żeby stosowali do tortur. Stuprocentowa skuteczność. Od czasu lewatywy nazywamy kota bombą biologiczną.

W opisanej sytuacji szalenie się cieszymy, że kot Edward lubi zostawiać miny u sąsiadów.
Pieski natomiast płaczą z tego powodu, ponieważ Edwardzie guano jest ich przysmakiem z najwyższej półki.

Ale powróćmy do dzisiejszego ranka.

---
Otóż nadeszła zima, a kot Edward, jak na ruska przystało, jest budowy drobnej, smukłej i lekkiej. W związku z tym zdarza się, że wiatr go zwiewa (mieszkamy na nawietrznej). Kot Edward ma tego świadomość i - choć lubi z kupą do sąsiadów - jednak obserwuje prognozy, nie ryzykując opuszczania domu w warunkach komfortu alternatywnego. Zatem przy dzisiejszej śnieżycy nie opuścił. A srać trzeba.

Udał się więc kot Edward do łazienki na pięterku, stanowiącej miejsce cichego odosobnienia. Wlazł do kuwety, zrzucił balast, a następnie - gdyż nawet jego ten smród powala - miast opuścić kuwetę z godnością, doznał gwałtownego przyspieszenia, podskoczył i... nie wycelował.
A właściwie wycelował. W sufit chatki-sratki.

Kuweta podskoczyła razem z kotem, wykonała zgrabny obrót i wylądowała drzwiami do dołu, więżąc kota Edwarda wraz z jego śmiercionośnym gównem oraz żwirkiem ekologicznym w środku.

Straszliwy smród wyciągnął z łóżka Prezesa, bo ma najbliżej. Biegiem udał się do łazienki, by ratować nam wszystkim życie i zastał tam widok osobliwy. Potężny plastikowy żółw poruszał się po łazience systemem skomplikowanych skoków, wydając nieoczekiwane dźwięki i znacząc za sobą ślad w postaci ekologicznego żwirku i aromatycznych ekskrementów.

Uwolniony kot Edward zniknął w ułamku sekundy, a Prezes stał się ofiarą własnej wrażliwości.

---
Weźcie kota, mówili.
To fajne.

Komentarze

  1. Padlam ze smiechu i chyba juz nie wstane :))) Mam dobra wyobraznie i te obrazy zostana w mojej glowie na stale! No i wyobrazenie sobie woni tej kociej bomby! Tak, wezcie kotka, to takie fajne :)))))
    Biedny Prezes...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przynajmniej robi do kuwety ("chatka-sratka"- b. ładne). Jedna z moich dam od roku ma podobnie. Coś jej się przestawiło w metabolizmie (broń biologiczna!!!) ale niestety również w głowie. Robi wszędzie, tylko nie w kuwecie. Przebadaliśmy ją na wszystkie sposoby i ewidentnie problem jest behawioralny. No ale przecież męża nie oddam ;-) Co dzień, wracając z pracy zastanawiamy się, i obstawiamy, gdzie będzie niespodzianka. Nie wiem, jakim psim swędem udało mi się znaleźć męża co to wszystko znosi ;-)
    Pozdrawiam
    ida27

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się okazuje, mężowie są takimi samymi ludźmi, jak my. A do kota zawołajcie behawiorystę. My wołali i działało.

      Usuń

Prześlij komentarz