Jakoś nie mogłam się zebrać do nowej notki,

chociaż temat od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie.
Tymczasem dziś rano po przyjściu do pracy usłyszałam historyjkę, którą donoszę uprzejmie (czyli, że jest donoszona).

Jedna z moich pracownic jest mamą rocznego młodzieńca (dla przyjaciół Fifi). Dojeżdża do pracy spory kawałek, a w dodatku ma na tyle trudną sytuację, że opiekę dzienną nad synkiem sprawuje jej mama, która pracuje w systemie zmianowym i M. musi się do tego dostosowywać. Zmieniłam jej godziny pracy, żeby mogła to wszystko jakoś pożenić, ale w związku z tym musi o 5.30 wyjść z domu, bo inaczej nie uda jej się zawieźć synka do babci i dojechać do Katowic. Tłucze się więc z maluchem o nieprzyzwoitej godzinie przewozem w dni, kiedy ma dojazdy na styk.
Dodatkowo Fifi należy do tych dzieci, którym sen do niczego nie jest potrzebny, więc M. od przeszło roku jest chronicznie nieprzytomna.

Opowiedziała nam dziś, że od tygodnia w przewozie obserwowała ją jakaś stara torba, nieżyczliwie zresztą. Dziś nie wytrzymała, wysiadła razem z M., czyli wcześniej niż zawsze wysiada i wygłosiła do niej orędzie:
- Jak pani może to biedne dziecko tak wcześnie włóczyć! Nie wie pani, że taki maluch o tej porze powinien się obracać na drugi bok???

Nie mogę pojąć, skąd się w ludziach bierze TAKIE chamstwo. Że o odwadze i dobrym samopoczuciu już nie wspomnę.

Komentarze