Do czego ma prawo mama

Ostatnimi czasy antologia Macierzyństwo bez lukru robi się coraz popularniejsza. Na tę okoliczność naszła mnie refleksja, że mój blog, w przeciwieństwie do większości antologiowych, jest mało macierzyński. Postanowiłam więc pozastanawiać się nad różnymi aspektami tego zagadnienia, do czego wszystkich również serdecznie zachęcam. Że już nie wspomnę o kupowaniu antologii i pomaganiu tym samym Mikołajkowi.
Ponieważ od kilku miesięcy mam bezpośrednią styczność z wychowywaniem nie tylko nastoletniej córki, ale i kilkumiesięcznego chrześniaka, jakoś sama – jako pierwsza – nasunęła mi się refleksja na temat tego, co wolno, a czego nie wolno mamie. Do czego mama ma prawo? Czy mama może być niezadowolona? Czy jeśli jest, oznacza to, że jest też złą mamą? Zacznę drastycznie…
Czy mama ma prawo do zrobienia kupy w spokoju?
No przepraszam, może kogoś uraża mój tok myślenia. Ale akurat kupa jest czymś, od czego nikt z nas nie jest wolny. Ani matka, ani prezydent, ani papież. Z tym, że prezydentami i papieżami są głównie mężczyźni. Natomiast mamami głównie kobiety. I o ile tym pierwszym i drugim można być w pojedynkę, o tyle to ostatnie zakłada, że jest nas do tego niezbędnych przynajmniej dwoje (lub dwie).
Kiedy jesteś mamą człowieka, który ma prawie 18 lat, to można domniemywać, że masz prawo do kupy, robionej w spokoju. Ale oczywiście żadna to reguła.
- Mamoooo!!! Muszę suszarkę (prostownicę, perfumy, cień do powiek)!
- Mamoooo!!! Długo tam jeszcze będziesz? Innym też chce się siku!
- Mamoooo!!! Przez ciebie spóźnię się na autobus (randkę, imprezę, spotkanie ze znajomymi)!
- Mamoooo!!! Kot chce wejść do łazienki (sic!)!
Ogólnie w przypadku siedemnastolatki rzecz można jakoś ułożyć. Sprawa ma się zupełnie inaczej, kiedy w grę wchodzi osoba kilkumiesięczna.
Znany mi blisko osobnik niespełna ośmiomiesięczny, wychowywany przez mamę singielkę, radośnie popyla po domu w chodziku. Nie popyla, co warte zaznaczenia, przesadnie często, ale czasami jest zobligowany z uwagi na rzeczoną kupę na przykład. Należy przyznać, że radzi sobie z tą czynnością nadzwyczaj zgrabnie, za nic mając meble czy przejścia pomiędzy pomieszczeniami (nie ma progów, nie ma problemu). Z niezwykłą gibkością potrafi czynić zwroty (akcji również) i inne figury akrobatyczne. Nie mieści się jednak z ustrojstwem w drzwiach do łazienki. Pytanie brzmi: czy matka singielka, pracująca w czterech miejscach (bo tatuś uiszczać nie zamierza) oraz wychowująca syna, ma prawo do kupy? Oto jest pytanie.
Wiem z całą pewnością, że rzeczona matka defekuje czasami w asyście syna, zaklinowanego w drzwiach i donośnie wyrażającego sprzeciw. I teraz zastanówmy się, czy ma ona prawo powiedzieć, że jest czasem zmęczona i jej wysublimowanym marzeniem jest paść na łóżko i spać nieprzerwanie przez dwie godziny?
Dalszym etapem tych rozważań byłoby już karkołomne wprost pytanie, czy ta matka ma prawo do jakiegoś życia osobistego. Czy na przykład może wydalić się z domu przy niedzieli i spotkać się towarzysko, nie ciągnąc za sobą, jak arabska kobieta, całego dobytku w postaci kaftaników, koszulek, skarpetek, pieluch, butelek, smoczków, torebki i w końcu, było nie było, sporego potomka?
A tak w ogóle to podziwiam jej samozaparcie. (Tak, tak, dobrze podejrzewacie. Właśnie tu jestem i niańczę). Młodzieniec bowiem na mój widok rozdarł twarz, gdyż zapomniał, kim jestem (widział mnie ostatnio wczoraj) i wył jak syrena okrętowa przez pół godziny, zanim udało mi się go spacyfikować.
A w takiej sytuacji opuszczenie (histerycznie drącego się) dziecięcia jest nadzwyczaj trudne.
Ale nie niemożliwe. CBDO.
Tymczasem napisałam przydługawą notkę na blogu i zrobiłam sobie kawę. Ale on się zaraz obudzi i będzie gotów żyć pełnią życia. Więc kończę.
A już w następnym odcinku rozważania na temat bycia matką nastolatki.

Komentarze