2465

W każdym związku zdarzają się kryzysy. Ja to nawet nie nazywam tego kryzysami, uważając za całkowicie naturalną amplitudę. Poza tym Prezes wyznaje zasadę, że krzyk jest motorem postępu. A ja potrafię w postęp bez podnoszenia głosu. Ot, tonem złowrogiem.

Otóż, jak wiadomo, ten płot wymieniliśmy. Niestety okazało się, że analiza SWOT została wykonana błędnie w części zagrożeń i nie przewidziano, że zaczepy na słupkach są zamontowane w sposób uniemożliwiający obniżenie siatki do właściwego poziomu poniżej gruntu. Ergo - jesteśmy w znanej dupie i nawet zaczęliśmy się tam urządzać. Bo wystrój jakby bardziej pozytywny.

Po zakończeniu fazy pierwszej obnażono słabość analizy i zobowiązano Prezesa do stosownych czynności, mających na celu zapobieżenie wykopkom. Prezes nie miał kółka w taczkach. Kółko nie nadchodziło pomimo złożenia odpowiedniego zapotrzebowania w lokalnym serwisie aukcyjnym. Po tygodniu pytania o kółko (oraz uganiania się za Hanną) nastąpił motor postępu. W wyniku podjętych działań Prezes z przykrością stwierdził, że oto sprzedający nie przysłał kółka, bo kupujący zapomniał zapłacić. Motorowi minimalnie wzrosło ciśnienie, ale zmilczał. Kółko nadejszło.

Przedwczoraj motor się przegrzał. Gdyż argumenty o ciężarze pracy fizycznej, stanowiące zasłonę dymną dla prostego słowa PROKRASTYNACJA, wywaliły wszystko w kosmos. Na tę okoliczność udałam się (a pamiętajmy, że w naszym maleńkim ogródeczku wszędzie trzeba się UDAWAĆ) do warzywnika, pobrawszy uprzednio taczki oraz widły, które to widły wydają się być elementem kluczowem opowieści. Z pomocą rzeczonych wideł naładowałam karpy trawska na taczki, przewiozłam do płota, rozłożyłam na szerokość dwóch przęseł. Następnie straciłam cierpliwość, porzuciłam taczki oraz widły na samym środku wszystkiego i powróciłam do domu, by wdrożyć motor postępu.

Nie mogę powiedzieć, argumenty o zabezpieczaniu jednego przęsła dziennie, dzięki czemu nie trzeba się spocić, trafiły na podatny grunt. A być może na grunt ów trafił osławiony TON. Gdyż głos podnoszę rzadko i doprowadzona do ostateczności. W każdym razie przemowa trwała jeszcze, gdy Prezes szczęśliwie zniknął za drzwiami do garażu.

---

Następnego wieczoru Hanna i pies Leśniewski, nie zważając na trud, pot i łzy, wykopały się do sąsiadów przez fragment niezabezpieczony o godzinie bez mała 23, co było wynikiem lekkomyślności Prezesa. Hanna zniknęła w oddali za pomocą szpar między szczebelkami w bramie sąsiadów, a pies Leśniewski się nie zmieścił. W związku z powyższym oczekiwał na zabranie go do domu pod bramką, którą sąsiedzi - w przeciwieństwie do wielce lekkomyślnych nas - zamykają na noc. Dokonawszy wizji lokalnej (Prezes tkwił pod prysznicem) stwierdziłam, że wydobycie psa Leśniewskiego drogą legalną jest niemożliwe. Nie zważając na fakt, że pies Leśniewski jest minimalnie skonfundowany, powróciłam w pielesze i TONEM zakomunikowałam, że udaję się na spoczynek.

Hanna powróciła samodzielnie. Leśka Prezes wykopał łopatą pod płotem, ponieważ oświadczyłam, że:
a. w dupie to mam i niech zgnije,
b. po moim trupie nastąpi budzenie sąsiadów, żeby wyszli z łóżka i otwarli bramkę,
c. dziura pod płotem jest ulicą zdecydowanie jednokierunkową i NIE DA SIĘ WRÓCIĆ.
Dało się, ale z użyciem żarcia. Oraz dziury, którą przejechałby słoń na rowerze.

Kupię tanio łańcuch, nie musi być dużo. Niech je śnieg przykryje i nie mówicie, że jest lato. Latem śnieg wygląda znacznie bardziej dramatycznie.

Byliśmy obrażeni i miał miejsce moralniak, w wyniku którego pies Hanna zastygł bez życia na jednym z legowisk. Przez jakiś kwadrans perorowałam na temat bycia bardzo niegrzecznym pieskiem, zwykłą świnią oraz wynikających z tego konsekwencji. Następnie piesek Leszek usiłował dostać się na pięterko metodą na Tajemniczego Żółwia Ninja, ale został przechwycony i odesłany na karnego jeżyka, gdzie udał się powłócząc nogami i okazując wszem i wobec niebywałe cierpienie. A także z rezygnacją.

A rano... No, cóż. Co było w Vegas, zostaje w Vegas.

PS W trakcie moralniaka nie używałam, gdyż wszelkie sformułowania na temat zgniłych, pierdolonych kundli, których miejsce jest w wyjątkowo zaniedbanych schroniskach dla zwierząt zużyłam przy bramce sąsiadów. Dzięki temu Prezes nic nie wziął do siebie. Kryzys został tym samym zażegnany, ale tylko do jutra. Jeśli nie będzie lało.

Komentarze

  1. Bez komentarza.... Lomatkoicorko!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Znaczy się czterołapy są obecnie na cenzurowanym... :) no cóż, zapracowały sobie na to, zaś Prezes zdaje się sobie właśnie nie zapracował na inną okoliczność przyrody niż łopatologia stosowana o 23 - za kilka dni będziecie się z tego śmiać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz