O niespodziewanych przypadkach

Wczoraj po godzinach do mojego gabinetu niezapowiedzianie wpadła jedna z pracownic, którą zresztą znam od lat, lubię i szanuję oraz cenię za porządną pracę. Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie, zrobiła minę zajączka i scenicznym szeptem oznajmiła:
- Pani dyrektor, muszę pani coś powiedzieć…
- Słucham, Małgosiu – odparłam spokojnie, bo akurat zaczęłam podejrzewać, że uda mi się zbiec stąd o przyzwoitej porze.
- Bardzo się cieszę, że pani tu jest! – wydusiła i zaczerwieniła się – I nie jestem jedyna! Chciałam, żeby pani wiedziała.
Po czym zbiegła.

Na placu boju została żona Lota.
Soleil… może jednak masz rację?

Komentarze