2387
No i przygarnęłam sobie rycerza z bożej łaski, któren to rycerz broni mnie przed całym światem. Głównie przed Leśkiem. No, cóż... jaka królewna, taki rycerz. Dochodzi do przekomicznych scen dantejskich, kiedy to łupię rycerza w wielki łeb poduszką, żeby zamknął warkot i on się do mnie odwraca ze spuszczonymi uszkami i oczami, w których widać miłość całego świata, po czym robi zwrot i charczy, jak nienaoliwiony motorek, żeby nikt mnie nie tknął, nie musnął nawet i nie chuchnął w moją stronę. Przy czym nie jest to jakaś ukonstytuowana nienawiść - na co posiadam dowód liczący minutę. O, proszę: Chodzi tylko o to, że jestem boginią i jako taka mogę przyjmować hołdy wyznawców tylko z daleka (żeby buciorami nie nadeptali). Aż jestem ciekawa, dokąd to wyewoluuje. Powolutku uczymy się siadać. Pies, który nie umie usiąść na komendę, jest bardzo uciążliwy. Doszłam do wniosku, że pora na to, bo Morgan zaczął się już spokojniej zachowywać przy wydawaniu posiłków. Wcześniej biegał jak oszala...