2435
Matka zaprotezowana. Oczywiście nie obyło się bez zgniecenia mózgów, bo wyekstrahowanie nas na niewielkiej przestrzeni grozi śmiercią lub kalectwem wszystkich widzów oraz i również przypadkowych przechodniów. Więc sklep z zaopatrzeniem medycznym. Renia - właścicielka, matka, ja, personel i klienci, którzy skutkiem zbiegu nieszczęśliwych okoliczności znaleźli się w polu rażenia. Przymierzalnia, czyli pomieszczenie o powierzchni nikczemnej, listopad w rozkwicie, a więc wiele okryć wierzchnich. Torebek. Matek, mnie i Reń. Narada wojenna, co robimy: protezujemy stałą czy tymczasową? Kupujemy stanik czy korzystamy z własnego? Proteza. Renia (rozpaczliwie, gapiąc się matce w odziany cycek): Przygotowałam dla pani protezy w oparciu o to, co powiedziała mi córka. I to do dupy jest. Łoterloo : Ale chwilunia. Było podać rozmiar, to podałam. Nie moja wina, że producent strzela ślepakami. Matka (miętoląc z zainteresowaniem protezę tymczasową): Ta jest wielkości mojej głowy. Łoterloo : No...