Dziś święto: połowa tygodnia za nami

Padłam wczoraj jak kawka i wstałam po ośmiu godzinach, nieprzytomna kompletnie, śnięta i poetycznie blada. Na szczęście pracodawca przywitał mnie dwoma paskami, z których jasno wynika, że otrzymałam premię kwartalną oraz dodatkową. To ocaliło życie pracodawcy, ponieważ prócz pasków na biurku piętrzył się Mount Everest dokumentów, a wszak wiemy wszyscy, że byłam nieobecna tylko jeden dzień. Moja reakcja była oczywista i jednoznaczna: zaczęłam wrzeszczeć w sposób nieartykułowany, wyłuskawszy następnie z trzewi parę słów uważanych powszechnie za obelżywe. Z pokoju kierownika dosłyszałam komentarz:
- O, prezesowa przyszła.
- Co to, psiekrwie, jest??? - wypiszczałam w odpowiedzi.
Kierownik przybył, jak na skrzydłach i zmienił temat, jakby miał to zaplanowane:
- A widziałaś paseczki?
- Ja rozumiem, mój drogi, że ty mnie wynagradzasz za tę harówę i nawet się nie dziwię. Żądam szczegółów.
- Na temat kwoty? – kierownik rozpłynął się w uśmiechach.
- Bynajmniej. Jak zapewne wiesz, zawsze jest za mało. – wtrąciłam jadowicie – Na temat zbioru makulatury.
Umknął.
No dobra, dobra – przerobiłam. Przecież wiem, że muszę.

Z bliżej nieznanych mi przyczyn wszyscy dziś do mnie mówią telefonicznie tym samym tekstem:
- Dzień dobry! Mamy dwa problemy.
Zmówili się czy co? Muszę przeliczyć, ile podwójnych problemów rozwiązałam od 7.30.

Zapomniałam poinformować zebranych, że, w związku z cięciem kosztów, Zakład Dla Obłąkanych odebrał nam prenumeratę służbową. Ja gardzę. Udałam się wobec powyższego do najbliższego kiosku, gdzie dokonałam prenumeraty teczkowej Gazety Wyborczej. Wszystko pięknie działało do poniedziałku, kiedy paniom przeskoczyły zmiany robocze i rankiem inna pani niż zawsze dokonywała łupienia klienteli na nieprawdopodobne kwoty.
- Dzień dobry, mam u Państwa teczkową GW – za mną pięć osób.
- U nas?
- Oczywiście – za mną siedem osób.
- Ale na pewno?
- Z całkowitą pewnością – tłum gęstnieje z sekundy na sekundę.
- Nic podobnego, nie ma pani.
- Ależ oczywiście, że mam. Zapłaciłam za nią 26 zł – tłum cichnie i się skupia, a także wciąż gęstnieje.
- Nie ma pani, proszę pani. Nic o tym nie wiem.
- Proponuje pani jakieś rozwiązanie? – napięcie tłumu jest wprost namacalne.
- Nie dam pani gazety, może pani zapłacić.
- Jak to, przecież już zapłaciłam? – z tłumu dobiegają mnie komentarze.
- Nic o tym nie wiem.
Obróciłam się na pięcie, żeby nie radować ludzkości faktem, że chciałam rypnąć kiosk na złotówkę i przemielając pod nosem liczne odkrywcze myśli na temat zaangażowania pracowników, udałam się na łono. Gościnne.
Po południu w kiosku była właściwa pani, której przekazałam wersję skróconą.
Pani zaczęła krzyczeć, co myśli o tamtej pani. Zrobiło się jakby ciszej. Następnie wydała mi gazetę.
Dziś rano prasa na mnie czekała. Razem z wczorajszą, której nie odebrałam, bo byłam wiadomo gdzie, czyli nieobecna. Rano znów była tamta pani i trochę na mnie nakrzyczała na okoliczność tego, co ona myśli o tej sytuacji. Aby nie przenosić negatywnych emocji, bez słowa udałam się na łono.
Naprzeciw Zakładu Dla Obłąkanych znajduje się oddział GW. To tak na marginesie.

A w domu:
1. Potomstwo kolekcjonuje zarazki i jest mentalnie nieobecne oraz rozkapryszone (uwaga dla Potomstwa: jakbyś nie czytała cudzych listów, to byś nie wiedziała, że cię obgaduję i byłabyś szczęśliwsza);
2. Prezes kolekcjonuje zabiegi chirurgiczne;
3. koty niczego nie kolekcjonują, ale też są w domu.
Zagadka: Dlaczego ja jestem w pracy?

Komentarze