Dzień przerwy od pracy

Wpadam tylko na chwilę, bo zaraz wyjeżdżam. Mam dzień przerwy od pracy na obronę doktoratu mojej koleżanki. Ponieważ w powstaniu tego dzieła brałam czynny udział, to idę sobie obejrzeć efekty ;o) I zaprawdę powiadam wam: to ostatni doktorat na medycynie, który napisałam!!! Fuj.
A tak naprawdę, to idę tam w ramach wsparcia technicznego oraz duchowego, żeby doktorantka – bidula miała na kim oko zawiesić, jak już dostanie histerii.
Trzymajcie za nią kciuki.

Magdusiu, Krysiu – wy trzymajcie szczególnie, ponieważ doktorantkę znacie i… wiecie, prawda?
Dam znać, jak poszło i dlaczego pięć z minusem ;o)

Godz. 19.40
Dopiero wróciłam. Obrona była POPISOWA. Naprawdę byłam dumna, że brałam w tym wszystkim udział. Część Wysokiej Komisji wyraźnie chciała udowodnić doktorantce, że za wysokie progi na jej drobne, kobiece stópki, a ona z kolei pokazała im, gdzie raki zimnują. Kolejna po J. obrona była – w porównaniu – po prostu śmieszna. Czuję się trochę, jakbym sama właśnie obroniła doktorat, w dodatku na medycynie, jak wspominałam. Napięcie uciekło razem z podziękowaniami specjalnie dla mnie, przytulankami i łzami w oczach.
Bardzo wyjątkowe przeżycie.
I chyba pójdę spać z tego wszystkiego.

Komentarze