Ubóstwiam drrrrakę!

Wczoraj rano, niespodziewanie, dopadła mnie wiadomość o nagłej śmierci młodszego brata mojej mamy. Niewiele myśląc zebrałam swoje rzeczy i pognałam na miejsce zbiórki – w trudnych sytuacjach zawsze staramy się być razem, całą rodziną. Rzecz jest oczywiście koszmarna i nie o tym chciałam, tylko o moim ulubieniu sytuacji absurdalnych.
Siedzimy wszyscy razem przy stole, ktoś pije kawę, ktoś mineralną. Smutni, rozprawiamy na temat odchodzenia. Robi się coraz „duszniej”, jakieś zbiorowe pociaganie nosem wisi w powietrzu. Wtem, zupełnie niespodziewanie, spod stołu dobiega nas dobitne pytanie sześcioletniego wnuka zmarłego:
- Ej! A wy to w ogóle wiecie, jak jest po angielsku samochód policyjny???
Grupowo ryknęliśmy śmiechem, następnie uprzejmie zaprzeczyliśmy, jakoby kiedykolwiek dotarła do nas taka wiedza, z zainteresowaniem wysłuchaliśmy odpowiedzi młodzieńca, który dumnie był wychynął spod stołu i wyraziliśmy podziw dla jego ugruntowanych umiejętności. Kiedy emocje ucichły, dla odmiany odezwała się wdowa:
- No nareszcie. Bo już miałam wrzeszczeć: „Ciszej nad tą trumną!”. Niech ktoś opowie kawał. Nie po to całe życie spotykamy się z powodu byle bzdury, a w najgorszych chwilach śmiejemy się jak kretyni, żebyśmy teraz mieli zagęszczać atmosferę.

Fajna mam rodzinę.
Nie zamieniłabym jej na żadną inną.
A za wujkiem… Cóż. Wyjątkowo go lubiłam. Będę tęsknić.

Komentarze