Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2008

Nie ma o czym gadać

Wczoraj w domu, wieczorem, popłakałam się ze zmęczenia. Takie rzeczy nie zdarzają mi się zbyt często. Do tego dostałam temperatury, strasznie kaszlę i ledwo trzymam się na nogach. Za pół godziny schodzę do lekarza. I idę na chorobowe. A tu – niech się zawali. Mam to gdzieś.

Osiągnięcia

Pa raliam : Prezes prezesowa Miejsce akcji : łazienka Czas akcji : 22.30 Prezes : Wiesz, że w zeszłym roku uratowaliśmy kota od bezdomności? prezesowa (przez pianę z pasty do zębów); Yhy. A dwa lata temu dwa. Prezes : Psiekrwie, średnia nam spada. Myśl na dziś: Zamach to skrajna forma cenzury. George Bernard Shaw

Ballada o ledwożyju

- Ledwo żyję – westchnęła prezesowa, a następnie dołożyła do tego liczne określenia, kompletnie nienadające się do druku. Prezesowa swój zasób słów ma, a że wróciła właśnie do zakładu dla obłąkanych po tygodniowej bez mała nieobecności, to ów zasób jest jej obecnie szczególnie potrzebny. Prezesowa jest bowiem w pracy wyłącznie z tzw. panią, która to pani została w dodatku uczyniona kierownikiem prezesowej. W związku z powyższym prezesowa robi za cały dział, bo pani bryluje, a innych pracowników nie uświadczysz. Prezesowa dojrzała właśnie do strajku włoskiego. - Napiszę sobie notkę na blogu – mruknęła i zabrała się do dzieła – Robota nie zając. Profesjonalnie obłożona dokumentacją wydała walkę indolencji niektórych pracowników, poświęcając się o wiele przyjemniejszym czynnościom. Nawiasem mówiąc prezesowej udało się dziś nabyć ostatni (spod lady!) egzemplarz „Cesarza” Kapuścińskiego. Tej pozycji akurat prezesostwo nie posiadało w domowej bibliotece, wobec czego prezesowa została obsypan

Grzeszę

Obraz
Pracuję nawet przy niedzieli. Inna rzecz, że trudno mi się dziwić. Zawsze więcej osób mam szansę zastać w domach w niedzielne popołudnie niż w tygodniu. Szczególnie, że pogoda taka, jak widać. Odwiedzam lokatorów, z każdym zamieniam kilka słów o jego bolączkach. Nie wyobrażacie sobie, jakie to męczące. Zwłaszcza, że nie przychodzę do nich z pieniędzmi, tylko z podwyżkami: woda podrożała, wywóz śmieci drastycznie, zaraz pójdzie w górę ciepło, prąd też poszedł, ale jeszcze nie mam faktury. Same dobre wiadomości. Na pocieszenie opowiadam, że bilans na finiszu i że wyszliśmy znakomicie. Sama cieszę się z tego najbardziej. Jutro niestety do pracy, a najbliższe tygodnie będą naprawdę trudne. Zdaję sobie z tego w pełni sprawę, ale już jestem trochę zmęczona tym nieustannym kołowrotem. Tak, naturalnie, przetrwam i to, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że potem się polepszy. Ale trzeba wytrzymać. Mam nadzieję, że nie ustaniecie w podtrzymywaniu mnie na duchu. Na koniec chciałam wam

I może sobie Kiełbasińska opowiadać…

co tylko zechce na temat moich możliwości i weny twórczej. Nie ma weny. Właściwie są sprawy, o których bym mogła, ale nie chcę (praca). „…Tak naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca…” No, może nie do końca, ale póki co, idę sobie poczytać, bo co tu będę wodę lała. PS Kto mi ukradł cyferki z licznika???

Aktualności

Rano z Potomstwem do lekarza. Dostała jakiejś koszmarnej wysypki na tle alergicznym, walczymy od jakiegoś czasu, ale nie możemy sobie z nią poradzić. Niestety w ruch poszły sterydy. Na szczęście tylko na tydzień, mam nadzieję, że wysypka ustąpi i sytuacja jakoś się unormuje. Myślę sobie, co udało mi się zrealizować z założeń. Byliśmy na wycieczce. Ciasto upieczone, a będzie jeszcze jedno. Obiadki sobie jemy sympatyczne. Spędzamy razem czas – śniadamy, obiadujemy i nawet czasem kolacjujemy we troje (plus te cholerne futrzaki). Posprzątałam w zabudowie, zrobiłam miejsce na książki i nawet pogoniłam Prezesa, żeby ciut posprzątał u siebie. Sporządziłam, skonsultowałam i klepnęłam nową umowę najmu. Dziś po południu odbieram mieszkannie od lokatorów, jutro oddaję we władanie nowemu. Przeczytałam książkę (hihihihi). Został bilans. FE. Jutro wpadną do nas znajomi, niestety będziemy bić pianę przez całą ich wizytę (bo z pracy), gdyż sytuacja nietęga i wariactwo kompletne. Dosięga mnie w domu (n

Rozwiewam watpliwości

Otóż większość z was pomyślała, a niektórzy nawet wyrazili podejrzenie, że tak zabalowałyśmy z Krynią, że nie możemy się z podłogi podnieść. Nic bardziej mylnego. Impreza miała charakter towarzysko – wspominkowy w duecie. Nie powiem, wino pękło. Nawet dwa. Ale jak na dwie całkiem solidne kobitki, pełnoletnie w dodatku, a poza tym usadzone w pomieszczeniu w amplitudzie ok. pięciogodzinnej – to jednak nie wypada najgorzej. W każym razie o godz. 22.00 przyjechał po mnie Prezes i nawet nie zgłaszał uwag. Było bardzo, bardzo miło. Prezent, który skwapliwie przygotowałyśmy z drugą – mamą, został przyjęty z entuzjazmem. Wniosek jest tylko jeden: my to się chyba nigdy nie nagadamy. Wtręt do Magdy: Słuchaj, Krysia złożyła na moje ręce obietnicę. Dotyczy ona ciebie i mnie. Jest po prostu powalająca. Już się ciesz. Koniec wtrętu. A wczoraj pojechaliśmy na wycieczkę do Wieliczki. Ponieważ (jak część z was wie) Prezes jest nietutejszy, to jeszcze nie był, nie widział, nie cisnął się w windzie i mia

Będąc kobietą w biegu

Z bliżej nieznanych przyczyn, kobieta na urlopie jest kobietą w biegu. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie podpuściła odrobinę Szacownego Grona, mimo pomalowanego wyłącznie jednego oka. Ekhm, ekhm… Donoszę uprzejmie, że znana w niektórych kręgach brunetka o przestępczej ksywie Krynia02, obchodzi dziś urodziny. Znaczy sypie piachem w oczy, że nie obchodzi. Ale coż to dla nas. Ja się wpraszam realnie, wam sugeruję chóralne śpiewy w wersjii wirtualnej. Sala koncertowa znajduje się TU! A jutro postaram się wam opowiedzieć, jak było.

Wizyty i wizytacje

W rolach głównych: Protoplasta prezesowa Czas akcji: 19.00 Miejsce akcji: szumnie: salon Protoplasta : Niezłe ciasto ci, dziecko, wyszło. prezesowa : Zawsze tak jest, jak człowiek nie jest zobowiązany. Jakbym się napięła z jakiegoś powodu i bardzo chciała, żeby mi się udało, na 100% szlag by trafił. Protoplasta (do zgromadzonych ze szczególnym uwzględneniem małżonki własnej): Popatrz, cholera, jak my przyjeżdżamy, to jej nie zależy. Ale gdyby przybyli teściowie, stałaby przy piecu cały dzień! prezesowa : Pewnie. I dostaliby z zakalcem.

Urlop – dzień pierwszy

Jak dobrze wstać skoro świt… Karol poszedł na całość i zrzygał się w sypialni o ósmej. Zrobił to oczywiście specjalnie, ponieważ miał już ochotę na śniadanie. Niejednokrotnie wspominałam dobitnie, że Karol nie zainwestował w tic-tac’i i nie da się dłużej spać w pomieszczeniu, które zaszczycił zwrotem treści. Krynia pokazała mi TO. Oświadczam uroczyście, że tak właśnie Karol budzi Prezesa co dnia. Pozostałe koty są nieco mniej namolne, ale tylko dlatego, że najgorsza robota już jest odwalona, więc mogą zgarnąć śmietankę. Nie pozostało nam nic innego, jak wstać, więc wstaliśmy i poszliśmy odśpiewać chóralną pieśń o cudzie poranka w pokoju Potomstwa ponieważ jesteśmy mściwi i nie ma tak, żebyśmy musieli chodzić, kiedy ona leży. Ugotowałam obiad, upiekłam murzynka, zaprosiłam protoplastów i odcinam kupony od przyjemności posiadania wolnego. Idę, se zagram w scrabble zanim przybędą.

Wniosek urlopowy podpisany

Pierwsze myśli, które pojawiły się w chwili przebrzmienia dzwonka budzika: - jutro się wreszcie wyśpię! - ale fajnie, w poniedziałek nie muszę iść do pracy! No to: ale fajnie! Rzeczywiście pośpimy. Zrobię bilans we wspólnocie i porozliczam lokatorów. Zrobię porządek w najprzepastniejszej szafie w domu i wywalę to całe cholerne badziewie, które tam zalega. Potem w miejsce po badziewiu włożę inne badziewie i w ten sposób wygospodaruję nowe miejsce na książki albowiem stare się wyczerpało. Jak to się dzieje? Wprowadziliśmy się zaledwie 1,5 roku temu i wtedy cieszyłam się, że mam na półkach miejsce na nowe książki. Otóż nie mam już nawet pół centymetra. Książki znowu stoją w dwóch rzędach, leżą jedne na drugich i ogólnie tworzą bajzel. Ale nic to. Zrobię miejsce, a potem udam się na łowy. Ach, łowy, łowy! Gratka. Oświadczenie. Oto mowa do wszystkich, którzy nie czytają książek. Nie chcę być faszystowska, ale… współczuję wam, ludzie. Koniec oświadczenia. PS Informacja dla wszystkich wątpiąc

Więc jednak można żyć bez powietrza?

Odkrywanie, że można żyć bez Internetu jest bolesne i najeżone przeciwnościami losu. Napisy w stylu: - spadaj, wejścia nie ma, - niegrzecznym wstęp wzbroniony, - do roboty, durna babo są tym, czego nie lubię oglądać. Zwłaszcza, że okazuje się, że Internet to jednak mój nałóg. Wyobraźcie sobie, że was odcina i nie ma: - poczty elektoricznej, - ulubionych blogów, - blogów własnych, - wikipedii, - słowników, - skrabelków, - gadania przez skype’a, - innych. A potem spróbujcie opisać swoje uczycia. Poetka pisała jak w tytule, co prawda o czymś zupełnie innym, ale… może nie do końca? Czy to jest tak, że jesteśmy już uzależnieni? A może to miłość? Zaspokajanie jakichś potrzeb? Naturalnie od razu uprzedzam, że nie chodzi wcale o pragmatyczność narzędzia. Proszę mi się nie zasłaniać, że Internet to wiedza. Bla bla bla. Jasne, ale przecież są papierowe słowniki. Są encyklopedie. Są biblioteki. Są telefony, listy i spotkania twarzą w twarz. A mimo wszystko to medium pociąga nas, jak żadne inne. D

Wyszedłemk zamkniętyk*

Jeśli ktoś tu czeka od rana, to ja przepraszam, ale wróciłam do swojej pracy, a co za tym idzie – do kontrolowania. Więc dziś byłam w terenie. Bardzo budujące przywitania kontrolera: 1. Dyrektorka umarła ze śmiechu na mój widok; 2. Kierowniczka powiedziała: No nareszcie! Od 2005 r. czekamy. 3. Pracownicy się wyraźnie ucieszyli, że mają rozrywkę. Panie doktorze, nikt się mnie nie boi, a jak zapowiadam, że w tej sytuacji będę podła, bezwzględna, oślizgła i obrzydliwa, to się śmieją głupawo i idą po ciastko. Całkiem dobre było**. I tak pitu – pitu dniówka zeszła. Niemniej zawsze jestem bardzo zmęczona, kiedy wracam z kontroli. Zwłaszcza, że teraz jeżdżę dalej. Następny raz odbędę chyba w Częstochowie. Albo w Opolu. W piguły drogi i muszę wcześniej wstać. Z innej beczki: odebrałam wczoraj samochód od mechanika. Zgadnijcie, gdzie jest teraz mój samochód? Brawo! U mechanika. Myślę, że jeszcze trochę i poproszę tam o azyl. Czy wam też pękają przednie szyby, czy to tylko ja tak mam, biedny miś

Kto żyw, niech nie traci czujności

Obraz
Wczoraj podjęłam się karkołomnej czynności rozładowania zmywarki (nigdy nie ma chętnych). Otwarłam sobie szafeczkę z kubeczkami, przekładałam kubeczki ze zmywareczki do szafeczki, czynność tę umilając sobie przewrzaskiwaniem się z Potomstwem przez całe mieszkanie. Nagle zadzwonił telefon (powieszony na haczyku w przedpokoju). Na moment straciłam czujność. Kiedy wróciłam, było tak: Zadanie na dziś: wyciągnij z szafki wiszącej kota, który jest idealnie wpasowany w wielkość półki i nie chce współpracować, półka natomiast pełna jest tłukliwego asortymentu. Czas na ćwiczenie: 10 minut. Dowolna liczba podejść. Stłuczka dyskwalifikuje. PS Przepraszam za jakość zdjęcia, ale najbliżej było Potomstwo z telefonem. Muszę się nauczyć nosić aparat na szyi. Everytime, everywhere. Myśl na dziś: Wykształcenie jest zdolnością odróżniania tego, co się wie, od tego, czego się nie wie. Anatole France Przepraszam, ale zupa była za słona i nie mogłam się oprzeć: o tu . hehe

Przy sobocie… wydajemy pieniądze

Obraz
Oto bolesna prawda. Pozbawieni chwilowo nadzoru nad Nieletnią, wyruszyliśmy w drogę, której celem było nabycie drogą kupna kurtki dla Prezesa. Trwają bowiem, jak wiadomo, przeceny posezonowe i ten przyjemny zbieg okoliczności jest punktem wyjścia dla licznie zebranych do uszczuplania sobie portfeli w sposób zastraszający. Kupno kurtki było w planie, lecz na tym rzecz miała się zakończyć albowiem nieopatrzenie tydzień wcześniej zrobiliśmy właśnie – dawno odkładany – rzut na wyściełanie podłogi w sypialni. Stosowną fotografię załączam, oczekując ochów i achów. Nabycie przecudnej urody wyściełaczy miało skutek uboczny w postaci ziejącej dziury w potfelu, co miało z kolei dać mi do myślenia. Niestety, nie dało. Otóż wyznaję ze wstydem, że jestem nałogową amatorką (od łac. amo, amare) ciuchów z Solara. Przypadkowo zupełnie outlet Solara mieści się tuż przy outlecie, w którym Prezes nabył kurtkę. Wynik? Sytuacja stała się dramatyczna. Ale powiedzcie sami, czy moglibyście przejść zupełnie obo

Wiedza jest narzędziem niebezpiecznym

Obraz
Otóż, Drodzy Czytelnicy, jeśli jeszcze nie wiecie, muszę wam uświadomić, że jestem osobą problemową. No co wy, nie – problematyczną! Mogę naturalnie godzinami z różnymi tam takimi (no coooo???) bić pianę na okoliczność przeróżnych okoliczności, niemniej w pracy traktuję różne kwestie z należną im powagą (lub kompletnie bez), poświęcając im dokładnie tyle uwagi, na ile zasługują. Schemat jest zawsze ten sam (tu graf): Muszę wyznać z odrobiną wstydu, że nie jestem skłonna do przesadnych roztrząsań, sprawy traktuję jako „do załatwienia” zamiast „do popieprzenia sobie”, sądzę, że problemy trzeba rozwiązywać i pchać wózek dalej. Takie mam przekonania i posiadam stosowne narzędzia w postaci wiedzy, którymi posługuję się z lubością. Jeśli czasami narzędzi nie posiadam, to je nabywam, w dodatku niezwykle szybko i sprawnie, ponieważ jeśli nawet nie wiem, gdzie szukać (lub mi się nie chce), to wiem, kogo o to zapytać. I tego od dawna uczę wszystkich w jakiś sposób podległych sobie pracowników. S

Prezes wygłasza exposee

W rolach głównych, starring i za udział biorą: Prezes Chórki: prezesowa Prezes : Wiesz… ja to bym nawet czytał twojego bloga, bo ja lubię twoje poczucie humoru. Ale po co będę czytał, jak ja to mam na co dzień. prezesowa : Czemu mi to mówisz? Prezes : Taka refleksja. Bo przed chwilą powiedziałaś: „po co”? Motto na dziś: Światem rządzi wyobraźnia. Napoleon Bonaparte Wyjątkowo celna uwaga, nie sądzicie?

Dziś święto: połowa tygodnia za nami

Padłam wczoraj jak kawka i wstałam po ośmiu godzinach, nieprzytomna kompletnie, śnięta i poetycznie blada. Na szczęście pracodawca przywitał mnie dwoma paskami, z których jasno wynika, że otrzymałam premię kwartalną oraz dodatkową. To ocaliło życie pracodawcy, ponieważ prócz pasków na biurku piętrzył się Mount Everest dokumentów, a wszak wiemy wszyscy, że byłam nieobecna tylko jeden dzień. Moja reakcja była oczywista i jednoznaczna: zaczęłam wrzeszczeć w sposób nieartykułowany, wyłuskawszy następnie z trzewi parę słów uważanych powszechnie za obelżywe. Z pokoju kierownika dosłyszałam komentarz: - O, prezesowa przyszła. - Co to, psiekrwie, jest??? - wypiszczałam w odpowiedzi. Kierownik przybył, jak na skrzydłach i zmienił temat, jakby miał to zaplanowane: - A widziałaś paseczki? - Ja rozumiem, mój drogi, że ty mnie wynagradzasz za tę harówę i nawet się nie dziwię. Żądam szczegółów. - Na temat kwoty? – kierownik rozpłynął się w uśmiechach. - Bynajmniej. Jak zapewne wiesz, zawsze jest za

Dzień przerwy od pracy

Wpadam tylko na chwilę, bo zaraz wyjeżdżam. Mam dzień przerwy od pracy na obronę doktoratu mojej koleżanki. Ponieważ w powstaniu tego dzieła brałam czynny udział, to idę sobie obejrzeć efekty ;o) I zaprawdę powiadam wam: to ostatni doktorat na medycynie, który napisałam!!! Fuj. A tak naprawdę, to idę tam w ramach wsparcia technicznego oraz duchowego, żeby doktorantka – bidula miała na kim oko zawiesić, jak już dostanie histerii. Trzymajcie za nią kciuki. Magdusiu, Krysiu – wy trzymajcie szczególnie, ponieważ doktorantkę znacie i… wiecie, prawda? Dam znać, jak poszło i dlaczego pięć z minusem ;o) Godz. 19.40 Dopiero wróciłam. Obrona była POPISOWA. Naprawdę byłam dumna, że brałam w tym wszystkim udział. Część Wysokiej Komisji wyraźnie chciała udowodnić doktorantce, że za wysokie progi na jej drobne, kobiece stópki, a ona z kolei pokazała im, gdzie raki zimnują. Kolejna po J. obrona była – w porównaniu – po prostu śmieszna. Czuję się trochę, jakbym sama właśnie obroniła doktorat, w dodatk

Poniedziałek – poranek, dzień pierwszy

Występują : Prezes prezesowa Czas akcji : około 7.00 Miejsce akcji : prywatny środek lokomocji prezesowa (na temat przygotowanego dla Prezesa śniadania do pracy): Wziąłeś sobie banana? Prezes : Nie. prezesowa : Nie? Prezes : Nie, nie jestem. prezesowa : Nie jesteś bananem? Prezes :??? prezesowa : ??? Prezes : Nie jestem zdenerwowany! prezesowa : Pytałam, czy wziąłeś banana! Więc laryngolog się kłania. Prezes : Teraz to już jestem zdenerwowany.

Bardzo dziwne

Napisałam wczoraj notkę o trzynastej z okładem. Kiedy sprawdzałam po 22.00, jeszcze jej nie było. Rozumiem – zawsze piszą, że może pojawić się z opóźnieniem. Ale takim??? Oby się nie okazało, że lepsze jest wrogiem dobrego – nowe możliwości bloga wpływają negatywnie na jakość świadczonych przez niego usług. Krótkie spostrzeżenie: Kiedy wczoraj jechaliśmy do pracy, na niebie było co? No co? No słońce. Znaczy w fazie wschodzącej. Ale to znaczy, że dążymy ku dobremu. Nareszcie. A dziś u nas ładna pogoda, to mnie nakręci do sprzątania. Prośbę mam w imieniu akcji „Parkujesz? – Zdrapujesz!” Wpiszcie, proszę, pięć tytułów gazet, które czytujecie. Tylko niech to nie będzie „Newsweek” albo „Wprost”. Chodzi o babskie gazety. Jeśli nie czytacie, to może czyta ktoś w waszym otoczeniu? Tylko błagam, to nie jest konkurs na ambitne czytelnictwo. Chodzi o popularność tytułów. Mam nadzieję, że dacie mi trochę materiału. Jakby się wpisały dwie osoby, to jest bez sensu. Do komentarzy! :o)

Właśnie zaczynam odczuwać skutku wielkiego powrotu

To jak? Wspominałam, że będę narzekać? No to nie narzekam, bo nie mam czasu. Pędzę jak szalona. Zwłaszcza, że telefoniada powitalna trwa, ale ze skutkiem ubocznym w postaci: - Trudno się pracowało, kiedy Pani nie było… I mamy taki problem. Wszyscy mają problemy, przez dwa miesiące z okładem się nagromadziło, ja to rozumiem. I chcę pomóc, rozwiązać, ale to się nie da w tak krótkim czasie. Papiery zwyczajnie mnie przywaliły, że głowy nie widać. Nie jem – to jedyny pozytywny aspekt sprawy – bo nie mam kiedy. Jak mi ktoś zrobi herbatę, to mam. Ratunku. I muszę zrobić bilans we wspólnocie. Wspominałam, że jestm urodzoną księgową? O matko… Na osłodę: Rozmowy wieczorne. Osoby : Prezes prezesowa Karolek Tuśka Miejsce akcji : sypialnia Czas akcji : ok. 23.00 Prezes (do Karolka myjącego tyłek): Bardzo ładnie, Karolusiu, musisz dbać o czystość odbytu. Karoluś (myje zapamietale) Prezes (do prezesowej): Widzisz, jak Karolek się stara? Bo niektórym kotom (palec na Tuśkę) to jedzie. niektóre koty

Z serii: Kto to tutaj przyniósł?

Obraz
Niby zwyczajna choinka… Ale jakby coś… hmmm… Kto TO tutaj przyniósł??? Winowajcy: Zawsze ta sama zagadka… Z pola boju: kosmiczny absurd do kwadratu. Miła pani oskarżyła mnie dziś między wierszami, że kradnę, ale później się okazało, że nie jestem jedyną moralnie podejrzaną w tym zakładzie. A potem poszła do dyrekcji, żeby na mnie naskarżyć. Trwam w zadziwieniu, bo była w pracy zaledwie 1,5 h. Trzymam się, trzymam, słowo wam daję. Przecież to byłoby głupie, gdybym tego nie robiła. Myśl na dziś: Ludzie nie są więźniami losu, lecz jedynie swego własnego umysłu. Franklin D. Roosevelt

A tymczasem w nowym roku…

Zaczęło się od hucpy i ułańskiej fantazji, która zaprowadziła mnie (wraz z krewnymi i znajomymi Królika) o 23.40 roku ubiegłego w gościnne progi Pewnej Krystyny. Dobra ta kobieta oniemiała przy domofonie, ale otwarła (bo serce ma litościwe i nie chciała trzymać kolędników na mrozie), by następnie zakwilić ze zdumienia i zażenowania, po czym zwiała i zmyliła pogonie. Pies zlał się ze szczęścia, że tyle gości naraz, Niezastąpiony nastomiast nie, ale był w białej koszuli i pod krawatem, co go usprawiedliwia. Zrobiliśmy masę zamieszania kotłując się po pokojach, z kieliszkami w rękach o 12 zwaliliśmy się na głowę Babci, a potem, pozostawiwszy wszystkich w osłupieniu, zmyliśmy montować kolejne hucpy nocne. Dziś proza życia. Wróciłam do swojego pokoju, który obecnie dzielę z pewną niemiłą panią. Nie będę się nad tym rozczulała, powiem tylko, że muszę nad sobą popracować albowiem budzą się we mnie złośliwe instynkta. Niemniej sądzę, że i to doświadczenie ma mnie czegoś nauczyć. Na pewno naucz