1000

Konieczność dodawania tytułów bywa męcząca. Wobec powyższego postanowiłam przejść na, wypróbowany już przez niektórych, system numeryczny. Jako że jest we mnie potrzeba, może prymitywna, symetryczności i zaokrągleń, pobieżałam do statystyk blogowych i uznałam, że tysiąc jest idealnym momentem.
Oprócz tego, zupełnie nie na temat, marzę, aby wreszcie trafić na jakieś miejce gastronomiczne, które mnie zachwyci. Dodam, że chodzi mi o miejsce w pobliżu, bo nie będę jeździła na obiad 50 albo 100 km. Chętnie przyjmę wszelkie sugestie, dotyczące Śląska. I wcale mi nie zależy na restauracji. Może być coś drobnego, ale uczciwie.
Dziś odwiedziliśmy Krystynkę, która wróciła z Wiednia i, co stwierdzam z dużą przykrością, jestem tym miejscem mocno rozczarowana. Recenzje, zamieszczone w serwisie gastronautów, były niezwykle zachęcające. Na miejscu okazało się, że ani klimat, ani obsługa, ani jakość potraw, ani tym bardziej ceny, nie są takie, jak w recenzjach widnieje. Ze niejakim smuteczkiem doszłam do wniosku, że są (recenzje) wyłącznie lansem, skonstruowanym przez znajomych właścicieli (-la, – lki). Obiad zjadliwy, ale bez rewelacji. Czas oczekiwania, jak w wysokiej klasy restauracji, a wynik, jak w średniej klasy bistro (odgrzewane) – choć można się było spodziewać czegoś zupełnie innego, bo w menu dań obiadowych zaledwie 5, więc mogłyby być przygotowywane na bieżąco. No i rzecz dla mnie nie do przyjęcia, czyli hasło „wyszły”. W dodatku babeczki, które Prezes chciał zjeść do kawy po obiedzie.
Znam w Katowicach dwa fajne gastronomiczne miejsca. Jedno, w którym można się posilić naprawdę smacznie i niedrogo (kuchnia lokalna). Kiedyś często tam chadzałam (choćby na kawę czy herbatę), ale sprawa się skisiła interpersonalnie. Drugie, to nieśmiertelny bar wegetariański „Złoty Osioł”, który uwielbiam niezmiennie i gdzie radośnie żywimy się od poczatku istnienia, czyli już dobrych parę lat.
Reszta znanych mi miejsc jest najwyżej średnia. Czyli BU. Ale może coś się jeszcze w tej sprawie zmieni. Oby.

Komentarze