1113

Zaczęłam pisać odpowiedź na komentarz Paci do postu nr 1110. I jak się rozpędziłam, to uznałam, że na komentarz rzecz się nie nadaje. W związku z powyższym postanowiłam rozważaniom tym poświęcić osobną notkę. Mam nadzieję, że Pacia wybaczy mi, iż dla jakości poniższych, odsłonię nieco ciężką, nieprzejrzystą kurtynę jej prywatności, deliberując o zawodzie. Ale tylko troszkę, Paciu. Napiszę o grupie zawodów, dobrze? Szczególnie zresztą mi bliskiej, ze względu na to, że dwa z zawodów z Twojej grupy reprezentuje (czy też reprezentował, choć z tego typu myślenia chyba nie odchodzi się na emeryturę) mój Tato.
Dodatkowo chciałam prosić, abyś doceniła, że na potrzeby tej notki ruszyłam moje wielkie dupsko i wylazłam na piętro, by przynieść Kopalińskiego (słownik wyrazów obcych). Potraktuj to jako ukłon, rozumiemy się?


Pacia napisała:
"widzę że tworzy się tu liga na rzecz wtórnego analfabetyzmu. ja tam szczęśliwa jestem kiedy człowiek mnie rozumie, bo często się zdarza że tłumaczę jak najprościej się da (no może nie najprościej bo wulgaryzmy pomijam) pytam czy rozumie, ten kiwa główką, a następnie wychodzi i pyta o co chodziło. ja wiem że tam gdzie pracuję są silne zakłócenia komunikacyjne- stres itp. ale bez przesady. więc jeżeli ktoś jeszcze potrafi i chce w ogóle czytać to i tak dobrze".

Kochana Paciu oraz pozostała ludzkości, która zechcesz bronić szańców przeze mnie atakowanych ostatnimi posty. Rodzi się tu liga (dwuosobowa jedynie, nad czym boleję) nie na rzecz, lecz przeciwko wtórnemu analfabetyzmowi. Za co Marcie jestem wdzięczna. A i Paci też, gdyż nie ma konstruktywnej dyskusji bez oponenta.

W powyższym komentarzu dostrzegam zbitkę dwóch zjawisk. Pierwsze to ważki problem mówienia do ludzi w taki sposób, żeby nas rozumieli. Profesor Władysław Tatarkiewicz powiedział kiedyś:
"Największą satysfakcję intelektualną sprawia mi przedstawienie spraw trudnych w sposób możliwie jasny i przystępny. Jeśli bowiem ktoś tego nie potrafi, to znaczy, że sam danej kwestii nie rozumie". Amen (dopisek autorki).
W Twoim zawodzie jest to szczególnie istotne z uwagi na ciężar gatunkowy wygłaszanych wypowiedzi. Z bliżej nieznanych mi przyczyn większość grup zawodowych w Polsce, ze szczególnym naciskiem na reprezentantów różnych zawodów prawniczych, uznała, że należy im się niejako osobny język. Tym samym tworzy i umacnia bastion niedostępności oraz wyższości ponad tłum. To kojarzy mi się także z lekarzami, którzy miast mówić do pacjenta w sposób maksymalnie prosty i zrozumiały, niejednokrotnie szafują określeniami łacińskimi i zawodową grypserką, dzięki czemu automatycznie awansują na posiadających wiedzę tajemną, do której byle kto nie ma dostępu. A i innym zawodom zjawisko jest nieobce.
Otóż ja się na to nie zgadzam. W tym kraju mamy jeden język urzędowy - polski - i o klasie człowieka posługującego się nim nie świadczy umiejętność wynaturzania, ale raczej używanie w stopniu zrozumiałym dla innych ludzi. I (och, muszę!) poprawnie.
Mój Tato, wcale nie z racji genetycznych powiązań, lecz z uwagi na styl, klasę i poziom, który reprezentuje, a także porażającą wprost wiedzę, jest dla mnie w wielu sprawach autorytetem. I wcale nie wstydzę się do tego przyznać, mimo że czasy nie służą przyznawaniu się do posiadania autorytetów. Otóż mój Tato, spod którego ręki wyszły, nie zawaham się zaszarżować, potężne rzesze prawników, zgadza się - co ciekawe - w tej sprawie ze mną całkowicie. Nie wiedzą o tym zapewne często spotykani reprezentanci zawodu, którzy z prawdziwym szacunkiem mówią o moim Tacie "mój patron - wyjątkowy człowiek", jak wielką przyjemność mi sprawiają i jak wielką dumę pozwalają mi odczuwać. Jestem głęboko przekonana, że jednym z czynników budowania tych relacji jest także podejście Taty do języka jako tworzywa. Otóż podły ten człowiek zwykł był aplikantom oraz kandydatom na aplikantów stawiać zera. Za język. Ciekawe, ilu świetnych radców chodzi po świecie nie zdając sobie sprawy, że praktykują w dużej części dzięki mnie - naówczas licealistce i młodej studentce, podczytującej ich wypociny ocenione na zero, a następnie podstępem wpływającej na Ojca, żeby nie wykazywał się wyuzdanym okrucieństwem i jeszcze ten jeden, jedyny raz pozwolił na powtórne wypowiedzenie się. I tak zawsze. Cóż... córeczka tatusia miała szczególne przywileje.
A więc ostrożnie: każdy z nas, reprezentujący dowolny zawód, w pewnym sensie chodzi po świecie, by służyć innym. Mówmy więc do ludzi zrozumiale i poprawnie, bo to okazywanie szacunku. Zwłaszcza dotyczy to prawników, bo od tego, co dzieje się za drzwiami kancelarii czy też w sądach, niejednokrotnie zależy ludzki los. A ludzie są, jacy są. Więc chwała Ci, Paciu, że mówisz po ludzku.

I rzecz druga. Słowo "analfabeta" jest właściwym określeniem na to zjawisko, o którym pisałam, ale jedynie w warstwie przenośnej. Pisze bowiem Kopaliński:
"analfabeta człowiek dorosły, nie umiejący czytać ani pisać; przen. ignorant, nieuk, profan, partacz (...)"*.
Mnie najbliższe byłoby określenie "profan". I w to mieczem uderzam.
Ludzie dziś, dzięki powszechnemu szkolnictwu, potrafią czytać. Niestety nie rozumieją, co czytają, nie potrafią dokonywać analiz tekstu i wyciągać wniosków. A to są umiejętności konstytutywne. Dziś właściwie zadaniem szkoły nie jest uczyć czytania jako takiego - dzieci bardzo często trafiają do szkół z tą umiejętnością. Jej celem jest nauczanie czytania ze zrozumieniem. Matura, Paciu! Matura z polskiego teraz na tym polega! (O, tempora! O mores!). Choć... może to i dobrze. Napiszę to, może mi ręka nie odpadnie, choć tępię samo sformułowanie okrutnie. To ważne, by wiedzieć "co autor miał na myśli". I nie o tekście literackim tu rozprawiam, ale o - dajmy na to - prasie, wypowiedziach radiowych i telewizyjnych itp.
Dzieci nie lubią uczyć się analizy i interpretacji dzieł literackich, bo najczęściej jest to koszmarnie nudne (nie będziemy rozmawiać o poziomie szkolnictwa, dobrze?). Gdybym uczyła dzieci, tę tematykę wprowadziłabym w następujący sposób:
"Moi drodzy! Od dziś będziemy się zajmować wiedzą tajemną. Gdy ją posiądziecie, nikt was nie oszuka. Nauczę was, jak rozumieć, co inni do mówią, piszą. I już nigdy, przenigdy, żaden palant nie zrobi was w ciula. Dam wam MOC". Myślę, że to mogłoby przekonać parę osób do nauki.
Więc, Paciu, nie jest żadną wartością, że ktoś potrafi i chce czytać. Znajome bibliotekarki potwierdzają, że duża część czytelników bez przerwy sięga po te same pozycje. Czyta bezmyślnie, bezrefleksyjnie, nie korzysta z tekstu za grosz. I nawet nie pamięta, że już coś czytało. No i do tego, gdy trafi na pozycje o fatalnym poziomie językowym, utrwala sobie i powiela w nieskończoność paskudne błędy. Bo skoro tak mówią w radiu, telewizji, taki piszą w gazetach i książkach, to znaczy, że tak właśnie jest dobrze. Czyżby o to nam chodziło?

Z tym pytaniem Cię, Paciu, zostawiam. Nie tylko Ciebie zresztą, bo może jest więcej osób, podzielających Twoja opinię, ale niekomentujących. Więc, Kochana, czapki z głów, że się zdobyłaś.

Zaplanowałam tę notkę na jutro. Lecz mając na uwadze, że Pacia:
a. wyraźnie się domagała intensyfikacji, a kobiecie w ciąży odmawiać się nie powinno,
b. może "rozlecieć się" w każdej chwili,
ku pokrzepieniu jej serca zamieszczam ją już dziś.




* Pisownia oryginalna - słownik pochodzi z 1994, a więc w opisie nie ma błędu (martuuha - znalazłaś?).

Komentarze

  1. Owszem, dopatrzyłam :)
    Ale też po dopisku, jak po nitce do kłębka, trafiłam do źródła. Nie wiedziałam, że ta zmiana dopiero z 97 roku.

    Choć też przyznaję bez bicia, bez picia, że piętą mą popękaną, achillesową są przecinki i właśnie przedrostki nie-. A także nomenklatura gramatyczna i składniowa. Co sprowadza się do tego, że na ogół wiem jak, ale nie umiem podać reguły i ponazywać tych wszystkich... fidrygałków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałaś, gdzie szukać, brawo! Jestem z Ciebie prawdziwie dumna. Dum, dum.

      Usuń
    2. Ja jestem wychowana w duchu: "sprawdź w słowniku/encyklopedii", więc się nie dziw :)

      Usuń
    3. Znam to. W życiu nie usłyszałam od rodziców odpowiedzi na żadne pytanie. Mam wkodowany kciuk.
      Kciuk pokazuje, na której półce jest książka.

      Z doświadczenia kobiety podstarzałej wyznam Ci, że to jest dobre (jak w Piśmie Świętym: I widział Pan, że było dobre).

      Usuń
  2. Ale tak w ogóle.. dlaczego ja za każdym razem, przy każdej dyskusji na temat jakości języka poczuwam się do usprawiedliwień, że nie, nie jestem idealna.
    No nie jestem! Ale nie muszę być, na Boga, idealna, żeby wymagać - tak od siebie, jak od innych (ale zawsze w tej kolejności) dbałości, jakiejś elementarnej troski o język. I jeszcze - zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludziom zgrzyta, że z jednej strony sobie pozwalam na neologizmy i językowe zabawy, a z drugiej siekę (sieczę? siekam? yyy) za błędy i wynaturzenia. I karnie przyjmuję razy za własne błędy. Z zażenowaniem, ale i wdzięcznością.

    Aktualnie wkuwam (pomijając, że się włóczę po blogowisku) do ostatniego na jakiś czas egzaminu, a w głowie zamiast treści wykładów mam brzęczące uparcie "dlatego, bo" powtarzane przez starszego doktora nauk weterynaryjnych. I na co mi to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nawet musisz się usprawiedliwiać z usprawiedliwiania! Ho, ho!
      Nikt nie jest idealny, wiesz?
      Na szczęście.

      Usuń
  3. Martaaaaaa! A zauważyłaś, że Paćki nie ma? Ojacie... Może to już?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że to jej sposób na uniknięcie problemu przebrania dla Syna na jutrzejszy bal ;)

      Usuń
    2. I okazało się, że nie. Zwyczajnie leniwa.

      Usuń
  4. o matko, coś o mnie!? ale takie długie i pewnie mądre, że chyba zostawię sobie na jutro. Haaaaaaaaaaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam Ci. Ale zważ, że niewiele masz czasu na korzystanie z tego przywileju. Taryfa ulgowa przyznana na czas określony.

      Usuń
  5. wielkie dzieki za aktywność. czy wiecie że mam termin na wtorek? i że nic się nie dzieje w kierunku?
    odnośnie czytania, to niechaj ludziska czytają łatwe książki napisane niezbyt lotną polszczyzną. niedługo będą tylko blogi czytać :) i zatęsknimy za czytelnictwem choćby bylejakich książek. wszyscy wiemy, że mało który blog ma tak fachową korektę jak tenże, który właśnie komentuję. przynajmniej dziewczyny możecie się poczuć elitą, a to nie byle co.
    jako że z senności łzy mi już ciekną po poliku zwijam się do wyra. Buziaki. P.s. wstanę pewnie o 3 w nocy wyspana i rześka to doczytam wszystko dokładniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbyś przejęła się terminem? ;)

      Usuń
    2. termin jest umowny, co widać na załączonym obrazku...

      Usuń
    3. Paciu, inaczej to traktuj - wyrobiłaś normę. Teraz lecisz na rekord, jak socjalistyczny budowlaniec.

      Usuń
    4. no fajnie, ale do 17-tego marca i tak nie dociągnę, cholera

      Usuń
    5. Jak dociągniesz do 8, to będziemy mieć nowe święto: Dzień Paćki Matrioszki.

      A poza tym... nie szarżuj. Jeszcze będziesz z westchnieniem wspominała te chwile, hehehe.

      Usuń
  6. Z przyjemnością stanę z Tobą Asiu ramię w ramię w walce z analfabetyzmem zaraz jutro z rana, bo o tej porze mój przytępiony umysł nie ogarnia meandrów Waszych rozważań.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Od 9 grudnia 1997. Prawda, jaka wygoda? Ileż to lat podejmowano działania na rzecz, ech, uch.
      http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=73:pisownia-qnieq-z-imiesowami-przymiotnikowymi&catid=43:uchway-ortograficzne&Itemid=59

      Usuń

Prześlij komentarz