1127

Otóż gdy jestem sama w domu, kocięta dziwnym trafem całkowicie zaprzestają obnoszenia się ze wstydem, że maminsynki. I córeczka też. Nikt się nie krępuje, że niby dorosły, a lubi z mamunią, najlepiej cały czas. Naturalnie gdy dom się wypełnia, porzucają mię ze wzgardą, udając, że absolutnie nie, NIC nie mamy ze sobą wspólnego i - coś takiego! mieszkamy na tym samym piętrze? Co też pani opowiada. Poza Ędwardem, który się wziął przypisał do mamuni, więc nie musi odczuwać skrępowania, może na mnie wisieć przez 24 godziny, a jeśli nawet nie pozostaje w kontakcie organoleptycznym, to przynajmniej werbalnym bądź wzrokowym (niepotrzebne skreślić).

Ale.
Otóż, drodzy słuchacze, omawiamy dziś przecież nie tyle sam fakt, co sposoby jego realizacji.

Taki Karol na przykład, on się nie krępuje w sposób rozpasany. Zalega, dajmy na to, na parapecie kuchennym, na kocysiu - a jakże - od dołu grzeje, od boku wieje. I mruczy jak zdefektowana wiertara z udarem albo i też młotowiert. Jeśli nie zareaguję na to wezwanie właściwie (w jego mniemaniu) i nie przylecę natychmiast, by miźnąć tam i owam, za uszkiem podrapać, w ostateczności pod bródką, ćwierkanie z siebie wydobywając (a cio tam, mój ślicny synecku, najpiękniejsy na świecie kotecku) - mobilizuje swe tłuste zwłoki i przybywa, by lizać mnie w łokieć. Teraz, uwaga, ironia i sarkazm: uwielbiam. Kot ma język trący, po ślinie robi mi się gęsia skórka i z ryja mu jedzie, że daj pan spokój. To idę i ćwierkam.

Z kolei Ędward przetruchtuje mimo mnie boczkiem, na paluszkach, zezując z lekka oczkiem od strony. To jest manifestacja. Że niby niezainteresowany. Przypadkiem przechodził. Powinnam przecież wiedzieć, że niepojęte, czemuż to, ach, czemuż nie rzucam się szczupakiem na glebę, by za ogon ciągnąć (no coooo? on tak lubi), futerko miętolić i między opuszkami łaskotać, ćwierkając radośnie (a cio tam, mój ślicny itd.). W razie mojej porażającej tępoty, która nie pozwala mi zrozumieć intencji twórcy, kładzie się w odległości maksimum 150 cm i paczy z wyrzutem. Dziecko z bidula.

Zocha natomiast wykazuje troskę o mój kręgosłup, usadawia się na wysokości "nie rób sobie kłopotu i się nie schylaj", uchyla otwór gębowy i pcha mi twarz w dłoń. Pilnuje przy tym, by rzeczona szczelnie przylegała, szczególnie w okolicach nosa. Oddycha w tym czasie przez uchyłek lub też uszami, nie mam pewności. Zdarza się również, że mnie obłazi - prezentując przy tym godny podziwu upór - zwala się na mnie całym kotem wagi ciężkiej i mućka. Gdy się jej znudzi, pozostaje mi odrętwiała noga oraz ośliniony rękaw.

I tak się zabawiamy przy sobocie, gdy chata wolna. I pomyśleć, że jeszcze 20 lat temu rwałabym w noc lub w najgorszym razie nadużywała napojów alkoholowych. Tymczasem wino przegrało dziś z lenistwem. Do czego to doszło.

Komentarze

  1. :)))) Co się towarzystwo przy obcych będzie wyrywać do czułości,dobrze wychowane jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ono się wyrywa, kochana. Wyrywa się i tłamsi. Mnie.

      Usuń
    2. ha,zapomniałam wspomnieć ,że podobnie ćwierkam, cio mój malutki,kochany kotecku,no cio,moje,moje koteczki sliczne..i w ten deseń. na co moja Młodsza córka -mamo,nie rób z kotów idiotów,przecież są dorosłe:)))

      Usuń
    3. Nie zna się, koty to uwielbiają ;)

      Usuń
  2. Twoje kotochwilne opowieści są tak urocze, że niemal sama czuję tareczkę języka i puszystość futerka oraz słyszę warkot mruczanych czułości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam aż się skusisz na własne kotochwilne opowieści ;)

      Usuń
  3. Pomyślę o tym, jak wrócę z ciepłych krajów. Aktualnie daję wycisk mojej gromadce, żeby za mną tęsknili, bo za 3 dni Maroko (jadę na tydzień tylko z siostrą na detoks psychiczny)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, och... Zapikało mi w klatce piersiowej.

      Baw się dobrze, wracaj bezpiecznie, czekamy na Ciebie :D

      Usuń

Prześlij komentarz