2073
Coś czuję, że etykieta "dom" przebije w najbliższym czasie wszystkie inne.
Ładnie trzymaliście, dziękuję. Cena wynegocjowana, spotkaliśmy się w połowie drogi. Wszystko odbyło się w sympatycznej atmosferze, machina ruszyła. Pośrednik kredytowy zakontraktowany, wysokość zaliczki umówiona, my jutro do banku rozdzielić RORy (jesteśmy współwłaścicielami swoich kont i to rzutuje na zdolność kredytową), telefon do notariusza w sprawie dokumentów i terminów, właściciele też do banku i do sądu po dokumenty. Mam nadzieję, że nie będą przesadnie bombardowani i nikt ich nie przekupi pięcioma tysiącami, bo zrobiłoby mi się przykro. Jestem oszołomiona i bodźce odbieram jak przez grubą warstwę waty.
Zuzia wszystko obejrzała, też jest przerażona. Dla niej to duża zmiana, znajomi zostają w Chorzowie, będzie miała do nich dalej. Przypomniałam o swojej obietnicy, dotyczącej instalacji gazowej w samochodzie, co ją nieco podniosło na duchu. Po wyjściu z domu i posadzeniu pupy w samochodzie popłakała się, biedactwo. I ja to rozumiem. Oczywiście przywyknie, jest dorosła, ale daję jej czas na okrzepnięcie. Tyle, ile potrzebuje. Poinformowałam przy tym, że będzie mogła zapraszać znajomych z noclegiem. Uprzedzając, że po miesiącu wyrzucam, nawet jeśli ktoś okaże się bardzo fajny. Na takie dictum nie szczymała i zaczęła chichotać. Damy radę. Fajne mam to dziecko. Dobre. Mądre. Nieegocentryczne. Jestem z niej bardzo dumna.
Zdjęć na razie nie będzie. Dom jeszcze nie jest nasz. Sprawa się domknie, to zobaczymy. Nie czułabym się w takiej sytuacji komfortowo, więc wybaczcie. Uwierzcie, że to miły, ładny domek. W niestandardowym kolorze (co za ulga, czka mi się żółtymi elewacjami w milionie wariantów).
Państwo zapytali czy życzymy sobie pozostawienia jakichś sprzętów, więc grzecznie odmówiłam. Zostaje to, co jest trwale przymocowane, czyli łazienki i kuchnia. W trakcie tej rozmowy pani otwarła drzwi do garażu i...
Traktorek do koszenia.
Myślałam, że się popłaczę ze śmiechu.
- To nowy sprzęt? - zapytałam.
- Tak, roczny - odpowiedział pan.
- Wobec tego proszę się zastanowić, ile by pan za niego chciał. Mój mąż marzy o takim przez całe życie. Ostatnio nawet mówił, że zaparkuje przed wejściem i nie otworzy nikomu furtki, tylko będzie podjeżdżał traktorkiem i pytał "w jakiej sprawie".
Państwo serdecznie się uśmiali i obiecali rzecz przemyśleć. Niechaj ma Prezes jakąś zabawkę. Tych areałów nie da się kosić ręczną. Za dużo. Rozstaliśmy się w bardzo miłej atmosferze. Ufam, że tak będzie do końca.
Mój własny dom.
Moje miejsce na ziemi.
Już nie będę znikąd.
Na zawsze.
No i beczę.
PS A Prezes nasmażył sajgonek i teraz będziemy je żreć do czerwca.
Ładnie trzymaliście, dziękuję. Cena wynegocjowana, spotkaliśmy się w połowie drogi. Wszystko odbyło się w sympatycznej atmosferze, machina ruszyła. Pośrednik kredytowy zakontraktowany, wysokość zaliczki umówiona, my jutro do banku rozdzielić RORy (jesteśmy współwłaścicielami swoich kont i to rzutuje na zdolność kredytową), telefon do notariusza w sprawie dokumentów i terminów, właściciele też do banku i do sądu po dokumenty. Mam nadzieję, że nie będą przesadnie bombardowani i nikt ich nie przekupi pięcioma tysiącami, bo zrobiłoby mi się przykro. Jestem oszołomiona i bodźce odbieram jak przez grubą warstwę waty.
Zuzia wszystko obejrzała, też jest przerażona. Dla niej to duża zmiana, znajomi zostają w Chorzowie, będzie miała do nich dalej. Przypomniałam o swojej obietnicy, dotyczącej instalacji gazowej w samochodzie, co ją nieco podniosło na duchu. Po wyjściu z domu i posadzeniu pupy w samochodzie popłakała się, biedactwo. I ja to rozumiem. Oczywiście przywyknie, jest dorosła, ale daję jej czas na okrzepnięcie. Tyle, ile potrzebuje. Poinformowałam przy tym, że będzie mogła zapraszać znajomych z noclegiem. Uprzedzając, że po miesiącu wyrzucam, nawet jeśli ktoś okaże się bardzo fajny. Na takie dictum nie szczymała i zaczęła chichotać. Damy radę. Fajne mam to dziecko. Dobre. Mądre. Nieegocentryczne. Jestem z niej bardzo dumna.
Zdjęć na razie nie będzie. Dom jeszcze nie jest nasz. Sprawa się domknie, to zobaczymy. Nie czułabym się w takiej sytuacji komfortowo, więc wybaczcie. Uwierzcie, że to miły, ładny domek. W niestandardowym kolorze (co za ulga, czka mi się żółtymi elewacjami w milionie wariantów).
Państwo zapytali czy życzymy sobie pozostawienia jakichś sprzętów, więc grzecznie odmówiłam. Zostaje to, co jest trwale przymocowane, czyli łazienki i kuchnia. W trakcie tej rozmowy pani otwarła drzwi do garażu i...
Traktorek do koszenia.
Myślałam, że się popłaczę ze śmiechu.
- To nowy sprzęt? - zapytałam.
- Tak, roczny - odpowiedział pan.
- Wobec tego proszę się zastanowić, ile by pan za niego chciał. Mój mąż marzy o takim przez całe życie. Ostatnio nawet mówił, że zaparkuje przed wejściem i nie otworzy nikomu furtki, tylko będzie podjeżdżał traktorkiem i pytał "w jakiej sprawie".
Państwo serdecznie się uśmiali i obiecali rzecz przemyśleć. Niechaj ma Prezes jakąś zabawkę. Tych areałów nie da się kosić ręczną. Za dużo. Rozstaliśmy się w bardzo miłej atmosferze. Ufam, że tak będzie do końca.
Mój własny dom.
Moje miejsce na ziemi.
Już nie będę znikąd.
Na zawsze.
No i beczę.
PS A Prezes nasmażył sajgonek i teraz będziemy je żreć do czerwca.
No i czego ryczą? ;) Tulam.
OdpowiedzUsuńZa dużo emocji. i nie wiedzo, czego najbardziej sie bojo.
Usuń
OdpowiedzUsuńNie-sa-mo-wi-te! WOW. No to szybciorem się uwinęliście z szukaniem i znalezieniem tego naj.
Też bym beczała ! Trzymam kciuki za szybkie załatwienie papierkowych spraw.
Półtora roku - to nie tak mało. A przecież rozmowy trwają co najmniej 10 lat :)
UsuńTrzymałam kciuki (choć "pozakomentarzowo") i dalej będę trzymać , bo gorący czas przed Wami!
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, że trzymałaś. Dalej trzymaj. Końca jeszcze nie widać.
UsuńEj, no nie becz... przytulam. Przecież nie byłaś znikąd, tylko Asią z Chorzowa, ulicy jakiejś tam - dla tych co znali osobiście. A dla innych (jak ja) - Asią Moje Waterloo z internetów.
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie to samo co własny dom i kawałek ogrodu :) Sama domku nie posiadam, ale przynależność do jakiegoś skrawka ziemi coś daje daje człowiekowi (nie do końca to rozumiem, ale jak już pisałam, sama domku nie mam).
Teraz będziesz Asią z Zielonego Wzgórza (a nie, to Ania była), albo Asią z Błękitnego Domku (skoro nie żółty, to jaki?). Ale wciąż tą samą Osobą :)
Powodzenia w załatwianiu biurokracji!
W sprawie drzewka... drzewko szczęścia nadaje się? ;)
Ja byłam znikąd, bo urodziłam się w mieście, w którym przemieszkałam półtora roku, potem rodzice przenieśli się do Katowic i tam mieszkałam 21 lat (i z Katowicami jestem najbardziej związana), żeby wynieść się do kolejnego mieszkania, i kolejnego miasta, i kolejnego miasta, i następnego mieszkania, i...
UsuńNo.
A teraz będę SKĄDŚ.
Oby.
Zamierzam zostać lokalsem z krwi i kości!
Te Panie przede mną to się wepchły bez kolejki!!!!
OdpowiedzUsuńJak zaczęłam pisać, to nie było tu ani literki komentarza! :D
Pan tu nie stał ;)))))
UsuńMitenki za długo pisałas,he,he,he
UsuńPalce jej się skleiły.
UsuńJa też płaczę. Ake fajnie! I ten traktorek!
OdpowiedzUsuńAmelia
Bo też taka empatyczna jesteś!
Usuń:***
wzruszona
UsuńSkruszona. Kruszonem!
UsuńMitenki musisz ćwiczyć pisanie :D
OdpowiedzUsuńWaterloo niech MOC będzie z Wami !
u nas jest jeden dom ma różową elewację i jasnoniebieski dach ! przynajmniej znajomi którzy jadą do nich pierwszy raz od razu wiedzą gdzie parkować :D
Wyobraź sobie, że tam w pobliżu jest dom cały na niebiesko. Łącznie z płotem. Państwo mówili, że jak ktoś jechał do nich pierwszy raz, to polecali wypatrywać niebieskiego i już potem niedaleko :)
UsuńFakt, praktyczne to drogowskazy:)
UsuńSzczególnie, gdy nie własne, hehehe.
UsuńCudnie :D
OdpowiedzUsuńNogi mnie bolą. Od myślenia...
UsuńMecenasostwo pytają jakiego badyla mają przytargać : )))
OdpowiedzUsuńMecenasostwo to siebie przytarga.
UsuńJa na ten przyklad pojawie sie z sekwoja :P
UsuńBier wyrośniętą. W razie czego przyjmiemy gości pomiędzy listowiem.
UsuńU nas się tłumaczy: "i skręć przy tym jadowicie zielonym domku";) a nasz żółty, który bardzo lubię, bo jest optymistyczny i ciepły, o!
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo się cieszę, bo własny domek to jest to;) I traktorek.... (u nas areał tak ogromny, że jakby się uparł, to nożyczkami by obleciał;P)
Całe życie chciałam mieć swój dom. Co dom, to dom!
Usuń(Stwierdziła odkrywczo).
Zmorka, a Ty jedzenie nadziewanych jajek :D
OdpowiedzUsuńTak się zastanowiłam, i ja też jestem znikąd. Czas by chyba znaleźć swoje miejsce na ziemi...
jak mają dobry nadzień to jem szybciorem ;-)
UsuńJestem tak osłabiona intelektualnie, że nie nadążam za Waszymi przegadywankami. Ale może to i lepiej.
UsuńMitenki - ja się czuję takim bezpańskim kundlem. Chcę być pańskim.
Ale fajnie! Będzie dobrze. Już jest dobrze :-)
OdpowiedzUsuńIwona
Jeszcze nie wiem, skąd wziąć pieniądze na wiele rzeczy dookoła.
UsuńSuper :) Niech Wam trawnik miękki będzie po stylowym wystrzyżeniu traktorkiem :) I niech się mieszka najwspanialej. Towarzystwo ogoniaste dozna szoku powierzchniowego zapewne :)
OdpowiedzUsuńPrzez dłuższy czas nie będzie opuszczało budynku, żeby nie padło od szoku.
UsuńAle Prezes przecież przestanie być prezesem... I co on na to? To pytam ja, szowinistyczna męska świnia...
OdpowiedzUsuńIntronizujemy.
UsuńPancia na wlosciach!
OdpowiedzUsuńW tych szpilkach! Tego we wsi jeszcze nie brali.
UsuńCieszę się i jestem wzruszona :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, bo któraś z nas musi.
UsuńSuper! KIedy przeprowadzka?!
OdpowiedzUsuńChciałabym lato już tam spędzać. Z wiadomych względów.
UsuńYupi! Cieszę się z Wami i nadal trzymam kciuki za formalności.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci się chwali :D
UsuńAle fantastycznie!
OdpowiedzUsuńPpM
A co to dopiero będzie!
UsuńWierzę bardzo, że można beczeć w takich chwilach. Sama się wzruszyłam, czytając.
OdpowiedzUsuńJestem targana wieloma emocjami. W pewnym sensie czuję się jak nastolatka: raz w niebiesiech, raz na dnie przepaści.
UsuńTrzymam z całych sił. My właśnie po kilku takich akcjach na rynku wtórnym, że właściciel po dogadaniu z nami i umówieniu się na umowę przedwstępna, dzwonił, że ktoś dał 1000, 2000, 5000 więcej i czy podejmujemy licytację (nie, bo nie wiemy, gdzie i kiedy się ona skończy, a poza tym nie lubimy, jak się nas w ch... robi), zdecydowaliśmy się na kupno mieszkania w stanie deweloperskim. A właściwie "odkupno", od gościa, który dwa lata temu podpisał umowę na kilka mieszkań i teraz je sprzedaje za odstępne*. Miałam dosyć straconego czasu, nerwów i emocji. Teraz ściskamy kciuki, żeby wszystkie odbiory poszły gładko i żebyśmy od lipca mogli wykańczać.
OdpowiedzUsuń* najlepsza stopa zwrotu z inwestycji, o jakiej w życiu słyszałam - facet zainwestował 2 lata temu 17 tys. w każde mieszkanie, a wyciągnie 46 tys. zarobku (+ zwrot zainwestowanej kwoty :) z każdego mieszkania, jakie sprzeda. No cóż, wtedy była dziura w ziemi i można było ją kupić za 170 tys. Teraz gotowe mieszkania schodzą po 210 - 216 tys. :). Gotowe, czyli w stanie deweloperskim, malutkie mieszkanka.
Byłoby pięknie umieć robić tak interesy. Niestety.
Usuń:-))))
OdpowiedzUsuńOhoho! :) Pieknie! Czy w zwiazku z przyrostem metrazu planowany jest przyrost liczby kotecków?
OdpowiedzUsuńKotecków mamy ponad standard, niczym rodzina wielodzietna. Ale to nie znaczy, że nie dobierzemy innego gatunku.
Usuń:-)))
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze wieści na ten temat.
Jak tylko coś nowego się wydarzy, możesz na mnie liczyć.
UsuńŁohoho! Super! Trzymam kciuki dalej! :))))
OdpowiedzUsuńCzuję się, jakbym miała powić czworaczki.
UsuńJeszcze nie puszczam kciuków, ale już widzę ten domek niebiański!
OdpowiedzUsuńWidź. Twoje widzenie ma wpływ na rzeczywistość.
UsuńBuu, gdzieś zaginął mój komentarz :( Pisałam coś, że jestem od niedawna i nie wiem skąd jesteś, ale ja też ze Śląska. I że pętlę na szyję dopieroco założyłam na skończenie budowy. I jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi - dobrze mi z nią, bo dzięki temu wyrwę się z ośmiotelniego poniewierania się po garsonierach/kawalerkach/pokojach kątem u rodziny.
OdpowiedzUsuńI że powodzenia nam życzę!! :))
UsuńObecnie z Chorzowa, ale już niedługo. Właśnie sobie uświadomiłam, że jestem z Chorzowa od 17. lat, ale tak bardzo uznałam, że to stan przejściowy, że nawet tego nie zarejestrowałam. Wyparłam. Nie poznałam miasta, nie związałam się z nim i nigdy nie chciałam tu zostać. W 1998 wpadłam na chwilę, z myślą o przeprowadzce. A prowizorki w tym kraju mają się znakomicie.
UsuńCzas zakończyć prowizorkę.
I witam Cię serdecznie :)
PS Do spamu nie wpadłaś, sprawdziłam.
UsuńTo ja nie wiem gdzie mi znikło. Nieeee ważne. Ja ze Śląska z wyboru rodziców, a po studiach - już z własnego. Nie zamieniłabym na inny rejon!
UsuńTeż przywykłam, więc ze Śląska się nie wyprowadzam. A wyobraź sobie tę sytuację, gdy spodobał się nam dom w Zagłębiu!!! Hehe.
UsuńŁooooo, no słabo ;)
Usuńa. niewyczuwalnosc
OdpowiedzUsuńGratulacje, nawet szybko poszło to szukanie własnego miejsca, domku, domeczku. Polecam do czarno-białej kuchenki ściany szare, w szarościach swych modne i praktyczne. Zam się na tym. A kosiarka! Licznie przybywające w wakacje dziatki do mojego brata, lubią go głównie za zwiedzanie mini posiadłości na tymże właśnie traktorku. Pozdrawiam warszafsko.
O, widzisz, jak to dobrze, że sobie komentarza zasubskrybowałam. Planuję podobną kuchnię i właśnie szarą ścianę (jedną). A pomiędzy coś czerwono-białego chyba. Polecisz kolor na podłogę? ;)
UsuńA jakie meble? Moja przyjaciółka zrobiła sobie białe meble, białe ściany z fioletowymi akcentami, na podłodze kafle białe i czarne - nie na przemian, tylko sąsiadująco w niektórych miejscach. I ma w fiolecie ściankę z pleksii, bo kuchnia otwarta na salon, również z fioletem. Pięknie to wygląda. Ale ona dała zrobić projekt. Się w dupie przewraca!
UsuńTo mnie nie stać ;) ja polecam odpalić ikea planetr i tam sobie planować. Tylko to strasznie prymitywne narzędzie jest i wolno działa. Ale nie znam innego darmowego program tego typu, wiemi wystarcza :)
UsuńJak kupiłam moje pierwsze, własne mieszkanie, o zawrotnej powierzchni 38 m2, to planowałam na papierze milimetrowym. Nie ma co marudzić :)
UsuńO, w takim teraz mieszkam ;) Niestety już umeblowane było, a budowa za zakrętem, więc nie planowałam. Teraz się wyżywam za to!
UsuńTo jest fajne. Trzymam zatem kciuki :)
Usuń