2434

Jestem zmęczona.
Jestem tak zmęczona, jak chyba nigdy w życiu nie byłam zmęczona.
Od mojego zmęczenia nie da się odpocząć i to jest właściwie najsmutniejsze.

Ten rok źle się dla nas zaczął i choć próbowaliśmy go trochę polepszyć ślubem, który sam w sobie był bardzo fajnym wydarzeniem, szczególnie gdy uwzględnić imprezę po, to jednak życie mnie dopadło, bo od niego nie ma ucieczki. Do wyjazdu Zuzi, który rozumiem i z którym się godzę, choć smutno mi bez niej i tęsknię, dołączyła choroba mamy i kłopoty w pracy. Przeżywam obecnie absolutną kumulację, która mnie wykańcza psychicznie. I fizycznie też, bo uporczywy stres generuje różne dolegliwości, więc kiedy przestały mnie po kilku miesiącach boleć plecy, to zaczęły stopy. Czuję się jak zniewolona Japonka, boli mnie każda kostunia, a o tę w stopie - jak wiadomo - nietrudno. Próbowałam się nawalić dla odstresowania, ale już nie działa.

Udręcza mnie również do granic permanentny brak snu. Zapomniałam już zupełnie, jak to jest przespać noc. A ponieważ nie przesypiam, jestem cały czas zmęczona. Z przemęczenia mam kłopoty z zasypianiem. I kółko się zamyka. Chciałabym wziąć urlop, ale nie ma urlopu od życia.

Chciałabym też, żeby nie wisiał na mnie cały mój świat. Żeby mniej czasu spędzać na korytarzach różnych zdrowotnych przybytków, które tak naprawdę nie są przybytkami zdrowotnymi, tylko chorobowymi. Żeby usiąść na podłodze, rozpłakać się i nie móc. Żeby nie musieć w kółko powtarzać: "Tato, mama nie umrze", "Mamo, nie umrzesz", "Wszystko będzie dobrze", "Damy sobie radę", "Daj, ja to zrobię". Nie noś, nie chodź, nie szarp się z tym, nie właź tam, nie ruszaj. Żeby nie znać rozmieszczenia sklepów medycznych, nie wiedzieć czym się różni proteza, jak znaleźć onkologa, pielęgniarkę, rehabilitanta, załatwić sanatorium, wniosek na dofinansowanie, rachunek na leki. Żeby się, kurwa, obudzić, popatrzeć w sufit i powiedzieć: "Ale miałam chujowy sen".

I co?
I jajco, że tak podsumuję zwięźle i mało dosadnie. I jajco.

PS Pacjent onkologiczny jest pozostawiony samemu sobie. Zupełnie. Więc jeśli komuś z Was przydarzy się kiedyś takie nieszczęście, to pamiętajcie, że jestem, można ze mną pogadać, prawdopodobnie byłam tam, gdzie się znajdujecie i już wiem, którędy na Rzeszów. Nie warto kopać się z koniem w pojedynkę. Tylko nie teraz, bo zwariuję.

Komentarze

  1. Asiu, ja w drugą stronę napiszę - gdybyś chciała kiedykolwiek pogadać, pomilczeć czy poprzeklinać wspólnie w telefon to dzwoń. Onkologia to (na szczęście!!) jak na razie nie moje doświadczenia ale już "pacjencie radź sobie i lecz się sam" znam doskonale z ostatnich dwóch dekad bujania się z Młodą po wszelkich specjalistach. Tak, że wiesz - w nocy o północy kiedy by Ci tylko do głowy przyszło.
    Ściskam Cię mocno...

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja jestem, jakbyś odczuła potrzebę rzucenia kilku wyrazów znanych jako politycznie niepoprawne, to ja chętnie ich wysłucham! Albo o kotach pogadamy, czy o czymkolwiek tam zejdzie, zawsze to lżej!

    OdpowiedzUsuń
  3. współczuje i trochę rozumiem.
    Mój świat też wywiną orła acz nie onkologia i doskonale znam te cholerne korytarze....
    wszystko mija,nawet najdłuższa żmija i tym się k@#%!@ pocieszam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Stres... stres najbardziej wykańcza. "Mam to" że się tak wyrażę, i równie zwalony rok mimo, że zapowiadał się fajnie.
    I tak, też jestem zmęczona. Tak jak nigdy przedtem.
    Trzymam kciuki za Ciebie i mamę. I proszę, potrzymajcie je za mnie, bo dla mnie, chirurg-onkolog to też nie jest puste słowo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Współczuję bardzo. Nic więcej niestety nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic bardziej nie wkurza jak niemoc. Za 38 dni będzie nowy rok, ten zły będzie juz tylko historią. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Asiu, mocno tulę. Jakis wentyl by sie przydał,zebyś mogła na chwile odpuscić, wykrzyczec,wypłakać,nie musieć być silną za wszystkich.
    Będzie dobrze,mam wielką nadzieję,że bedzie u Was dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj biedna Ty. Najgorsze, że człowiek nie może na chwilę wyjść z siebie, posiedzieć obok, odsapnąć i wrócić. Masz rację, że po prostu życie Cię dopadło. Normalnie cienie i blaski. Jakby coś to wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozumiem, az za dobrze... bedzie lepiej, kiedys, moze.... trzymaj sie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Tulimy tutaj wirtualnie mocno do do zbiorowej piersi :*
    Ale pamietaj prosze, ze córka, choc daleko i tesknisz - jest wspaniala i "udana" (nie lubie tego slowa, no ale jednak oddaje sytuacje :) Malzonek - tez wspanialy i to na miejscu! I zwierzaki kochajace, i dom bez halasliwych sasiadów i z widokiem na niebo. A to wszystko to naprawde jest COS! Cos bardzo duzego i dobrego, co nie kazdy ma.

    Latwo zapominamy o dobrych rzeczach, gdy ciemna strona mocy wkrada sie w rzeczywistosc...

    (znaczy nie zebym sie tu wymadrzala, ale tak tylko chcialam jakos pocieszyc... spróbowac przynajmniej. Trzymaj sie!)

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba na każdą okoliczność można znaleźć słowa pocieszenia, ale na poważną chorobę nie ma rady. Trzymam kciuki, żeby wszystko było dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Asiu, prawie nigdy tu nie piszę, ale tym razem czuję się niejako w obowiązku. Przechodziłam podobne piekło. Z tym, że osobiście, to ja byłam na onkologii i to w trakcie własnej krwawej batalii rozwodowej. Też musiałam być silna i jeszcze pocieszać moich przerażonych rodziców. Z dzisiejszej perspektywy mówię Ci, pomóż sobie. W skrócie wielkim: psycholog/psychiatra, leki nasenne (brak snu wykańcza i powoduje coraz czarniejsze myśli), nikt Ci ich nie każe brać całe życie, tylko teraz, być może antydepresanty. Teraz, po 10 latach od mojego piekła wiem, trzeba było dać sobie pomóc. Dzisiaj biorę grzecznie antydepresanty, bo wiem, jaką przynoszą ulgę. I biorę jak trzeba leki nasenne, bo wiem ile daje przespana noc, jak rozjaśnia myśli. Dziś w przypadku problemów powtarzam sobie jak mantrę to co mówią w samolotach: maska tlenowa najpierw sobie, potem dziecku. Jeśli Ty się wykończysz, nikomu więcej nie pomożesz. Dziś wiem - trzeba było chociaż iść na cholerny masaż, a nie wyć w domu i pić do nieprzytomności.
    Całuję mocno, Zuzanna

    OdpowiedzUsuń
  13. Brak snu znam z autopsji. Był czas, że nie spałam ciurkiem 6 tygodni. Masakra. Moja przedmówczyni dobrze prawi. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  14. Asiu kochana, przytulam Cię mocno. Nawet zanuciłabym Ci do snu, ale uciekłabyś z krzykiem.

    OdpowiedzUsuń
  15. \_/ \_/ \_/ wiaderka ze spokojem i chwilą dla siebie
    Dołączam się do tulących.
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz