Mantra na dni ostatnie

Nie dam się sprowokować.
Nie dam się sprowokować.
Nie dam sie sprowokować.

Biegam, piszę, planuję, walczę i cały czas powtarzam w głowie moją nową mantrę. Dyrekcja odchodzi i od wtorku go NIE BĘDZIE. Tej myśli trzeba się trzymać uporczywie, nie reagować na jego zaczepki, nie dać się sprowokować, nic nie mówić, milczeć, milczeć jak głaz. Wiem, że stać go na to, żeby na zakończenie dać mi naganę z wpisem do akt, muszę się pilnować, milczeć, milczeć, milczeć jak głaz. Ciśnienie mam 1500. Że też takiego skurczysyna matka ziemia nosi. Ale ja jestem twarda. Wytrzymałam tak długo i tak wiele, że i te dwa dni jeszcze wytrzymam. Zniosę nawet publiczne pożegnania, wiem, że będę musiała podać mu rękę. Podam. Nie dam się sprowokować.

Powiedział mi kiedyś:
- Dopóki JA tu jestem dyrektorem, ty kierownikiem nie zostaniesz.
No to żegnaj DUPKU!
Witaj awansie!
Dla 1 kwietnia 2008 roku warto było.
Buchachachacha!!!

Komentarze