Notka dla kobiet

Całe swoje życie, z wyłączeniem okresu przepoczwarzania oraz ciążowego i wczesnomacierzyńskiego, nosiłam biustonosz w rozmiarze 80D (ostatnio, w związku z urośnięciem, kupiłam 85D). W czasach młodości durnej i chmurnej problem ten był dla mnie silnie kompleksogenny. Wszyscy mieli 75B.
W czasach dorosłych kompleks zanikł, a w jego miejsce pojawiły się przemyślenia dotyczące kłopotliwości posiadania tzw. dużego cyca. W dodatku oferta bieliźniarska jest, jaka jest, a jak było 10 czy 15 lat temu, to wszyscy (a właściwie niektórzy) doskonale wiedzą. Staniki na duże biusty były trudnozdobywalne, a jak były, to wyglądały niczym chomąto, cisnęły, uwierały i miały ramiączka 50 cm szerokości, wykoślawiające ramiona. Syf z malarią.
Czasy się zmieniły, producenci coraz częście frontem do klienta, biustonosze coraz ładniejsze, a ja nadal czułam się źle. Tu mnie ciśnie, tu mi zwisa, tu mi tłuszcz wywala. Niedogodności te, jak to kobieta, przyjmowałam z dobrodziejstwem inwentarza, zakładając, że taka już nasza babska dola.

Aż tu pewnego dnia, zupełnie przypadkowo, trafiłam na stronę www.stanikomania.pl (obrzydliwa reklama) i… wsiąkłam. W sposób prosty i jednoznaczny wytłumaczono mi, że ze mną wszystko w porządku. Nie jestem krzywa, gruba i nieforemna, a problem leży po stronie wychowaczej oraz ofertowej. Zgodnie z instrukcjami dokonałam szczegółowych pomiarów i dostałam czkawki. Wyszło czarno na białym, że rozmiar 85D powinnam pociąć na kawałki, zastępując go angielskim 36G, co przekłada się na nasze mniej więcej jako 80G (ze skłonnością do 75G). Z początku nie mogłam uwierzyć. G? Gie??? Gie w moim telewizorze noszą panie z cyckami przerobionymi dla potrzeb produkcji pornograficznej! I żeby 80, a nawet 75? Z moją wagą?

Odpychałam to od siebie przez czas jakiś, aż w końcu podjęłam damską decyzję. Co mi szkodzi spróbować? Przecież nkt mnie nie zmusi, tak? No tak.
Wczoraj udałam się do sklepu z bielizną i, przewidując problem miseczki G, zażądałam biustonosza w rozmiarze 80 z największą miską, jaką mają. Mieli 80F. Piękną, misterną koronkę firmy Samanta, model Ariadna. Ładny.
Jęcząc z powodu problemów z klimatyzacją, udałam się do przymierzalni, założyłam i… oniemiałam. Matko Boska!

Już go nie zdjęłam. Nie patrząc na cenę, ucięłam w przymierzalni metkę, założyłam bluzkę i udałam się do kasy.
- Nie wiem, czy zdarzają sie Paniom takie sytuacje, ale nie zedrze Pani ze mnie tego stanika za skarby świata! – oświadczyłam – Chciałabym zapłacić.
- Takie sytuacje zdarzają się częściej niz Pani sądzi – odpowiedziała ekspedientka.
Po czym skasowała mnie uprzejmie.

Uwaga! Testowane na własnym ciele!
Nic mi nigdzie nie wyłazi. Bułeczki, które miałam pod pachami, zniknęły. Z pleców – zniknęły. Nic mnie nigdzie nie ciśnie. Nic mnie nie uwiera. Ramiączka mi się nie wrzynają. I jeszcze na dodatek ładnie wygląda. A wszystko za stoczterdzieścisześć.
Uwagi dotyczące ceny: lepiej mieć dwa porządne i nosić na zmianę, niż pięć dziadowskich, koniec, kropka.

Podsumowanie.
Odkryłam nową jakość życia.
To tyle.

Komentarze