Wpadam na chwilę, nie mówcie nikomu

Zostałam sama w domu.
Prezes pojechał do stolicy na jakieś niezwyle ważne i potwornie nudne spotkanie panów od bajtów, które potrwa trzy dni. Był łaskaw o 5.20 wezwać taksówkę, choć wcześniej proponował, żebym odwiozła go na dworzec do Katowic. Podejrzewam opętanie.
Potomstwo wybrało się z wycieczką szkolną na Czantorię.
Jak stąd wyrwę po pracy, to… to… to… walnę się do łóżka i będę spała, jak wściekła do 20.00. Bo wtedy powróci biorca genów pełen wrażeń.

Tymczasem zasuwam zrobić sobie próbę generalną mojego dzisiejszego exposee.
Arivederci! (a rivederci?)

Komentarze