Nadzieję mam

Wygląda na to, że wychodzimy na prostą. Taką przynajmniej mam nadzieję. Dostarczyłam wczoraj samochód do znajomych w Mysłowicach, Pan Głowa Domu poinformował mnie, że w warsztacie jestem zbędna, zabrał auto i pojechał. Pani Domu zrobiła mi kawę i nawet obiad, wyobraźcie sobie, a następnie zabawiała przez dwie godziny. Telefonicznie doniesiono, że auto przyjęte, koszt do strawienia, a obiad darmowy.
Pełni wdzięczności wypiliśmy z gospodarzami kawę i wypaliliśmy fajkę pokoju, a następnie udaliśmy się do Protoplastów, których pozbawiliśmy środka komunikacji, by z kolei do warsztatu, w którym podobno mamy wykupiony abonament, podrzucić drugi samochód. I tak to ostaliśmy się o pożyczonym. Szczęśliwie, jak wiadomo, wielbią mnie tłumy i to do tego stopnia, że otrzymałam od rozhisteryzowanej gawiedzi kilka propozycji pożyczenia środka komunikacji, co jest wysoce dziwnym trafem. Mogę wybierać i przebierać, lecz tego nie robię, bo jeszcze mi kto stuknie i będzie na mnie. A matka – wiadomo – jest tylko jedna i kocha mnie, więc wybaczy, jakby co. Rodzice nie są niestety w uprzywilejowanej sytuacji.

Przede mna jeszcze odbiór jednego samochodu z warsztatu i haracz, odbiór drugiego i haracz, dwa przeglądy techniczne i haracz, dwa ubezpieczenia OC i haracz. A potem to tylko rok szkolny i haracz oraz planowany na wrzesień ortodonta, który z pewnością na dzień dobry zaśpiewa sobie z pięć tysięcy. Więc żegnaj urlopie, żegnaj wypoczynku.

Przyjmujemy zaproszenia od wszystkich lekkomyślnych, którzy chcieliby nas u siebie gościć, żywić nas przez kilka dni oraz pokazywać okolicę. Jak nam kto do baku naleje, zapewni sobie dozgonną wdzięczność.
Jesteśmy miłą, spokojną rodziną i potrafimy się zmyć już po pierwszej sugestii, że zaczynamy śmierdzieć.
Luz.

Komentarze