Moja praca nie przestaje mnie zadziwiać


Zostałam dziś bowiem przypadkową korepetytorką trzech nader wybujałych młodzieńców (razem ok. 6 m długości). Zabawnie się nawet poczułam, stojąc między nimi – jak grzybek w sosnowym lasku.
Oczywiście doceniam wolę walki – kończą właśnie technikum za rogiem (kształcące w moim zawodzie wykonywanym) i przebiegła nauczycielka zadała im zadanie domowe, dotyczące technologii, którego nie potrafili samodzielnie rozwiązać. Przyszli więc do źródła. Bardzo mi się podobało, że im się chce. Obecnie oczekuję na ocenę.

Niech Pan Bóg broni tej kobity, jeśli będzie mniej niż pięć…

Mój szef (1,76 m i to w jego własnej ocenie) trafił akurat w moment rozdziału wiedzy. Gdy młodzieńcy wstali, wzniósł wzrok do nieba (czyli na czubek jednego z gości) i jęknął:
- Gdzie my byliśmy, gdy oni tak urośli?
- Ja tam stałam w kolejce po rozum. W dodatku dwa razy – odparłam niezrażona.
I trzeba docenić mój takt. Mogłam bowiem dodać… „nie wiem, jak dyrektor”.

Komentarze