1366
A teraz chwila dla zainteresowanych. W pewnym sensie nakręciła mnie na to martuuha (ładną ma najnowszą notkę o feminizmie, idźcie zobaczyć) - ona ma takie zwyczaje bezbożne, pisać do mnie nocą ciemną z żądaniem porad językowych. Niby przypuszczenie posiada, że ja coś wiem. I tak nam się wczoraj złożyło, że wyjaśniałyśmy pisownię pewnego słowa, sięgając przy tym do jego etymologii, gdyż martuuha jest osóbką niezwykle dociekliwą i nie daje się spławiać formami typu "a skąd ja to mam wiedzieć". Uważa po prostu, że wiem i mam obowiązek natychmiast się z nią podzielić. Kocham tę moją martuuhę i się dzielę, no przecież nie będę udawała, że jestem z wykształcenia inżynierem górnictwa. Nawet zwlekłam się z fotela i poszłam na pięterko po Brücknera, który co prawda niczego nie rozjaśnił, ale dał nam chwile radości (Marcie jedną, mnie - jak zwykle - znacznie więcej). Owszem, mam w domu TEGO Brücknera z 1927 r. Mam i nie oddam*. Dzięki tej chwilowej, nocnej uczcie intelektualnej, ...