2415

Dziś będzie o sprawiedliwości. Czyli o czymś, co nie istnieje.

Jak już wszyscy wiecie, bo o tym pisałam, postanowiliśmy liczne korzyści, wynikające z zawarcia związku małżeńskiego, przekuć nieegoistycznie na coś dobrego dla innych. W związku z tym poprosiliśmy naszych weselnych gości, aby nie kupowali nam kwiatów i prezentów, a zamiast tego wyskoczyli z gotówki, którą zamiarowaliśmy przekazać naszemu ulubionemu ośrodkowi, czyli lecznicy dla zwierząt Ada przy Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu (albo odwrotnie). Plan ten doszedł do skutku.

Napisałam list:

Najdrożsi!

Nie znacie nas – jesteśmy jednymi z tysięcy, którzy z zapartym tchem obserwują Waszą piękną, szlachetną, pełną miłości pracę. Możemy więc powiedzieć, że to my znamy Was i poczytujemy to sobie za dumę – gdyby nie najnowsze technologie, być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że istniejecie. Dzięki Bogu za Internet i za Facebooka, niech żyją!

Od lat staramy się w miarę możliwości wspierać Waszą działalność. Przepraszamy, że nie więcej i nie bardziej. Niemniej w tym roku nadarzyła się okazja, by choć trochę uzupełnić te braki. Po siedemnastu latach postanowiliśmy w końcu wziąć ślub! To była taka zabawna uroczystość, ponieważ nikt z rodziny i znajomych już nie wierzył, że zdecydujemy się w końcu zafundować im jakiś obiad. Nieomal przestali słać do nas liczne memy z podpowiedziami. No, dobra – nasi rodzice wciąż mieli nadzieję, więc postanowiliśmy ich nie zawieść. W końcu... co posiłek, to posiłek! A ponieważ przez długie lata zdążyliśmy już dorobić się tych wszystkich skorup (owszem, mamy nawet sosjerkę), licznych kredytów, zdezelowanych środków transportu, dwudziestu czterech owłosionych łap, przyczepionych do sześciu żołądków bez dna i uwspólnionego dziecka (niby dorosłe, ale zawsze), więc wyszło na jaw, jak bardzo nie potrzebujemy niczego, prócz świętego spokoju. Niestety jest to wartość nieprzeliczalna na pieniądze i nikt z naszych bliskich nie mógł nam tego podarować. Postanowiliśmy więc uprosić ich, żeby podarowali nam dobro w postaci czystej i zobowiązaliśmy się do przekazania tego podarunku Wam.

Przyjmijcie zatem całą gotówkę, jaką udało nam się uzbierać z okazji tego hecnego wydarzenia. Nie jesteśmy już najmłodsi, więc i impreza była skromna: żadnych odlotowych sukien, limuzyn czy tańców do białego rana. No i gości było niewielu – ot, garstka prawdziwych przyjaciół, na których można liczyć w latach chudych, rodzice-staruszkowie, którzy oddali nam trochę ze swoich emerytur, to dziecko nasze uwspólnione i wreszcie, na końcu, my sami, którzy – nie zważając na rzeczone kredyty – też chcieliśmy zrobić ze swoim życiem coś sensownego poza przyjmowaniem pod dach nikomu niepotrzebnych i przez wszystkich wzgardzonych braci mniejszych. Bierzcie tę kasę i zróbcie z niej użytek najlepszy z możliwych.

Dziękujemy Wam z całego serca za Waszą piękną pracę. Kiedy będziemy już duzi, też chcemy być tacy, jak Wy. Doktorze Radku, czy mógłbyś dorobić jeszcze trochę tych ślicznych dzieci? Przecież one poniosą w świat ten gen fedaczyński, najlepszy z genów, gen ojca i dziadka, który każe ludziom nie spać nocami i gnać przed siebie, by nieść pomoc najsłabszym, bezbronnym, całkowicie zależnym od ludzkiej pomocy. My wszyscy tak bardzo potrzebujemy takich ludzi, jak Wy!

Przyjmijcie nasz największy szacunek i podziw. No i te parę groszy. Niechże się obracają w Najczystsze Dobro.

Bardzo już niemłodzi państwo młodzi – Asia i Robert

A potem wzięłam się zalogowałam na konto męża (TAK! ROBIĘ TO!), dokonałam samozwańczego przelewu i wysłałam przygotowany tekst do Ady za pośrednictwem Facebooka. Odpowiedź nadeszła po jakimś czasie i brzmiała:

Jezu dziękujemy,

co ubawiło mnie setnie. Sprawa została zamknięta, a przynajmniej tak mi się wydawało. Bo, jak się okazuje, nie.

Dziś nadszedł list. Porządny, polecony. W środku znaleźliśmy wykres EKG:


oraz przecudnej urody zdjęcie podopiecznego (lub podopiecznej) Ady.


Ponieważ posiadam drugi stopień specjalizacji w czytaniu pisma lekarskiego, trochę Wam pomogę.

Drogi Robercie!
Dostrzegłeś naszą pracę, naszą walkę, nasze marzenia. Wpłaciłeś nam bardzo dużą sumę. Kwota o jakiej możemy marzyć w trakcie codziennego mozolnego zbierania funduszy na nasze zwierzaki. Bezdomne psiaki, potrącone sarny, bezbronne jeże, wilki, rysie i niedźwiedzie.
Chcesz zobaczyć naszą pracę? A raczej chcecie? :)
Zapraszamy was. Cały zespół "Ady"
Pozdrawiam
lek. wet. Radosław Fedaczyński

Najpierw się rozczuliłam. Bo, że mu się chciało, że ręcznie (bazgroły), że polecony, że nas zapraszają - ojej. Ale kiedy mi przeszła pierwsza fala... HELOOOŁ!

Wymyśliłam. Przedstawiłam. Wzbudziłam entuzjazm. Pokonałam opór gości. Zorganizowałam. Poleciałam wpłacić. Napisałam list. Dokonałam przelewu. Wysłałam list (ze swojego konta).
I CO?!

Drogi Robercie.
Mężczyźni!

Komentarze

  1. Ha, ha.. :) Może Pan nie ma śmiałości zwrócić się do kobiety :)
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troje dzieci. Znaczy ma śmiałość do kobiet ;)))

      Usuń
    2. Ma wyraznie smialosc do swojej kobiety, ale przeciez TY jestes kobieta ROBERTA co wyraznie rzeczony Robert oswiadczyl w pierwszym pismie:))) Nie godzi sie powaznemu osobnikowi zwracac do "cudzych" kobiet;)

      Usuń
  2. Toż to czysta dyskryminacja pci:((I co teraz??(Aśka)

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym zaaferowaniu i zapale, który powstal w trakcie czytania, wcale nie zauwazylam Roberta!!! I na koncu myslalam "O cóz naszej Waterloo tutaj chodzi?"
    Musialam sie nieco wrócic w lekturze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Asiu, ale na fotce cudny pies trzymany jest jednak przez kobietę ;) :)

    ... hm... weterynarze tak mają zazwyczaj (znam kilku, choć tego konkretnego akurat nie), choć może się i boi tej od swoich dzieci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolontariuszka :)

      Żona doktora to na pewno święta kobieta. Kto by coś takiego wytrzymał?

      Usuń
  5. Poszło z konta Roberta,to i Robert dostał list! Taka sytuacja i solidarność wiadomo czego:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny, styrany lekarz po nastu operacjach pisze list z podziękowaniem. Przeoczył jedno imię, a to tylko szuka do czego się dowalić... Może list ten powinien zacząć od słów "Biedny Robercie..." ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że to tylko literówka z wrażenia i pośpiechu. Miało być "ta" "ta pani" najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, żeby mi przeszkadzało, po prostu lubię mieć rozeznanie.

      Usuń
  8. Nie ośmieliłbym się. Nieukiem jestem, chamem nie:-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz