Już jestem i się poprawiam
Najpierw komentarz do komentarzy z notki o wizycie u Kryni. Bo muszę wam się przyznać, że opisywane przeze mnie historyjki są prawdziwe. Oczywiście – czasem odrobinę koloryzuję. Ale wierzcie mi – życie samo w sobie bywa tak zaskakujące, że zwykle koloryzować nie trzeba. Naprawdę pies mnie podeptał malinową stopą, naprawdę prałam kieckę, naprawdę Krysia zmusiła mnie do przebrania, bo jest dobrym człowiekiem i nie chciała, żebym zmarzła. Naprawdę kwiczała radośnie na mój widok w jej sukience. I o majtkach też było naprawdę. Ot i wszystko o tym wydarzeniu. Inna rzecz, jak sądzę, że macie wyrobione już lekko zdanie i na mój temat, i na Kryni. Mnie zapewne uważacie za solidnie stukniętą, co wcale daleko na półce od prawdy nie leży. Natomiast powiadam wam, że mylicie się co do Kryni. Nie jest ona bowiem, jak zapewne sądzicie, taką poważną i wyważoną panią. W Kryni kryją się pokłady niezbadane poczucia humoru, użytkowego w dodatku i odnoszę wrażenie, że liczne pomysły siedzą dosłow...