Dopadłam do komputera

Dziś krótko, bo gonię, jak oszalała. Robię za siebie, za kierownika, za gońca, za przynieś, za dowiedz się, za zorganizuj. Aż mnie łydki rozbolały.
Ale usłyszałam dziś taką miłą, dobrą rzecz, że się z wami podzielę.
Rano w samochodzie słucham zawsze Zetki i oczywiście trafiam na wiadomości. Dziś pojawił się jasny promyczek wśród tych wszystkich durnych informacji o politykach, katastrofach i trąbach powietrznych. Jest taka starsza pani chyba w Zakopanem, która co roku przyjmuje na letnisko dzieci z domów dziecka. Robi to za darmo. Karmi te dzieci, daje im dom, lepi dla nich pierogi i… przytula. Nieważne były komentarze dziennikarskie. Serce mi stopniało, kiedy usłyszałam, jak mówi o tym ona sama. Na pytanie czemu nie bierze pieniędzy odpowiedziała z wyraźnym oburzeniem:
- Dyć oni nic nie majom!
Potem dziennikarz pytał, jak ona z tymi dziećmi spędza czas.
- A siedzimy se w kuchni, ja im pierogów nakleje, kiełbasek nasmaże, a one mnie za szyje obłapiajo, przytulajo sie. I mówio do mnie: babciu.
I w końcu padło pytanie o to, jak pani się nazywa. I wiecie, co odpowiedziała?
- Ja jestem BABCIA GAŹDZINA!
Z duma odpowiedziała.
Pewnie tak dzieci o niej mówią.
Piękne.
W czasie wypowiedzi pani Babci Gaździny coś mnie za gardło chwyciło i puścić nie chciało.
Pozdrawiam Cię, Babciu Gaździno. Powinnaś być przykładem dla wielu ludzi. Prosty, dobry, kochający człowiek.

A z bardziej przyziemnych: zdobyłam wreszcie wczoraj „Słownik mitów i tradycji…” Kopalińskiego (zamówienie eksperckie w Empiku – było tylko 8 egzemplarzy na terenie całego kraju – matko, dokąd dążymy??!!). Cegła przeogromna i wielce apetyczna. Mam nadzieję, że uda mi się zachęcić w końcu Potomstwo do samodzielnych podróży po ikonach kultury.

Ach i byłabym zapomniała. Premier błysnął intelektem i zabronił wszczynania prac w Dolinie Rospudy. Nareszcie.

Komentarze