Firanki szydełkowe

Jak widzicie, jestem konformistką i za radą paciary dokonuję niniejszym zwabienia czytelników domowym sposobem. Pacia naturalnie sama nie jest bez winy i kamieniem nie rzuci, bowiem posunęła się już tak daleko, że zakupiła na targu szydełkowe cudeńka, obfotografowała i napisała notkę na trzy strony, w której opowiadała oczko po oczku, jak to udziergała. Potem snuła historie, że robi nalewki i co tam jeszcze, a czy ktoś próbował tych jej wyrobów, a? Więc ja już przestałam wierzyć, bo zwykły człowiek nie może być taki wszechstronnie uzdolniony. To wszystko tylko na podpuchę biednego, głupiutkiego czytelnika, który lata do tej paćki z wywieszonym ozorem i ciągle ogląda tę samą notkę*.

Ale ja jak zwykle nie o tym. Niemmniej czuję się wytłumaczona. Ja to na przykład mogę dziś napisać historię o tym, jak świat okrutnie karze miłych i sympatycznych ludzi, którzy chcą się zaprzyjaźnić. O drugiej będzie i o kryni02. Wyobraźcie sobie, że bezlitosne te istoty nabyły obrzydliwego nawyku obrabiania mi tyłka we własnym gronie. Mało tego! Idą na pełnego bezczela i robią to w mojej obecności, żeby wręcz nie napisać – w przytomności – albowiem nikt mi do herbatki niczego nie dorzuca i młotem w skroń nie zdziela. Odbywają więc rozmowy telefoniczne, w które nie jestem angażowana, a z wrodzonego mi taktu to wręcz wydalam się do pomieszczeń sąsiednich, żeby nie przeszkadzać. Co nie znaczy, że coś mi na słuch padło.

d-m: bzzzzz, bzzz, bzzzz
k: No tak, jest u mnie właśnie.
m-w: milczy
d-m: bzzzzz, bzzz, bzzzz
k: Tak, tak, siedzimy sobie i gadamy.
m-w: milcząco się wydala
d-m: bzzzzz, bzzz, bzzzz
k: O różnych rzeczach gadamy sobie. Ona tu siedzi, a ja się wysilam. Czasem to strasznie zestresowana tym jestem.
d-m: bzzzzz, bzzz, bzzzz
m-w: (ostrzega) Więcej nie przyjadę.
k: Mówi, że więcej nie przyjedzie.
d-m: bzzzzz, bzzz, bzzzz, bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz

Nikt nie mówił, że przyjaźń jest łatwa, nie? No nikt.

Krynia mści się na mnie za to wyimaginowane wysilanie się. Czasem nawet szczuje mnie psem. Na przykład wczoraj mnie poszczuła. Nie dość, że prawie odgryzł mi dłoń zaraz po tym, jak wyżebrał ode mnie ciastko, to jeszcze potem w tajemnicy roztarła mu maliny na łapach, a potem napuściła na mnie drania. No i drań naturalnie wykonał zadanie podszepnięte przez swoją panią i przeleciał się tymi malinowymi łapami po mojej białej kiecce. Chciałam zmilczeć, słowo. Ale nie ma tak! Rzuciła się na mnie, kazała kieckę prać, oblała mnie z węża wodą, a potem zdarła ciuchy niewinnej bez litości, pozostawiając mnie na środku mieszkania w bieliźnie. Nie zapominajmy przy tym, że Niezastapiony był w domu i nie można go traktować tak okrutnie, żeby musiał oglądać snujące się po chałupie gołe, obce baby.
Na koniec, imaginujcie sobie, kazała mi zmienić majtki. No ludzie! Tam to strach pójść, nawet majty z człowieka zedrą, nie znasz dnia ani godziny.
Jak przymarzłam do podłogi, to się zlitowała, rzuciła we mnie jakąś kiecką i natychmiast zaczęła kwiczeć ze szczęścia na okoliczność mojego w tej kiecce wyglądu.
Smutek i sromota.

Najzabawniejsze jednak jest to, że rano wyszłam z domu w białej sukience do kolan, a wieczorem wróciłam w zielonej do pół łydki, a Szef nawet nie zauważył. Nie żądajmy jednak zbyt wiele, wszak możemy to przekuć na lemiesze. Jak wrócę kiedyś z majtkami w kieszeni, to też problemu nie będzie.
CBDO.

* Już się sypię z radości, jak mi bluźnie w komciach ;o)

Komentarze