2110
Som internety.
Przyjechało dwóch młodzieńców o wyglądzie typowym*. Chyba se chcieli meble obejrzeć, bo zgodnie z przewidywaniami mogli to zrobić zdalnie. Nie wtrancałam się, spędzając czas w kuchni, gdzie moje miejsce. Tzw. technicy nie są zwykle przygotowani na spotkanie z moją wybujałą osobowością, a na internetach mi zależało. Wracam więc do nadawania.
Przenieśliśmy się, jak wiadomo, dzień przed przewidywaną godziną zero. Prezes tak zarządził i miał świętą rację. Koty - spanikowane od dłuższego czasu - w chwili pakowania do transporterów dostały maksymalnej schizy, która była tak wielka, że przegapiły moment zamykania za kratami (czyli poszło gładko i zrobiłam to w pojedynkę). Kupiliśmy transporter dwukotny i wraziliśmy w niego Edka z Cześkiem, gdyż Edek panikarz, więc mieliśmy nadzieję, że przebywanie z Czesławem nieco go wyciszy.
Taaaaa...
To było emocjonujące 20 minut. Mozart mógłby się wiele nauczyć.
Tak około drugiej minuty podróży Zocha skapowała, że wcześniej mówiłam prawdę i rzeczywiście ją ze sobą zabieramy. Na tę okoliczność przyjęła pozę godną, a wyraz twarzy na wpół zadowolony, na wpół sarkastyczny. Czyli normalny. Edek histeryzował, a gdy zamykał się na moment, to Karol podgrzewał atmosferę i wszystko zaczynało się od początku. Czesiek milczał - ostatnio sporo podróżuje, więc go nie brało.
Po przybyciu na miejsce wypuściliśmy towarzystwo i histeria osiągnęła apogeum. Wszyscy postanowili odkorkować natychmiast, w tej sekundzie. Z najlepszych przyjaciół staliśmy się dalekimi znajomymi. Nieomal starą, zrzędną ciotką, której nikt nie lubi. Prawie obcymi. Ot - przechodziliśmy przypadkiem, a że jesteśmy zepsuci do szpiku kości - wstąpiliśmy i zniszczyliśmy kotom życie. Ktoś powinien tego zabronić ustawowo i natychmiast nas ukarać. Np. ściąć. Ale tak, żeby głowa trochę zwisała, co gwarantuje uporczywą mękę.
Finalnie Karol zniknął, postanowiwszy udusić się na śmierć pod kołdrą. Czesław, przetrwawszy pierwsze godziny, upewnił się, że matka na miejscu i rozpoczął eksplorację, przerywaną okresowym podbieganiem do mojej łydki i trącaniem jej mokrym nosem, żeby mieć stuprocentową pewność. No, dobra - jesteś, mogę iść dalej. Edward struchlał w wiatce, aż żałuję, że nie zrobiłam mu zdjęcia: siedzącemu twarzą w kącie, w wymarzonej pozie kary. Natomiast Zofia...
Pierwszy patrol salonu wykonała na ugiętych łapach. Następnie spojrzała na mnie z minimalną pogardą, kichnęła, poczuła się u siebie i zawładnęła terenem. Wyjrzała przez drzwi tarasowe, wykazała uprzejme zainteresowanie kurą u sąsiadów (zerknęła na mnie z miną: widziałaś, jakie tu gołębie wypasione?) i zażądała posiłku. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie uwielbiam tego kota nieomal naklęcznie.
My z kolei zjedliśmy kolację na tarasie, obejrzeliśmy film produkcji skandynawskiej i położyliśmy się spać. Jak dzicy. Prezes to po prostu na karimacie.
CDN.
* No, sorry. Seriale mówią prawdę. Tak, istnieją wyjątki od reguły - np. Prezes. Ale on ma MNIE.
Przyjechało dwóch młodzieńców o wyglądzie typowym*. Chyba se chcieli meble obejrzeć, bo zgodnie z przewidywaniami mogli to zrobić zdalnie. Nie wtrancałam się, spędzając czas w kuchni, gdzie moje miejsce. Tzw. technicy nie są zwykle przygotowani na spotkanie z moją wybujałą osobowością, a na internetach mi zależało. Wracam więc do nadawania.
Przenieśliśmy się, jak wiadomo, dzień przed przewidywaną godziną zero. Prezes tak zarządził i miał świętą rację. Koty - spanikowane od dłuższego czasu - w chwili pakowania do transporterów dostały maksymalnej schizy, która była tak wielka, że przegapiły moment zamykania za kratami (czyli poszło gładko i zrobiłam to w pojedynkę). Kupiliśmy transporter dwukotny i wraziliśmy w niego Edka z Cześkiem, gdyż Edek panikarz, więc mieliśmy nadzieję, że przebywanie z Czesławem nieco go wyciszy.
Taaaaa...
To było emocjonujące 20 minut. Mozart mógłby się wiele nauczyć.
Tak około drugiej minuty podróży Zocha skapowała, że wcześniej mówiłam prawdę i rzeczywiście ją ze sobą zabieramy. Na tę okoliczność przyjęła pozę godną, a wyraz twarzy na wpół zadowolony, na wpół sarkastyczny. Czyli normalny. Edek histeryzował, a gdy zamykał się na moment, to Karol podgrzewał atmosferę i wszystko zaczynało się od początku. Czesiek milczał - ostatnio sporo podróżuje, więc go nie brało.
Po przybyciu na miejsce wypuściliśmy towarzystwo i histeria osiągnęła apogeum. Wszyscy postanowili odkorkować natychmiast, w tej sekundzie. Z najlepszych przyjaciół staliśmy się dalekimi znajomymi. Nieomal starą, zrzędną ciotką, której nikt nie lubi. Prawie obcymi. Ot - przechodziliśmy przypadkiem, a że jesteśmy zepsuci do szpiku kości - wstąpiliśmy i zniszczyliśmy kotom życie. Ktoś powinien tego zabronić ustawowo i natychmiast nas ukarać. Np. ściąć. Ale tak, żeby głowa trochę zwisała, co gwarantuje uporczywą mękę.
Finalnie Karol zniknął, postanowiwszy udusić się na śmierć pod kołdrą. Czesław, przetrwawszy pierwsze godziny, upewnił się, że matka na miejscu i rozpoczął eksplorację, przerywaną okresowym podbieganiem do mojej łydki i trącaniem jej mokrym nosem, żeby mieć stuprocentową pewność. No, dobra - jesteś, mogę iść dalej. Edward struchlał w wiatce, aż żałuję, że nie zrobiłam mu zdjęcia: siedzącemu twarzą w kącie, w wymarzonej pozie kary. Natomiast Zofia...
Pierwszy patrol salonu wykonała na ugiętych łapach. Następnie spojrzała na mnie z minimalną pogardą, kichnęła, poczuła się u siebie i zawładnęła terenem. Wyjrzała przez drzwi tarasowe, wykazała uprzejme zainteresowanie kurą u sąsiadów (zerknęła na mnie z miną: widziałaś, jakie tu gołębie wypasione?) i zażądała posiłku. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie uwielbiam tego kota nieomal naklęcznie.
My z kolei zjedliśmy kolację na tarasie, obejrzeliśmy film produkcji skandynawskiej i położyliśmy się spać. Jak dzicy. Prezes to po prostu na karimacie.
CDN.
* No, sorry. Seriale mówią prawdę. Tak, istnieją wyjątki od reguły - np. Prezes. Ale on ma MNIE.
Szybko wróciłaś do internetów! :-))))
OdpowiedzUsuńCzekam więc na CD.
Pozdrowienia.
Ano szybko. Prezes też lubi mieć internety.
UsuńHurra dla internetow! Alez mnie ciesza te twoje opisy domowe, Ci mowie! Czy ja juz ci gratulowalam?
OdpowiedzUsuńNie. Gratuluj kwieciście!
UsuńSuper :) Oswajajcie nowe kwadraty :)
OdpowiedzUsuńOswajamy, głównie za pomocą prawych środków płatniczych.
UsuńCzyli operacja KOTY NA WŁOŚCIACH się udała;)
OdpowiedzUsuńZ Karolem jeszcze się nie udała, za to Edek... Ten mnie zadziwia.
Usuńeeeee... ale co mówią seriale, bo ja całkiem nie serialowa jestem...
OdpowiedzUsuńnastępną raza proszę zrobić fotki kotom bo choć mojej wyobraźni nie brakuje nic, to jednak, fajnym byłoby podlukanie jak te Twoje Kocięta w nowym miejscu się zachowują :) ... może jakiś filmik telefoniczny?
A, widzisz. Koniecznie powinnaś. IT Crowd - polecam z całego serca. Łzy leję za każdym razem. Prezes jakby mniej.
UsuńNo, dobra - udaje, że nie wyje ze szczęścia.
Wielce byłam ciekawa, co koty na powiększenie kuwety :D Dzięki za tę relację.
OdpowiedzUsuńNasz lat temu trzy, tylko podskoczył z radości i pobiegł eksplorować okolicę poza domem. No ale on jest wiejski (tak, czasem głupek też).
No i gratuluję prawie że bezbolesnej przeprowadzki :)
Bezbolesnej powiadasz...
UsuńO bólu będzie, spokojnie :)
:) Zrozumiałam, że 50 % sukcesu już jest, a drugie fifty w obróbce ;)
OdpowiedzUsuńKońca nie widać, nie widać, nie widać...
UsuńNoooooo, teraz trzeba mieć oko na towarzystwo ,bo jak się rozpierzchnie i zechce na dzielni przyszpanować,to może być wesoło.
OdpowiedzUsuńWłaśnie wydelegowało awangardę.
UsuńPonoć Zośka według Prezesa miała być tą, która będzie się zapierała pazurami aby nie wyjść z domu. Czytam uważnie bloga ;-)
OdpowiedzUsuńNieuważnie czytasz :) To Karol. O Zośkę to się od dawna boimy, że pójdzie wsią zarządzać i coś jom zezre.
UsuńZ tym wyglądem masz całkowitą rację.
OdpowiedzUsuńPracuję w jednym budynku wraz z portalem na O..., pracowników mają coś koło 700, a ja i tak od razu wiem, kiedy windą jedzie ze mną grupa ichniejszych informatyków.
Rozbawiłeś mnie nieomal do łez :)
UsuńSłowo klucz to nieomal ;)
UsuńSłowo klucz to "ichniejszych" ;)
Usuń