1972
Laureatką dzisiejszej nagrody w postaci notki dedykowanej jest
Enjoy!
Może o czymś innym niż koty? Mnie to naturalnie pochłania całkowicie, ale podejrzewam, że Wam się już odbija. Tymczasem Allegra Walker w komentarzu do poprzedniej notki poświadczyła, że migrujemy sobie w zamknietym kręgu, czyli przyleciała tu od koleżanki Dodo (albo i też odwrotnie, co nam pewnie niebawem wyjaśni), na blogu której nieopatrznie wysypałam się z oświadczeniem, że mogę ugotować 18 zup i się nie spocić.
Ano mogę. Pewnie nawet więcej, gdyby mi się oczywiście chciało.
Jednakowoż zamieszczenie 18. przepisów w jednej notce mogłoby spowodować tak silne przeżarcie, że nawet ja - osoba pozbawiona sumienia - mogłabym mieć wyrzuty. W związku z tym proponuję notkę o filozofii gotowania zup, popartą przykładami. Na życzenie mogę później zamieszczać inne przepisy.
Filozofia gotowania zup opiera się na kilku niezwykle istotnych prawach:
1. byle się nie spocić,
2. kostka rosołowa najlepszą przyjaciółką pani domu,
3. puść wodze fantazji,
4. co mnie obchodzą opinie innych.
I teraz tak. Punktu pierwszego omawiać właściwie nie trzeba, gdyż wydaje się oczywisty. Dodam jedynie, że żarcie jest najsmaczniejsze, kiedy dodaje sie do niego przyprawę uniwersalną. Mianowicie serce. Jeśli zamiast serca dorzuca się zniechęcenie, zmęczenie czy żal - to czuć. Dlatego lepiej przygotowywać potrawy proste niż pięciopiętrowe torty, które znienawidzimy już w pierwszej połowie i to zanim sędzia cokolwiek odgwiżdże. No, chyba że ktoś lubi, to niech sobie ustawi nawet wieżę Babel. Ale w dniu, gdy zziajane i z siatami wpadamy z roboty do domu, a tam burdel jak po przejściu huraganu, w każdym kącie pełno brudnych bachorów, kot się zesrał na środku salonu i do tego mąż z miną pt. "moja koleżanka z pracy wita domowników z uśmiechem, na szpilkach i w fartuszku, a z kuchni dochodzą aromaty - nie to, co tutaj" - lepiej zarzucić coś, co nam zajmie 10 minut niż skończyć z wyrokiem dożywocia. I tak zeżrą, bo łaski nie robią, a nam też należy się trochę odpoczynku.
I w tym miejscu pozwolę sobie na moralniaka - z pożytkiem doczesnym i wiecznym.
Otóż, Moje Drogie Czytelniczki: im szybciej zrozumiecie, że nie jesteście automatami oraz nie startujecie w żadnym wyścigu, tym lepiej. Nie tylko dla Was, ale i dla świata. Macie niezbywalne prawo do chwili oddechu, jak każdy człowiek. Choćby w miarę wypoczęte, będziecie lepszymi mamami, żonami, pracownicami i po prostu ludźmi. Nie, to nieprawda, że tego nie da się zrobić. Da się, jeśli tylko zechcecie, bo nie odpowiadacie za pokój na tym łez padole. Wszyscy są za to odpowiedzialni, więc wrzućcie na luz. Efekty na pewno Wam się spodobają.
Koniec moralniaka.
To się ma doskonale do punktu drugiego, czyli "kostka rosołowa najlepszą przyjaciółką pani domu". Nie przekonujcie mnie, proszę, że to sama chemia. Bez chemii w dzisiejszych czasach można tylko wtedy, gdy się od zera we własnym ogrodzie wyhoduje warzywa, owoce i mięso rzeźne. Jeśli chcecie zrezygnować z chemii, to całe dostępne żarcie won, kosmetyki won, artykuły czyszczące won, buty won, ciuchy won, wszystko won. Akurat kostka rosołowa komuś życie odbierze. Przy czym: nie zmuszam. Tylko informuję, że wywar na kościach to trucizna. Jeśli więc chcecie wywaru, to z warzyw, czystego mięsa, no i tej chemii, co w nich już jest.
Ad. 3. Zupę można ugotować praktycznie z wszystkiego i to samo ma się do tarty. Nie bójcie się eksperymentować, łączyć smaki i produkty, o których nikt jeszcze nie pomyślał. Najlepsi kucharze tak właśnie robią - chyba nie myślicie, że całe życie jadą na "Kuchni polskiej". Zawsze możecie odlać odrobinę do małego garnuszka i tam dodawać kolejne składniki, wtedy nie będzie stresu, że Wy przy tej kuchni przez pół dnia (bo akurat zapomniałyście o zasadzie nr 1), a żarcie nadaje się wyłącznie na kompost.
I w końcu wielka prawda oświecona, czyli: a co Was obchodzi, co ludzie powiedzą. Rodzina zeżre, bo nie ma wyjścia. Jeśli będzie się buntowała - tym lepiej. Niech Wam pokażą, jak to się robi prawidłowo. Pamiętajcie, by przybrać wygląd lichy i durnowaty, a przy tym wiedzę nabywać opornie. Będziecie mogły zjeść obiad bez stania w kuchni. Przy większej wprawie: 30 następnych obiadów.
Co do obcych, mam i teściowych. Z obcymi nie gadać, mamusiom zaproponować, żeby same ugotowały, bo Wy wdzięcznie zjecie. Wprowadzić w czyn.
Pamiętajcie! Im bardziej się czegoś nie potrafi zrobić, tym rzadziej się to robi. Zwróćcie uwagę, że faceci wysysają tę wiedzę z mlekiem matki. Oni nie umieją i już. Przemyślcie to zjawisko, dobrze radzę.
No, tak - część teoretyczną mamy zaliczoną. Teraz muszę wyleźć z domu, więc na osłodę wrzucam zdjęcie łamane: kuchenno - posiłkowo - kocie.
A przepisy uzupełnię w kolejnej notce, gdy wrócę.
Aha! Postanowiłam jednak otagowywać posty. Po prawej pojawiła się chmura i będę nad nią pracowała. Usunęłam już stare tagi, co było bardzo upierdliwe, bo trzeba to robić ręcznie. Zostały mi jeszcze "bez kategorii", bo Blog narzucał to sam. Za co go przeklinam. Ale myślę, że w końcu wyplewię wszystkie.
No to nara.
EFKA.
Enjoy!
Może o czymś innym niż koty? Mnie to naturalnie pochłania całkowicie, ale podejrzewam, że Wam się już odbija. Tymczasem Allegra Walker w komentarzu do poprzedniej notki poświadczyła, że migrujemy sobie w zamknietym kręgu, czyli przyleciała tu od koleżanki Dodo (albo i też odwrotnie, co nam pewnie niebawem wyjaśni), na blogu której nieopatrznie wysypałam się z oświadczeniem, że mogę ugotować 18 zup i się nie spocić.
Ano mogę. Pewnie nawet więcej, gdyby mi się oczywiście chciało.
Jednakowoż zamieszczenie 18. przepisów w jednej notce mogłoby spowodować tak silne przeżarcie, że nawet ja - osoba pozbawiona sumienia - mogłabym mieć wyrzuty. W związku z tym proponuję notkę o filozofii gotowania zup, popartą przykładami. Na życzenie mogę później zamieszczać inne przepisy.
Filozofia gotowania zup opiera się na kilku niezwykle istotnych prawach:
1. byle się nie spocić,
2. kostka rosołowa najlepszą przyjaciółką pani domu,
3. puść wodze fantazji,
4. co mnie obchodzą opinie innych.
I teraz tak. Punktu pierwszego omawiać właściwie nie trzeba, gdyż wydaje się oczywisty. Dodam jedynie, że żarcie jest najsmaczniejsze, kiedy dodaje sie do niego przyprawę uniwersalną. Mianowicie serce. Jeśli zamiast serca dorzuca się zniechęcenie, zmęczenie czy żal - to czuć. Dlatego lepiej przygotowywać potrawy proste niż pięciopiętrowe torty, które znienawidzimy już w pierwszej połowie i to zanim sędzia cokolwiek odgwiżdże. No, chyba że ktoś lubi, to niech sobie ustawi nawet wieżę Babel. Ale w dniu, gdy zziajane i z siatami wpadamy z roboty do domu, a tam burdel jak po przejściu huraganu, w każdym kącie pełno brudnych bachorów, kot się zesrał na środku salonu i do tego mąż z miną pt. "moja koleżanka z pracy wita domowników z uśmiechem, na szpilkach i w fartuszku, a z kuchni dochodzą aromaty - nie to, co tutaj" - lepiej zarzucić coś, co nam zajmie 10 minut niż skończyć z wyrokiem dożywocia. I tak zeżrą, bo łaski nie robią, a nam też należy się trochę odpoczynku.
I w tym miejscu pozwolę sobie na moralniaka - z pożytkiem doczesnym i wiecznym.
Otóż, Moje Drogie Czytelniczki: im szybciej zrozumiecie, że nie jesteście automatami oraz nie startujecie w żadnym wyścigu, tym lepiej. Nie tylko dla Was, ale i dla świata. Macie niezbywalne prawo do chwili oddechu, jak każdy człowiek. Choćby w miarę wypoczęte, będziecie lepszymi mamami, żonami, pracownicami i po prostu ludźmi. Nie, to nieprawda, że tego nie da się zrobić. Da się, jeśli tylko zechcecie, bo nie odpowiadacie za pokój na tym łez padole. Wszyscy są za to odpowiedzialni, więc wrzućcie na luz. Efekty na pewno Wam się spodobają.
Koniec moralniaka.
To się ma doskonale do punktu drugiego, czyli "kostka rosołowa najlepszą przyjaciółką pani domu". Nie przekonujcie mnie, proszę, że to sama chemia. Bez chemii w dzisiejszych czasach można tylko wtedy, gdy się od zera we własnym ogrodzie wyhoduje warzywa, owoce i mięso rzeźne. Jeśli chcecie zrezygnować z chemii, to całe dostępne żarcie won, kosmetyki won, artykuły czyszczące won, buty won, ciuchy won, wszystko won. Akurat kostka rosołowa komuś życie odbierze. Przy czym: nie zmuszam. Tylko informuję, że wywar na kościach to trucizna. Jeśli więc chcecie wywaru, to z warzyw, czystego mięsa, no i tej chemii, co w nich już jest.
Ad. 3. Zupę można ugotować praktycznie z wszystkiego i to samo ma się do tarty. Nie bójcie się eksperymentować, łączyć smaki i produkty, o których nikt jeszcze nie pomyślał. Najlepsi kucharze tak właśnie robią - chyba nie myślicie, że całe życie jadą na "Kuchni polskiej". Zawsze możecie odlać odrobinę do małego garnuszka i tam dodawać kolejne składniki, wtedy nie będzie stresu, że Wy przy tej kuchni przez pół dnia (bo akurat zapomniałyście o zasadzie nr 1), a żarcie nadaje się wyłącznie na kompost.
I w końcu wielka prawda oświecona, czyli: a co Was obchodzi, co ludzie powiedzą. Rodzina zeżre, bo nie ma wyjścia. Jeśli będzie się buntowała - tym lepiej. Niech Wam pokażą, jak to się robi prawidłowo. Pamiętajcie, by przybrać wygląd lichy i durnowaty, a przy tym wiedzę nabywać opornie. Będziecie mogły zjeść obiad bez stania w kuchni. Przy większej wprawie: 30 następnych obiadów.
Co do obcych, mam i teściowych. Z obcymi nie gadać, mamusiom zaproponować, żeby same ugotowały, bo Wy wdzięcznie zjecie. Wprowadzić w czyn.
Pamiętajcie! Im bardziej się czegoś nie potrafi zrobić, tym rzadziej się to robi. Zwróćcie uwagę, że faceci wysysają tę wiedzę z mlekiem matki. Oni nie umieją i już. Przemyślcie to zjawisko, dobrze radzę.
No, tak - część teoretyczną mamy zaliczoną. Teraz muszę wyleźć z domu, więc na osłodę wrzucam zdjęcie łamane: kuchenno - posiłkowo - kocie.
A przepisy uzupełnię w kolejnej notce, gdy wrócę.
Aha! Postanowiłam jednak otagowywać posty. Po prawej pojawiła się chmura i będę nad nią pracowała. Usunęłam już stare tagi, co było bardzo upierdliwe, bo trzeba to robić ręcznie. Zostały mi jeszcze "bez kategorii", bo Blog narzucał to sam. Za co go przeklinam. Ale myślę, że w końcu wyplewię wszystkie.
No to nara.
No nareszcie.I to w momencie kiedy pelna (uzasadnionego) zalu domagalam sie wiadomosci.Karol jest jednak najpiekniejszy.Zwlaszcza od ogona. A czy wiesz,ze wilebicielka po czesku to fanynka? Jestem Karolkowa fanynka.
OdpowiedzUsuńCo najwyżej możesz zostać członkinią fanklubu. Musiałabyś widzieć, co się dzieje, gdy przyjeżdża Matka Chrzestna. Otóż wije się na podłodze w konwulsjach, pohukując: Karolku, ciociusia cię koooocha.
UsuńDzień dobry.Przepiękne.A jakie głodne.Po tyyylu latach czytania,ujawniam się,bo mnie zachwyt zmusił.Pozdrawiam czytaczy. Halka z Krk,
OdpowiedzUsuńNARESZCIE! Ile można się komuś włóczyć po chałupie po cichu :)
UsuńI polazła.
OdpowiedzUsuńA ja chmury szukam, jak gupkowata jakaś. Wy też?
Znalazłam. Jest tak OGROMNA, że doprawdy. :D
UsuńDobrze, że mam szkło powiększające w oprawkach.
Ej! Mało epitafiów Ci poświęciłam, Małpo Jedna?!
UsuńA jak powiem, że mało, to będzie więcej czy czeka mnie lot na chmurę?
UsuńMówiłam, żeby temu coś poświęcić :) Teraz wiem co. TAG!
UsuńJesteś lekiem na całe zło!
OdpowiedzUsuńCzworolist
Nie ma za co ;)
UsuńWięcej kotów!
OdpowiedzUsuńCo mnie zupa obchodzi??? Po zupie w brzuchu chlupie!
Kinio dobrze pisze. Wiecej kotow! Lecz nie samym kotem zyje czlowiek, niestety. Czasem zupe ugotowac musi.
UsuńKinio: Nie bądź taka, gdy świat domaga się zapoznania z większą liczbą mych talentów!
UsuńBeemwe: Kotów ci u nas dostatek i więcej nie przyjmiemy!
"Tylko informuję, że wywar na kościach to trucizna"
OdpowiedzUsuń???
Napiszę w notce, co?
UsuńNie. Veto. Nasza notka nie może być o kościach! Napisz za dwie notki.
UsuńHmmm, ja gotuję na korpusie od kurczaka, albo wrzucam całego kurczaka plus warzywa. I teraz nie wiem: tak jest ok? Czemu kości złe???
UsuńZuzanna
PandeMonia: No, sorry. Alea iacta est.
UsuńZuzanna: Zapraszam do następnej notki.
Na to dictum mogę tylko rzec, że homo homini lupus est.
UsuńAle z kościami!
UsuńPopieram Zuzannę, też mnie zadziwiło, czemu trucizna (zadziwiło czysto teoretycznie, w życiu niczego na kościach nie ugotowałam:P)
UsuńNo to teraz już wiesz :)
UsuńZresztą chyba nikt nie gotuje "na kościach". Po prostu wrzuca się je razem z kawałkiem mięsa. Sugeruję, by odciąć i wyrzucić.
Ale jak one mu tak pozwalaja jeść (Czeslawowi) obok siebie to chyba dobry znak, tak? czy nie? (nie znam się, miałam tylko psinkę :) i to jedną...
OdpowiedzUsuńZuzanna
Bardzo dobry. Tu mamy rzut pt. grzeczne kotki jedzą. Oszczędzono Państwu rzutu pt. niegrzeczne kotki przepychają się przy miskach.
UsuńCiekawsze dla siebie zostawiasz, taka jesteś....
UsuńJedną miskę odnaleziono... w łazience.
UsuńNumer notki..... Ha kto jest tu z tego rocznika!!!!!
OdpowiedzUsuńNastępna notkę Sponsoruję ja!!!
Cholera, wiedziałam, że ktoś mi wykręci ten numer.
UsuńHi hi a ja w ekstazie - patrz niżej !!!! Dlategom taka twórcza
UsuńI jak Ci wyszło! No, proszę, proszę.
UsuńJa tu buszuje po blogu a w tle syn uczy sie na głos angielskiego - a córka w otchłaniach mieszkania francuskiego !!! Ale fajnie
OdpowiedzUsuńNie możecie się dogadać i teraz wiesz dlaczego ;)
UsuńJakie toto małe i cienkie! Niech je, żywinka.
OdpowiedzUsuńU mnie króluje krem z pomidorów oraz krem z dyni. Kolonoskopia, za przeproszeniem, odbyta, mogę sobie dogadzać :). Oczywiście bez kostki rosołowej ani rusz!
Amelia
Wcale nie, wcale nie! To tamte są GRUBE i GRUBE!
Usuń(Gratuluję!)
Niutka i Behemoś też mają masę. Nie ma to jak dużo kota na zimę.
UsuńA ja bardzo, bardzo dziękuję za 1972 :-) i że koty wszystkie cztery na końcu :)
UsuńAmelia: Fakt. Nie ma jak przykryć się dużą powierzchnią kota w długi, zimowy wieczór :)
UsuńEfka: Cieszę się, że sprawiłam Ci przyjemność!
Ja wiem, że mały jest nowy, a Edek syneczek mamusi, ale ja wielbię Karola, no i trochę Zofiję. Od zawsze mam słabość do grubych i futrzanych kotów i nic na to nie poradzę.
OdpowiedzUsuńJak mi śpią na nogach, to może trochę mniejszą.
Pomyśl, że Karol śpi Prezesu na twarzy, to Ci się lepiej zrobi.
UsuńPewnie mają taką umowę, nos ogrzewa czy cuś.
UsuńZ miłości do Prezesa Karol jest otwarty na wszelkie wyzwania.
UsuńJa też nie mam dość kotów! :) Notki o kotach uczą i bawią,o! Jutro na ten przykład osobiście muszę udać się do pani weterynarz, żeby zdjęła kici kamień z ząbków i możliwe, że coś usunie przy okazji dlatego cofnęłam się do notki o usuwaniu zębów u dwóch milusińskich z powyższego obrazka :) Najbardziej w tej zębowej przygodzie przeraża mnie to, że muszę utrzymać kota na czczo do południa, a jak wiadomo sformułowanie "kot na czczo" to jakieś science fiction ;) ale się nie damy i dzielnie wytrwamy! Mam nadzieję, że za kilka dni nie będziemy już o tym wszystkim w ogóle pamiętać...Paula
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko przebiegnie sprawnie i gładko. Zdrowia Wam życzę :)
UsuńA dziękujemy :) Obeszło sie bez wyrywania, więc o zabiegu kicia już nie pamięta. Paula
UsuńBardzo, bardzo się cieszę!
UsuńPiękne masz te koty! Co do chemii - ja jestem za metodą małych kroków, tu ograniczę, tam ograniczę i lepiej mi z tą świadomością.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to dobrze się czuć. Jestem za! :)
UsuńNo jak ładnie kotki jedzą :) Piękny widok! Oczywiście widok pt. jak kotki przepychają się przy misce tez by mnie ucieszył, gdyż lubię wszystko, co z kotami związane (z wyjątkiem opróżniania kuwety :P)
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że przód kotka jest lepszy niż tył kotka, hehehe.
UsuńE tam, kotek jest piękny i z przodu, i z tyłu ;)
UsuńNiewątpliwie, aczkolwiek niekoniecznie przy akcie defekacji :)
Usuń