2139
Pewnie ostatni taki piękny weekend w tym roku.
Koty mało się nie rozpadną ze szczęścia - drzwi na taras otwarte, wejściowe otwarte, można łazić wte i wewte do wypęku. Korzystają więc ochoczo, wyprawiając się do sąsiadów oraz eksplorując najdalsze rejony ogrodu. Prezes też korzysta: zasadził 22 tuje, ustalił z sąsiadem, gdzie jest dostawca, który przywiezie do domu krzaki ok. 1,2 m za 9 marnych złociszów sztuka. Weźmiemy ze 30, to będą ostatnie w tym sezonie. Wygląda na to, że jednak poprzedni właściciele trochę przeholowali z ilością lub po prostu chcieli je sadzić jedna przy drugiej. U nas metrowe odstępy - niech tam mają miejsce na rozrastanie się.
Czekamy na gości.
Na górze pościelone, dom posprzątany. Piorę jak szalona, bo wciąż nie mogę się wygrzebać spod góry brudnych łachów made by Zuzanna. Leci trzecia pralka, a zawartość dwóch poprzednich wygląda, jakby miała wyschnąć w słońcu przed zakończeniem kolejnego cyklu.
Obudziłam się dziś o 5, nie wiedzieć czemu.
Zeszłam na dół (koty za mną, bo przecież puste po nocy), wyjrzałam przez okno tarasowe, a tam widok jak z XIX-wiecznego angielskiego kryminału z akcją w wątpliwych zakamarkach Londynu. Niepokojąca, mglista ciemność, słabo rozpraszana światłem latarni, które wydobywało z niej zaskakujące kształty, mroczne i rozmazane. Zapragnęłam to uwiecznić, zorientowałam się, że telefon na górze, więc machnęłam ręką i wróciłam do łóżka. Liczę na kolejną szansę.
Prezes w swoim żywiole.
Po prostu marnował się, chłopak. A to rośliny posadzi, a to trawę skosi, na targ rano pojedzie i przywiezie świeże bułeczki, to w końcu samochód mi opłucze i kosiarkę wyczyści przed martwym sezonem. Szczęśliwy jak pączek w maśle. Gdybym wiedziała, upierałabym się przy tym domu 5 lat temu. Choć może nie byłoby tak fajnie.
Wszystko ma swój czas.
Koty mało się nie rozpadną ze szczęścia - drzwi na taras otwarte, wejściowe otwarte, można łazić wte i wewte do wypęku. Korzystają więc ochoczo, wyprawiając się do sąsiadów oraz eksplorując najdalsze rejony ogrodu. Prezes też korzysta: zasadził 22 tuje, ustalił z sąsiadem, gdzie jest dostawca, który przywiezie do domu krzaki ok. 1,2 m za 9 marnych złociszów sztuka. Weźmiemy ze 30, to będą ostatnie w tym sezonie. Wygląda na to, że jednak poprzedni właściciele trochę przeholowali z ilością lub po prostu chcieli je sadzić jedna przy drugiej. U nas metrowe odstępy - niech tam mają miejsce na rozrastanie się.
Czekamy na gości.
Na górze pościelone, dom posprzątany. Piorę jak szalona, bo wciąż nie mogę się wygrzebać spod góry brudnych łachów made by Zuzanna. Leci trzecia pralka, a zawartość dwóch poprzednich wygląda, jakby miała wyschnąć w słońcu przed zakończeniem kolejnego cyklu.
Obudziłam się dziś o 5, nie wiedzieć czemu.
Zeszłam na dół (koty za mną, bo przecież puste po nocy), wyjrzałam przez okno tarasowe, a tam widok jak z XIX-wiecznego angielskiego kryminału z akcją w wątpliwych zakamarkach Londynu. Niepokojąca, mglista ciemność, słabo rozpraszana światłem latarni, które wydobywało z niej zaskakujące kształty, mroczne i rozmazane. Zapragnęłam to uwiecznić, zorientowałam się, że telefon na górze, więc machnęłam ręką i wróciłam do łóżka. Liczę na kolejną szansę.
Prezes w swoim żywiole.
Po prostu marnował się, chłopak. A to rośliny posadzi, a to trawę skosi, na targ rano pojedzie i przywiezie świeże bułeczki, to w końcu samochód mi opłucze i kosiarkę wyczyści przed martwym sezonem. Szczęśliwy jak pączek w maśle. Gdybym wiedziała, upierałabym się przy tym domu 5 lat temu. Choć może nie byłoby tak fajnie.
Wszystko ma swój czas.
Fantastico, i jak dobrze się czyta o waszym szczęściu.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wobec ogromu przyjemności staram się nie zwracać uwagi na przeszkody.
Usuńwłaśnie bardzo fajnie się czyta takie notki ! i tak masz rację wszystko ma swój czas :-)
OdpowiedzUsuńJuż pisałam, że wyczekałam ten dom.
UsuńPodziwiam i trochę zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńNo i chciałabym znowu mieć kota...
Wszystko ma swój czas :)
UsuńJa może kiedyś dojrzeję do mieszkania w domku i spełnię marzenie męża. Jak tak czytam Twoje notki, to może wcześniej niż później ;) Ale dzieci w mieście z wygody jednak odchowam. Sama dobra energia z tego Twojego obrazu emanuje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. A z małymi dziećmi to rzeczywiście - w mieście wygodniej.
UsuńDobrze, dobrze, że nie 5 lat temu. Przez 5 lat by mu się mogło znudzić i teraz byłby znudzony i nicnierobiący, a tak proszę jak cudnie! Zdecydowanie wszystko ma swój czas!
OdpowiedzUsuńDojrzał, mówisz? :)
Usuńwszystko ma swój czas :) dokładnie
OdpowiedzUsuńByle nie popędzać.
Usuń