2149
Dobrzy, Kochani Ludzie!
Dziękuję Wam. Za czytanie, za dobre słowo, za to, że o nas myślicie, trzymacie kciuki. Bardzo nam to potrzebne.
Z Czesiem jest źle. Przestał jeść, a jest taki chudziutki i osłabiony, że kości mu sterczą na wszystkie strony. Siedzi na środku hallu, rozgorączkowany, kiwa się bezwolnie. Gdy go ujrzałam po powrocie z pracy, pękło mi serce. Przypomniałam sobie Tusieńkę, której nie chciałam wypuścić, bo nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niej. I tak trzymałam ją z całej siły.
- Zjedz chrupeczka - mówiłam i podawałam jej do pyszczka, a ona, bezsilna już zupełnie, jadła.
I patrzyła na mnie z miłością, a ja trzymałam ją coraz mocniej. Aż do chwili, gdy zrozumiałam, jaka to podłość. I pozwoliłam jej odejść. Widok jej maleńkiego, wychudzonego, osłabionego ciałka na stole w lecznicy nie opuścił mnie do dziś.
Wierzę, że gdzieś na mnie czeka. Tam się spotkamy.
Dziś w Cześku zobaczyłam moją Tusieńkę. Kruchą, niemal przezroczystą, żyjącą siłą woli. I coś we mnie pękło. Nie mogę tego zrobić kolejnemu zwierzęciu. Skoro pora w drogę, trzeba iść.
Nikogo nie było w domu, więc jakoś łatwiej. I ciężej. Przytuliłam go, ucałowałam i pojechaliśmy. Pani doktor na nas czekała. Niestety nie zachowałam się z godnością. Wysmarkałam na stół wszystko, co myślę, by na końcu rozetrzeć sobie makijaż rękawem.
- Nie - odpowiedziała. - Jeszcze nie dzisiaj. Sytuacja co prawda jest beznadziejna, ale niech nam pani da jeszcze jeden dzień. Jeśli gorączka nie spadnie, nic się nie zmieni, dalej nie będzie jadł, pił i sikał, wrócimy do tego jutro.
Nie opierałam się. W końcu w środku mnie wszystko krzyczy, żeby żył.
Po powrocie do domu Czesiu usiadł, gdzie go posadziłam i kiwał się. A ja beczałam. Nad nim, nad sobą, nad nieuchronnością. I bylibyśmy zapewne utonęli, gdyby po około godzinie nagle nie wstał i nie poszedł do miski. Skoczyłam jak łania, w ułamku sekundy przygotowując posiłek.
Skubnął.
Ożesz, jak on mało je! Ale je. Już skubał trzy razy. Przysypia na stojąco. Kiwa się. Ale nie idzie nigdzie, żeby schować się w ciemnym kącie, tylko cały czas trzyma się w pobliżu ludzi i kotów. Mruczy pod dotykiem edkowego języka, obraca się pokazując łysy brzuszek i kładzie łapę na edkowej głowie. Serce mi pęka, ale obstawiam go domownikami, żeby nie był sam nawet przez chwilę. Jutro Zuzia, pojutrze Prezes. Więcej nie planuję, zobaczymy.
Więc, Moi Drodzy, wychodzi na to, że jesteście bardzo skuteczni...
TO DO ROBOTY, CHOLERAJASNAPSIAKREW!!!
Dziękuję Wam. Za czytanie, za dobre słowo, za to, że o nas myślicie, trzymacie kciuki. Bardzo nam to potrzebne.
Z Czesiem jest źle. Przestał jeść, a jest taki chudziutki i osłabiony, że kości mu sterczą na wszystkie strony. Siedzi na środku hallu, rozgorączkowany, kiwa się bezwolnie. Gdy go ujrzałam po powrocie z pracy, pękło mi serce. Przypomniałam sobie Tusieńkę, której nie chciałam wypuścić, bo nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niej. I tak trzymałam ją z całej siły.
- Zjedz chrupeczka - mówiłam i podawałam jej do pyszczka, a ona, bezsilna już zupełnie, jadła.
I patrzyła na mnie z miłością, a ja trzymałam ją coraz mocniej. Aż do chwili, gdy zrozumiałam, jaka to podłość. I pozwoliłam jej odejść. Widok jej maleńkiego, wychudzonego, osłabionego ciałka na stole w lecznicy nie opuścił mnie do dziś.
Wierzę, że gdzieś na mnie czeka. Tam się spotkamy.
Dziś w Cześku zobaczyłam moją Tusieńkę. Kruchą, niemal przezroczystą, żyjącą siłą woli. I coś we mnie pękło. Nie mogę tego zrobić kolejnemu zwierzęciu. Skoro pora w drogę, trzeba iść.
Nikogo nie było w domu, więc jakoś łatwiej. I ciężej. Przytuliłam go, ucałowałam i pojechaliśmy. Pani doktor na nas czekała. Niestety nie zachowałam się z godnością. Wysmarkałam na stół wszystko, co myślę, by na końcu rozetrzeć sobie makijaż rękawem.
- Nie - odpowiedziała. - Jeszcze nie dzisiaj. Sytuacja co prawda jest beznadziejna, ale niech nam pani da jeszcze jeden dzień. Jeśli gorączka nie spadnie, nic się nie zmieni, dalej nie będzie jadł, pił i sikał, wrócimy do tego jutro.
Nie opierałam się. W końcu w środku mnie wszystko krzyczy, żeby żył.
Po powrocie do domu Czesiu usiadł, gdzie go posadziłam i kiwał się. A ja beczałam. Nad nim, nad sobą, nad nieuchronnością. I bylibyśmy zapewne utonęli, gdyby po około godzinie nagle nie wstał i nie poszedł do miski. Skoczyłam jak łania, w ułamku sekundy przygotowując posiłek.
Skubnął.
Ożesz, jak on mało je! Ale je. Już skubał trzy razy. Przysypia na stojąco. Kiwa się. Ale nie idzie nigdzie, żeby schować się w ciemnym kącie, tylko cały czas trzyma się w pobliżu ludzi i kotów. Mruczy pod dotykiem edkowego języka, obraca się pokazując łysy brzuszek i kładzie łapę na edkowej głowie. Serce mi pęka, ale obstawiam go domownikami, żeby nie był sam nawet przez chwilę. Jutro Zuzia, pojutrze Prezes. Więcej nie planuję, zobaczymy.
Więc, Moi Drodzy, wychodzi na to, że jesteście bardzo skuteczni...
TO DO ROBOTY, CHOLERAJASNAPSIAKREW!!!
oj, serce się kraje, Kochana, łzy w oczach.. Robię, robię, niech idzie przez świat, niech do Was doleci, ściskam i Ciebie i Czesia :(
OdpowiedzUsuńBoże,jak ja znam to kiwanie... to kiwanie wykańcza, ale Czesiulku, Ty skub sobie żarełko, powoluśku, wykiwamy zły los, wykiwamy!
OdpowiedzUsuńOcieram łzę i zaciskam kciuki.
OdpowiedzUsuńkurde Czesiu walcz chłopie , trzymam kciuki !!!
OdpowiedzUsuńZamarłam w połowie tekstu, tępo patrzyłam na resztę, zanim do mnie dotarło, że jednak nie... trzymam kciuki najmocniej jak się tylko da!!!!
OdpowiedzUsuńKuźwa, no... Trzymam kciuki najmocniej jak sie da!!!!!
OdpowiedzUsuńJestem z Wami, zwłaszcza po tym co ostatnio przeżyłam (i przeżywam).
OdpowiedzUsuńCzesiu, trzymaj się!!!!
Normalnie się usmarkałam:)....głupia jestem wiem , bo ryczę do Cześka, którego nie znam. Ale może to pomoże??? Wiem co czujesz. Całuję Czesława w jego koci łepek
OdpowiedzUsuńWalcz kotku, nic więcej napisać nie potrafię.
OdpowiedzUsuńEch, maluszku... trzymam kciuki za ciebie. M. M.
OdpowiedzUsuńSie poryczałam
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym, żeby dał radę.
OdpowiedzUsuńJa nie mogę do roboty, bo ryczę. Ale zaraz przestanę i wtedy się wezmę.
OdpowiedzUsuńIwona
...
OdpowiedzUsuńNic nie powiem.
Trzymam i nic nie widzę bo mokro...
Szlag.
Wredny miesiąc. ..
Trzymam kciuki, trzymam kciuki, trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, wszystkie jakie się da! Siły dla Czesia i dla was! :*
OdpowiedzUsuńTrzymaj się! Bardzo, bardzo jestem z Tobą i Cześkiem.
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Ciebie i dla niego :* :*
Wchodzę tu z niepokojem, co przeczytam. Boję się zupełnie jak o własne.
OdpowiedzUsuńBądźcie dzielni, musi być dobrze!
PpM
czytam smarkając w futro naszego 5 letniego dachowca...
OdpowiedzUsuńNIECH SIĘ UDA!!
Juz juz sie biore do roboty, tylko sie wysmarkam. Mysle o nim, sily sle - skubie jedzenie, na zycie mu idzie! Sciskam kciuki, was i Czesiulka
OdpowiedzUsuńKurwa Asia,tak mi przykro strasznie:-(((((((((((((((ja to znam,ja wiem,jak to potwornie boli.
OdpowiedzUsuńDużo mocy i ciepłych myśli w stronę Czesia.
OdpowiedzUsuńślę cała moją czarodziejską moc
OdpowiedzUsuńDalej Czesiu, dalej! Wszyscy kciuki trzymają za ten ogon długaśny. Jeszcze dużo do obmiaukania zostało, nie poddawaj się chłopaku!
OdpowiedzUsuńśw. Franciszku polecam twojej opiece kotka Czesia, pomóż mu powrócić do zdrowia.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i przesyłam dobre myśli....
OdpowiedzUsuńJasna dupa, niech nastapi przełom! Czesiulku kochany bądź silniejszy,jedz po odrobince i pij!
OdpowiedzUsuńPani Joanno, co będę pisać. Myślimy o Was i tyle.
OdpowiedzUsuńJuż mnie coś takiego spotkało. Pocieszałam się wtedy, że zrobiłam, co mogłam i że mój kot miał dobre, kocie życie. Ale to niewielkie pocieszenie...
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się jak moje wyciągałem z ostrego niedożywienia i potem kociego kataru - trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńCzytam od dawna. Nigdy nie pisałam, ale teraz chcę napisać, że bardzo myślę, przeżywam i przesyłam mnóstwo ciepła i wsparcia. Wiem, jak to jest, choć ja bardziej psia jestem. Ale to bez znaczenia, jakiego gatunku jest nasz przyjaciel i członek rodziny. Ściskam i mocno trzymam kciuki. Asia
OdpowiedzUsuńNoszszsz..... Kruca fuks !
OdpowiedzUsuńNie mogę czytać komentarzy wyżej (bo i posta ledwie przeczytałam, gdyż mam woczach jakąś wilgoć, wiadomo, o co chodzi), więc pewnie się powtarzam: Czesiu, dasz radę, przytulamy wirtualnie i ślemy moc pozytywnej energii!
OdpowiedzUsuńŚciskamy kciuki i co tylko się da, dawaj chłopaku, nie rób sobie jaj, tego nie robi się człowiekom ! <3
OdpowiedzUsuńCzesiek, trzymaj się skubańcu!!!!!!
OdpowiedzUsuńAlem się zryczała. Bo ja musiałam cztery razy pozwolić odejść. Moje psy ukochane czekają na mnie, jestem tego pewna i na spacer kiedyś razem pójdziemy. (tu nastąpiło ponowne siąkanie i wycieranie)
OdpowiedzUsuńA Ty, Czesiu-Czesiulku miłością otulony, nigdzie się nie wybieraj, na żadne łąki niebieskie. Dawaj do przodu, do michy i życia! dasz radę, Kocie, dasz! Masz dla kogo.
Ocieram łzy... I bardzo mocno trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńcytrynka
Czesiulek nie daj się ! Wysyłam całą dobrą energię!!!
OdpowiedzUsuńserce peka. trzymajcie sie.
OdpowiedzUsuńCzesławie, jedz, co Ci dobrego pod nos podtykają i zdrowiej Chłopaku. Zdrowiej!
OdpowiedzUsuńMoje futra zasupłały ogony.
i Franciszek swiety, i wszyscy przyjaciele (nawet ci, nieznani), a zwlaszcza domownicy, daja takie wsparcie, ze sie Czeslawowi jeszcze dlugie kocie zycie po tej stronie teczowego mostu zapowiada, czego zyczy wierna, acz cicha czytaczka i "sympatyczka' MW (poplakalam sie i wzrok mi jeszcze szwankuje, wiec przepraszam za byki i literowki) Hanka
OdpowiedzUsuńMaleńki...Walcz...
OdpowiedzUsuńwysyłam ciepłe myślenie
OdpowiedzUsuńtrzymaj się Mały!
OdpowiedzUsuńNo,Czesiek - zdrowiej. Ja dorzucam jeszcze 100 wiader dobrych myśli, a mój pies Nord- bokser trzyma za ciebie pazury i przesyła mokre buziaki. Dorota ze Szczecina.
OdpowiedzUsuńCzesiulku? Jak tam? Daje czachy, mysle o tobie.
OdpowiedzUsuńKochana, co z Czesławem? Czekamy na wiadomości.
OdpowiedzUsuńPpM