Andrzejki
Osobną notkę postanowiłam, natchniona przez Krysię, poświęcić Andrzejkom, a właściwie pewnemu Andrzejowi – memu protoplaście. Andrzej nie jest łatwym materiałem. Mało tego – jest materiałem wyjątkowo opornym, niewdzięcznym i mnącym. Andrzejowi bowiem nie da się kupić prezentu. Jakież podchody, jakie ceregiele się wyprawiało z matką oraz żoną (dwa w jednym) przez lata. Jak się szalało, rwało włos z głowy, uprawiało burze mózgów w przeróżnych towarzystwach i konfiguracjach. Jakąż kreatywnością się tryskało. I po co? No po co, pytam się! Nigdy w życiu nam się nie udało. A trzeba wam wiedzieć, że w pomysłowości osiągnęłyśmy wirtuozerię. Gdzie tam banały w formie: - alkoholu (bez sensu, wszyscy mu znoszą); - krawatów (zabija za krawaty – on musi sam); - pachnideł (w tej kwestii jest absolutnie monogamiczny – jeden Andrzej, jedne perfumy); - rękawiczek (na pewno nie spełnią jego oczekiwań); - książek (nawet tego nie komentuję – strach się bać)! Wzniosłyśmy się on...