Poranne wstawanie winno być zakazane

Prezes dostał tydzień L4 ze względu na odniesione obrażenia wojenne. To naprawdę trudne, tak się cicho ubrać, obserwując, jak on sobie smacznie śpi. I wyjść.
Niektórzy nie wychodzą (Karol), lecz za to szaleją ze szczęścia, że Prezes pozostaje w łóżku. Szaleństwo objawia się w skokach na twarz leżącego i mruczeniu z siłą silnika odrzutowego. Przynajmniej tyle. W tych warunkach jest oczywiste, że nie będzie się przesadnie wylegiwał (Prezes), kiedy ja pracuję na chlebek.

Wczoraj po południu przyszedł mail, że dyrekcja powołuje mnie do zespołu (pieśni i tańca), którego celem jest opracowanie szczegółowych wytycznych do jednego z rodzajów kontroli funkcjonowania oddzialików Archiwum X. Ponieważ wraz z tą radosną wieścią przybyło 8 ton materiału do przyswojenia, uznałam, że mam czas do przyszłego tygodnia i poszłam do domu.
Dziś rano przyszedł drugi mail – pierwsze spotkanie zespołu (pieśni i tańca) w czwartek.
Z okrzykiem „Jeronimo!” rzuciałm się do zgłebiania wiedzy.
O 11.oo stwierdziłam, że nie muszę być najlepiej poinformowaną osobą na terenie dwóch województw (odpuszczam, co?) i wystarczy, że odniosę się do tematu w zakresie merytorycznym moich obowiązków.
Umiejętnie przetrzepawszy pracowników z wiedzy na temat oraz upewniwszy się w założonych przez siebie założeniach, odfajkowałam sprawę. Potem powróciłam do swojego kabineciku i uśmiechając się pod miejscem na wąsa uświadomiłam sobie, że niniejszym dokonałam kontroli funkcjonalnej we własnym dziale. Powinnam to gdzieś odnotowywać, jakby kto kiedy zapytał. Się głupio.

Tymczasem dyrekcja w całości udała się na jakieś tam obchody, więc idę i wszcznę jakieś życie towarzyskie.
Zwłaszcza, że po powrocie do domu muszę… popracować.

Komentarze