We dwoje raźniej

Wtorek.

Martwię się bardzo kwestią samochodu, dodatkowych wydatków, ponadprogramowych kłopotów, nierozwiązanych kwestii komunikacyjnych oraz brakiem urlopu. W efekcie snuję się jak snuj i nic nie mówię. Prezes zabiera mnie do sklepu po ciastko, bo cukier dobrze robi na poprawę humoru. W sklepie snuję się milcząc. Prezes za to gada jak najęty, zabawia mnie i odwraca moją uwagę. W pewnym momencie irytuje się moim snujstwem i wypala:
- Przestań, do diaska! Przeciez od tego nie umrzemy. Jakoś sobie damy radę.
Patrzę na niego wzrokiem snuja i rozwlekle podsumowuję:
- I co? Wyluzowałeś się, jak na mnie naryczałeś?

Środa.

Snuję się nadal. Prezes dzwoni i mówi:
- Postanowiłem, że zabiorę cię gdzieś na obiad, a potem gdzieś indziej na kawę. Wrzeszczenie na ciebie nie odpręża mnie tak bardzo, jak sądziłem, więc spróbuję czegoś innego.

Czwartek.

Nadal nikt nie chce się podjąć naprawy samochody.
Nie rozmawiamy o tym. Ale za to we dwoje.

Komentarze